|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Robert
|
Wysłany:
Pon 17:05, 20 Lut 2012 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
- Jeśli myślisz, że na to liczyliśmy, to ty jesteś w błędzie, a nie my - odpowiedział Joshowi.
Może gdyby oglądał więcej filmów sensacyjnych wiedziałby, co odpowiedzieć podczas przesłuchania, gdy dana osoba nie chce nic powiedzieć, ale tak niestety nie było. Zdanie które powiedział nawet Robertowi brzmiało głupio, ale uważał, że lepsze to niż bezsensowne milczenie niż przyznanie się do błędu. Josh też chyba nie uznał tego za interesująca odpowiedź, bo po chwili zauważył Claude i na niej skupił swoją uwagę.
Kiedyś potrafiłeś być twardy, a teraz? Weź zrób coś z sobą...
Gdy Josh się szarpnął postarał się go przytrzymać na brzuchu, ale usadowił się głupio z jego prawej strony, a lewy obojczyk miał w końcu złamany.
- Nikt z nas nie pociągnie za spust bez zastanowienia? - powtórzył ironicznie za Coffmanem - A co, jeżeli po zastanowieniu się, jednak cię zabijemy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 22:41, 27 Mar 2012 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Coffman ją prowokował. I omal nie osiągnął celu. Ratowało go tylko to, że Claude była zbyt słaba, by na poważnie zrobić mu krzywdę. Niewielkie obicia były niczym w porównaniu z tym, na co zasługiwał mężczyzna. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Paradoksalnie uspokoiło ją szyderstwo Coffmana, ton głosy z jakim wypowiadał słowo "Francuzeczka". Lekceważył ją, bo wiedział, że może sobie na to pozwolić. Czuła się przez to upokorzona, ale nie zrobiła nic prócz zaciśnięcia zębów.
- Claude? - głos Cornwella dotarł do niej jak przez mgłę. Był jednak na tyle wyraźny, by przywrócić ją rzeczywistości.
Spojrzała na duchownego trochę nieprzytomnie. O czym mówił? Jak to... spotkać się z nią? W końcu zrozumiała o czym mówi, ale w odpowiedzi pokręciła tylko głową z roztargnieniem. Nie chciała wnikać czy Hank również widział dziewczynkę. Nie teraz. Nie. Teraz liczył się tylko Coffman.
- Zostawmy go. - powiedziała głucho. - Zostawmy go na pastwę dżungli. Nic nam nie powie. Nie mamy co liczyć na to, że nam powie cokolwiek o JJ. Zwiążmy go i zostawmy.
Szybko spojrzała na Hanka, bo brzmiała, jakby chciała, żeby Joshua umierał w męczarniach... W zasadzie to chciała, ale nie, jednak nie była tak bezwględna. I nienawidziła się za to. Nietrudno było zauważyć jej rozterki.
- Zwiążmy go i wracajmy do wioski. Jestem pewna, że w którymś momencie się uwolni, ale da nam to czas na ucieczkę. - poczuła jak cała ta sytuacja ją przygniata. - Nie mam innego pomysłu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Śro 11:26, 28 Mar 2012 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Słowa, słowa, słowa...
Pierwsza odpowiedź powędrowała do Roberta.
- Jeśli mnie zabijecie, będę martwy. I co z tego?
Nie poruszał się. Czas upływał powoli, a jego obrażenia nie goiły się w zawrotnym tempie. Claude i Hank zdążyli się już wypowiedzieć, więc mógł wybierać. Księdza olał, w końcu nie dostał rozgrzeszenia. Wybrał więc Claude.
- Zostawicie bezbronnego i rannego mężczyznę na pastwę dżungli i jej mieszkańców?
Odczuwał zmęczenie i było to słychać w jego głosie.
- Mi to pasuje. Męczycie mnie. Możecie już iść, chociażby w cholerę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Robert
|
Wysłany:
Sob 19:57, 07 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
Początkowo propozycja Claude wydawała się Robertowi bardzo, ale to bardzo głupia. Albo się rozwiąże i ucieknie, by potem znów atakować wszystkich uczestników projektu (albo lepiej - ofiar projektu), albo zginie w męczarniach, czyli zabicie go byłoby nawet o wiele bardziej moralne. Chociaż Robertowi ta druga opcja wydawała się mocno nierealna.
Jednak nawet jeśli przyjdzie co do czego, czy będę w stanie go zabić? W samoobronie - tak, mógłbym. Ale leżącego, związanego i bezbronnego?
Nagle do głowy przyszła mu pewna myśl. W pierwszej chwili genialna, potem, po przypomnieniu sobie o drugiej wyspie, raczej mocno głupia, ostatecznie mimo wszystko z szansami na powodzenie.
Wziął pistolet do ręki. Powoli obejrzał go z każdej strony i delikatnym powolnym ruchem zaczął celować w Josha. Nagle zatrzymał się. Patrzył uważnie na związanego mężczyznę, niby celując w dokładny punkt na ciele. I odpuścił. Jednym ruchem przestał mierzyć i schował pistolet.
- No to chodżmy - powiedział do Claude i Hanka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 19:35, 17 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wracali pospiesznie i nie oglądając się za siebie. W milczeniu, chociaż każdy na każdego zerkał ukrycie. Co myślą inni? Czy boją się, że Joshua Coffman wróci do wioski i się zemści? Claude też zadawała sobie to pytanie, a po jej ciele kilkakrotnie przeszedł dreszcz. Było to dziwnie instynktowne, bo przecież czy mogła się bać bardziej? Miała dziwne wrażenie, że przekroczyła granicę, za którą już nic nie jest w stanie przerazić jej bardziej. Teraz odczuwała lęk po prostu permanentnie.
Po związaniu Coffmana i wycofaniu się w dżunglę przez chwilę odczuwała chęć, by się odwrócić i... Nie wiedziała co. Rozwiązać mężczyznę? Zostawić mu wodę? Zabić? Teraz potrząsnęła gwałtownie głową, by odgonić myśli. Wszystkie.
Wilgotne liście chłostały ją po twarzy, ale nie zwracała na to uwagi. Celem stał się powrót do miasteczka, do złudnego chwilowego bezpieczeństwa. Trzeba będzie się jakoś przygotować na odparcie ataku. - myślała chaotycznie. - Wrócą. Na pewno po nas wrócą. Jacob... Ty też wróć. Nie poradzę sobie bez ciebie. Mimowolnie wróciła myślami do ostatniego pocałunku, który teraz wydawał jej się pożegnalnym. Zdławiła w gardle głuchy jęk. Francja nie istniała, rodzina nie istniała, przyjaciele i Guido też - teraz pozostał jej tylko Jacob. I Jenefer. Oboje byli poza zasięgiem. Claude jeszcze raz przełknęło ślinę, by chociaż spróbować się uspokoić. Wzięła kilka głębokich wdechów. To pozwoliło jej powrócić do względnej i bardzo chwiejnej równowagi.
Wyprzedzając mężczyzn o parę kroków, pewnie ruszyła w stronę wioski. Powinni dotrzeć tam w nocy. O ile się pospieszą i będą mieli wystarczająco dużo sił.
[miasteczko - ekipo, gdy zmieni się pora dnia na "noc" od razu piszemy w miasteczku.]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Śro 8:52, 18 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Odeszli. Poszli w cholerę, pewnie w stronę zabudowań.
Coffman opuścił głowę bezwiednie na mokrą trawę, odczuwając chłód ziemi. Aura wokół posągu wpływała na niego niesamowicie mocno, wywołując w nim nieokreślony strach - uczucie niezbyt dobrze mu znane. Można powiedzieć że bał się Linusa. Nie. Teraz był w stanie rozróżnić obawę przed reakcjami lidera od strachu wywoływanego przez otoczenie i jego sytuację.
Leżał chwilę nieruchomo, próbując obmyślić plan działania. Na swoją wyspę nie mógł wrócić, a jeśli mógł musiał zrobić to szybko, nim Linus zorientuje się że nie ma go tam gdzie być powinien.
Minęło już sporo czasu od momentu tej cholernej teleportacji. Co to w ogóle miało, kurwa, być? Linus już pewnie wie.
Te dwie rzeczy należało jakoś załatwić, wykorzystać je na swoją korzyść. Muszę spróbować przekonać Bena, że dobrze się stało że złamałem święty zakaz wchodzenia do świątyni. Tyle że Linus nie musi mnie słuchać. Może mi od razu wpakować kulkę w łeb i będzie po temacie.
Joshua Coffman był w stanie uwierzyć w bajkę lidera zasłyszaną od niego na szczycie świątyni. Bo jak inaczej miał sobie wytłumaczyć całą tą szopkę, której doświadczył w jej sekretnych zakamarkach? Spróbował wstać, wlepiając spojrzenie w posąg. Widział ten posąg parokrotnie. Nie wstał jednak, sprawiłoby mu to za dużo bólu. Poza tym był wyczerpany. Wpatrując się w posąg, mając skrępowane ręce i odczuwając strach, nie był w stanie zasnąć od razu. Przytłaczała go cisza, gdy noc nadchodziła wielkimi krokami. Jednak w końcu Coffman odpłynął w krainę snów, z których niewiele miał zapamiętać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Robert
|
Wysłany:
Śro 18:06, 18 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
Odeszli w milczeniu. Nie pożegnali się z Joshem ani nic z tych rzeczy. Bo i co mieli powiedzieć? Że życzą mu śmierci? Po co? Żeby jeszcze bardziej pokazać swoją słabość gdy nie zabili go.
Ale nie. Nie wiedział, co kierowało Claude, ani Hanka. Ale Robert miał plan. Plan, w którym śmierć Josha była zdecydowanie nie wskazana.
- Claude, zaczekaj chwilę - powiedział gdy przeszli już na tyle duży kawałek, że Josh na pewno ich nie słyszał - Ja zostanę.
Spojrzenia Claude i Hanka były dość mocno zdumione, ale Robert spodziewał się tego. Pewnie byłby jeszcze bardziej zdumiony, gdyby oni nie byli zaskoczeni jego decyzją. No, ale tak się nie stało.
- Josh prędzej czy później powinien się uwolnić. Wydaje mi się, że jego nagłe pojawienie się tutaj wcale nie było celowe. Ba, jestem tego nawet pewien. Dlatego też zakładam, że po uwolnieniu się spróbuje wrócić na ich wyspę. Jeśli będę go śledził, to może przy odrobinie szczęścia zyskamy jakąś porządną łódź. I może coś więcej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Czw 13:53, 19 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Głowa wyczerpanego Coffmana powoli opadła, a on sam odpłynął w płytki sen. Posąg znów błysnął białym, oślepiającym światłem, a obok leżącego mężczyzny zmaterializowała się ogromna, czarna pantera. Mrugnęła parę razy, nastroszyła wąsy i spojrzała w kierunku śpiącego. Chwilę później ruszyła w kierunku dżungli i bezszelestnie zniknęła wśród drzew.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Hendrick Cornwell
|
Wysłany:
Czw 11:29, 03 Maj 2012 |
|
|
Dołączył: 29 Cze 2011
Posty: 65 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Jesteś pewien Rob, że to dobry pomysł?
W głosie księdza zabrzmiała nutka niepewności.
- Oprócz niego w dżungli grasuje... to coś, ten demon. Jest bardziej nieobliczalny i niebezpieczny niż Joshua. Josh przy nim to zaledwie szczeniaczek, nieporadne i słodkie kociątko. Zostać z Tobą? Jestem starym reumatycznym dziadkiem, ale we dwóch zawsze raźniej.
Spojrzał na Claude, badając wzrokiem jej twarz w zapadających ciemnościach nocy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|