|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Benjamin Linus Templers
|
Wysłany:
Pią 22:14, 01 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wzburzone morze napawało Bena obrzydzeniem. Nie znosił wody, nie znosił morza. Chyba nawet bardziej, niż konnej jazdy. Dodatkowo, atmosfera tej wyspy. Trupi zaduch rozkładu, szept dżungli, zwidy... i Alma. Rosnąca w siłę mimo spokojnego snu. Stara, wredna suka. I te karaluchy, dające jej siłę...
Pogoda nie poprawiała się, co Ben składał także na jej barki. Podróż kruchą, niewielką łodzią przez cieśninę dzielącą Wyspy był przy tym stanie morza szaleństwem, skazanym z góry na zagładę. Jedyne, co można było teraz robić, to... czekać.
Czekać! Jakby to było to, czego bym pragnął! Zły, sięgnął po nóż i leżący nieopodal mokry (a jakże!) kij. Zaczął go strugać, poświęcając tej czynności całą swoją siłę i energię, rozładowując na tej czynności swoje emocje. Pół godziny później wciąż strugał pozostałości kija, a obok niego, moczonych deszczem i rozwiewanych wiatrem, walała się masa zestrużyn.
Nuda. I złość.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pią 23:49, 01 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Deszcz padał z coraz mniejszą siłą, zniknęły błyskawice i grzmoty. Powietrze stało przyjemnie rześkie. Zapadła cisza.
W południe zza ustępujących chmur nieśmiało wyjrzało słońce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Wto 21:30, 05 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Szukanie w deszczu było bezsensowne. Jednak brnęli w ulewie do czasu aż stopniowo przestawało padać i powoli się rozpogadzać. Peter zresztą przyjął to z ulgą, co widział też na twarzy dziewczyny. Tak się mu przynajmniej zdawało. Wszedł trochę w gęstwinę dżungli, przeszukując skrupulatnie (jak zwykle zresztą) każdy zakamarek gdzie można byłoby umieścić łódź. Po dwóch godzinach poszukiwań Peter wyszedł na piasek, mrużąc oczy przed blaskiem słońca nieśmiało wyglądającego zza chmur. Od razu poprawił się mu nastrój i z lubością wystawił zziębnięte ciało do promieni słonecznych.
- Cudowna odmiana, co nie? Na tyle cudowna że od razu czuje się człowiek lepiej. Peter odwrócił głowę w drugą stronę, w kierunku gdzie jeszcze nie szukali. Wtedy wpadła mu do głowy myśl. Myśl którą musiał wypowiedzieć na głos.
- Wiesz, jestem głupi jak but. Jak dobrze znasz Coffmana? Z tego co zaobserwowałem jest to człowiek poniekąd bardzo wygodny. Wykorzystał nas do przeniesienia skrzyni na plażę, bo sam nawet z twoją pomocą nie byłby w stanie zrobić to tak szybko. A więc... może powinniśmy szukać łodzi w pobliżu skrzyni? Myślę że chciał ją mieć blisko łodzi, na wypadek gdyby musiał ją sam w niej umieścić gdyby... gdyby się już nas pozbył. A skrzynia - uniósł rękę i wskazał palcem kierunek w którym i tak zmierzali - powinna być tam, stosunkowo niedaleko.
Peter uśmiechnął się, nie mogąc opanować swoich ust od drgań plątającego się nań uśmiechu. Miał nadzieję, że się nie myli w swoich przypuszczeniach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Śro 14:23, 06 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Rzeczywiście. - zastanowiła się. - Joshua jest wygodny. Wygodny i pewny siebie. Więc możesz mieć rację.
Z ulgą obserwowała wychodzące słońce. To było za mało, by poczuła ciepło, ale przynajmniej rozjaśniało nieco ponure myśli. Maja zaczęła na nowo wierzyć, że szybko uda im się dotrzeć na jej rodzimą wyspę. Oczywiście o ile znajdą łódź, a to już nie wydawało się aż tak wielkim problemem. Pomysł Petera był całkiem niezły. Zdecydowanie i nawet z pewną dozą radości ruszyła w stronę, w którą wskazywał Peter. Będąc kilka metrów przed nim, odwróciła się i zaczęła iść tyłem, żeby widzieć jego twarz,
- Może już niedługo będziemy u mnie! - uśmiechnęła się. - Będziemy mogli odetchnąć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Pią 14:05, 08 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Nie sądzę abyśmy mogli odetchnąć. Ale fakt. Chwile spokoju bardzo się nam należą. Zwłaszcza Tobie.
Podbiegł do niej i złapał ją w ramiona, ciesząc się że poszukiwania nie są tak całkowicie bezdenne. Ciesząc się że mają szanse na pozostawienie tego wszystkiego w tyle. Złapał ją w pasie i uniósł do góry, jednocześnie obracając się dookoła. Ładował swoje baterie każdym jej uśmiechem, choćby nawet wątłym. Chciał sprawić aby był większy.
Cokolwiek zrobisz, nie zdołasz jej uratować.
Te słowa napawały go dreszczem.
Zobaczymy suko, przekonamy się jeszcze.
Pomimo protestów Peter okręcił się jeszcze raz i dopiero wtedy opuścił Majkę na piasek.
- Nawet nie wiesz ile bym oddał abyś się uśmiechała częściej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Sob 9:39, 09 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Nagłe zachowanie Petera wprawiło Majkę w osłupieni i dopiero po chwili zaczęła protestować, piszczeć ze śmiechem, żeby ją puścił. Było w tym coś naturalnego. Coś, co było właściwe dla młodych beztroskich ludzi. Aż zaczęła wierzyć, że mogą rozwiązać swoje problemu. Nawet nie wiesz ile bym oddał, abyś się uśmiechała częściej. - powtórzyła słowa Petera i zarumieniła się. Poczuła, że dystans między nimi znów się zmniejsza.
- Masz rację, nie wiem. - zaśmiała się i cmoknęła chłopaka w policzek. - Ale jest to dla mnie bardzo ważne.
Pociągnęła Petera w stronę zarośli.
- Chodź! Odnajdziemy w końcu tę cholerną łódkę!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Nie 21:52, 10 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Popołudnie przeciągało się leniwie. Parne powietrze stawało się nie do zniesienia. Wyglądało na to, że po deszczowych dniach nastały te upalne. Wieczorne niebo było czyste od chmur, rozgwieżdżone niebo cieszyło oczy.
Było cicho i spokojnie. Ale wyspa nie spała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Benjamin Linus Templers
|
Wysłany:
Pon 9:43, 11 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Łódź była przygotowana do podróży. Ben wyrzucił z niej nawiany i zmieniony przez burzę w błoto piach, jakieś gałązki i zeschłe liście, zepchnął łódź do samej strefy przyboju. Wiosła umocował przy burcie, przyczepił silnik i uzupełnił zawartość baku. W zasadzie mógł już wypływać. Wrócił jednak do dżungli, gdzie miał zamiar znaleźć kilka owoców, by nasycić głód.
Najłatwiejsze do odnalezienia okazały się banany - nieco jeszcze zielonkawe, twardawe i cierpkie w smaku, pozwoliły jednak zaspokoić głód. Ben zjadł kilka na miejscu, parę sztuk wziął w dłoń i ruszył z powrotem na wybrzeże. Stojąc wciąż pod osłoną drzew, ostatnim spojrzeniem omiótł zachodni i wschodni koniec plaży. Już miał ruszyć do swojej łodzi, gdy uzmysłowił sobie nieprawidłowość w obserwowanym przez siebie obrazie.
Od wschodu ktoś się zbliżał. Na razie nie dało się dostrzec kto to, ale widać było wyraźnie dwa zblizające się punkty, powoli rosnące i stające się niewielkimi postaciami ludzkimi. Przeklął, wyrzucił trzymane owoce, cofnął się znów pomiędzy krzaki i gałęzie, po czym - korzystając z tej prowizorycznej osłony - ruszył powoli w ich kierunku. Był gotów zabić każdego karalucha, który mógłby dostarczyć do ich gniazda informację o tym, że widział Bena i łódź.
Jednak w miarę, jak dystans między nimi się zmniejszał - Ben poruszał się powoli i ostrożnie, starając się nie wywoływać zbędnego hałasu, ale nadchodząca z naprzeciwka dwójka nie starała się ukrywać, ani nie zachowywała żadnych środków ostrożności - jedna z nadchodzących postaci stawała się coraz bardziej znajoma i wkrótce Ben uśmiechnął się szeroko. Niesamowitym i zupełnie niespodziewanym był fakt, że zguba, po którą posłał na wyspę dwójkę swoch ludzi, sama pchała mu się w dłonie.
- Niech mnie... - mruknął sam do siebie - toż to mała Donowan...
Towarzyszył jej obcy chłopak - niewątpliwie jeden z karaluchów zamieszkujących wyspę. Co ona planuje? Obcy nie wygląda na więźnia... Czy Majka może chcieć go dostarczyć na naszą wyspę, by odkupić winę?
Nadchodzący dostrzegli łódź, zaczęli biec w jej kierunku. Ben pozwolił, by go minęli, po czym najspokojniej w świecie wyszedł z zarośli na piasek plaży i - niedostrzeżony - ruszył za nimi upewniwszy się jednak, że wykradziony z domu Obcych nóż ma wsunięty za pasek.
- Donovan - odezwał się na tyle głośno, by nie mieć wątpliwości, że zostanie usłyszany. - Co za miłe spotkanie. W tak pięknych okolicznościach przyrody... - nie przestając iść rozłożył ręce w powitalnym geście i uśmiechnął się szeroko, przyjaźnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Benjamin Linus dnia Pon 9:47, 11 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Pon 21:54, 11 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Zarośla nie skrywały niczego obiecującego, dlatego po chwili namysłu postanowili iść dalej. Niespodziewanie zapewne dla nich obojga był majaczący kształt znajdujący się na plaży przed nimi. Kształt który im bliżej się znajdowali stawał się łodzią. Radość w oczach Petera zmusiła go do biegu, jakby owa łódź była fatamorganą i miała się rozpłynąć w nienaturalnie szybki sposób. Słyszał że i Majka biegnie tuż obok niego, że prawdopodobnie oboje myślą teraz o jednym - o niewyobrażalnym wręcz szczęściu, o opcji która normalnie nie powinna była mieć miejsca.
Łódź gotowa do odpłynięcia?
Nie zdążył tego głębiej przeanalizować, gdy za jego plecami rozległ się obcy ton głosu. Zatrzymali się momentalnie. Chłopak w pierwszej chwili pomyślał, że to Coffman, że zrobił zasadzkę w którą dali się złapać jak małe dzieci. Przełknął głośno ślinę, odwracając się by zobaczyć obcą twarz obcego mężczyzny. Bez zastanowienia Peter zasłonił Majkę swoją osobą, obawiając się że Dym wrócił spełnić obietnicę.
- Kim jesteś, czego od niej chcesz?
Peter był niepewny i taką samą miał gestykulację. Nie wiedział czego się spodziewać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Benjamin Linus Templers
|
Wysłany:
Pon 22:23, 11 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Kim jestem? - roześmiał się, widząc reakcję chłopaka. Starał się zasłonić sobą Majkę, więc nie mógł być jej więźniem, chyba, że odezwał się w nim z tak wielką mocą syndrom sztokholmski. - Niech twoja przyjaciółka ci powie, jeśli jeszcze tego nie zrobiła. Jestem panem życia i śmierci na tej wyspie. I na tej drugiej również.
Nie przestając iść w kierunku łodzi, omijał Majkę i Obcego łukiem, wciąż wesoło się uśmiechając.
- I tak na przykład mogę wam zdradzić w sekrecie, że w tej właśnie chwili - teatralnym gestem zerknął na zegarek - przyjaciele obecnego tu przedstawiciela Przybyszów poddawani są eksterminacji. A gdy zabawa się zakończy, cała wasza mizerna osada będzie wyglądać tak, jak jeszcze niedawno wyglądał jeden z waszych domków... - spojrzał chłopakowi w oczy, a uśmiech nie znikał z jego ust. - Eksplodował jakiś czas temu, prawda? W każdym bądź razie - spełnia się właśnie wydany przeze mnie rozkaz, z którym, Majeczko, byłaś łaskawa się bez mojej wiedzy zapoznać.
Ruszył dalej, zostawiając oboje za plecami.
- Co zamierzałaś z tym chłopcem zrobić, Maju? - rzucił przez ramię, nie odwracając się. - Złożyć go w ofierze i oddać w moje ręce licząc, że odkupisz swoje przewinienie? Czy ukrywać go na naszej wyspie, naiwnie w swej głupocie licząc, że nikt się nie dowie ani o twoim powrocie, ani o jego bytności?
Zatrzymał się i obrócił w ich kierunku i dokończył.
- Czy sama jeszcze nie byłaś przekonana?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Wto 6:55, 12 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Głos Bena był jak zaciskająca się na sercu Majki lodowata pięść. Wszelkie nadzieje roztrzaskały się na milion kawałków. Odwróciła się wolno, z wahaniem. Peter chciał ja ochronić, ale nie było takiej możliwości, by cokolwiek ochroniło w tym momencie Maję przed napływem lęku. A mimo wszystko... Mimo wszystko w pierwszej chwili chciała podejść do Bena, skłonić z pokorą głowę i przeprosić. W drugiej, trzeciej i czwartej też. Słowa Linusa były jak zardzewiałe, nasączone alkoholem szpilki. Bolały. Zacisnęła mocno pięści. Nie miała innego wyjścia, a przynajmniej tak jej się wydawało.
- Benjamin... - wypuściła z siebie powietrze. Serce przyspieszało z każdą sekundą, mięśnie napinały się. Wystąpiła przed Petera, marszcząc czoło. - Przepraszam, Ben. Wiem, że nie powinnam o niczym wiedzieć. To był błąd. I cała reszta też... - głos jej się załamał. - Ale proszę, nie rób krzywdy Peterowi. Przez cały czas chronił mnie przed obcymi. Ben, proszę... Jeżeli jest coś, co mogę zrobić, żeby się jakoś zrehabilitować i żeby Pete'owi nic się nie stało, zrobię to. - opuściła ramiona. - O ile wyrok na mnie jest w ogóle do odwołania...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Benjamin Linus Templers
|
Wysłany:
Wto 9:22, 12 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Założył ręce i stał dłuższą chwilę, wpatrując się w Majkę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Dziewczyna była zapędzona w kozi róg. W końcu co mogła zrobić? Znów uciec? Prędzej czy później i tak musiałaby się poddać. Nie mogła liczyć również na pomoc Przybyszów... Co zrobić z tym Obcym? Majka zaufała mu... a co dziwniejsze, on zaufał Majce. Ciekawe, czym go przekonała? Może dzięki niej uda się czegoś dowiedzieć.
- Wracamy do domu - odezwał się w końcu. Zdjął z ramienia swój chlebak i odpiął od niego pasek, po czym podał go dziewczynie. - A on płynie z nami. Zwiąż mu nadgarstki na plecach. Mocno. Jeżeli macie jakąś broń, radzę ją oddać już teraz. W przeciwnym razie mogę zmienić zdanie co do jego i twojej przyszłości.
Spojrzał na chłopaka, wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy. W lewej ręce trzymał chlebak bez rączki, prawa powędrowała za plecy, w pobliże rękojeści noża. Ben raczej nie przypuszczał, że Obcy sprzeciwi się jego decyzji, ale wolał być przygotowany na najgorsze i zaatakować jako pierwszy.
Pozostawało pytanie, jak wykorzystać chłopaka, gdy już dotrą na swoją wyspę i wyciągną z niego ile się tylko da? W głowie Bena zaczął się formować plan...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Wto 9:48, 12 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Wiązanie nie będzie konieczne! - zapewniła gorliwie.
Ale wzięła pasek do rąk. Nie ruszyła się jednak z miejsca. Przyciskała pasek do siebie, jakby chciała by pozostał przy niej. Wiązanie Petera napawało ją obrzydzeniem. A mimo wszystko wiedziała, że jeśli Ben nie zechce zmienić zdania - zrobi to. Ze łzami w oczach, ale zrobi.
- Ben, proszę. Zobaczysz, że Pete jest wart twojego zaufania. - odwróciła się za siebie, rzucając chłopakowi ponaglające spojrzenie. - Oddaj broń, Pete.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Czw 15:21, 14 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Peter stał w miejscu rażony informacją o tym, że w tej chwili ludzie Benjamina Linusa eliminują jego... przyjaciół. Nie był w stanie się poruszyć, nawet sięgnąć po broń, pomimo tego że miał ochotę odstrzelić temu człowiekowi łeb. Miał w końcu czym to zrobić. Wrócił do rzeczywistości dopiero w momencie kiedy Majka gorliwie zapewniała o tym że jest godny zaufania. Starał się opanować, nie dopuszczać do siebie informacji że w tej chwili giną ludzie.
Zostawiłeś kartkę Jenefer. Ale Jenny tutaj nie ma. Atena, mała Sophie...
Drżenie rąk stało się bardzo widoczne.
- Dlaczego to robisz? Czym Ci zawiniliśmy? Dlaczego nie nawiązaliście z nami kontaktu, tylko na przywitanie wysadziliście mój dom w powietrze? Dlaczego nie pomogliście nam wydostać się z gówna w jakie wrzuciło nas White Reaven?
Peter sięgnął po broń i wyciągnął ją, rzucając pod nogi Linusa.
- Oddaję Ci swoją broń tylko ze względu na Majkę.
Gdyby nie ona, z wielką chęcią wpakowałbym Ci kulkę w łeb.
Ruszył w kierunku łodzi, a przechodząc obok lidera drugiej wyspy, zatrzymał się na chwilę, nie patrząc w jego kierunku.
- Nie wiedziałem że spotkam tutaj dzieciobójców. Bo wiesz o tym, że twoi ludzie mordują właśnie niewinną dziewczynkę i nienarodzone jeszcze dziecko?
Ruszył dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Pią 9:13, 15 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Pete! Ściągnęła ze smutkiem brwi. Wybuch chłopaka mogła nawet zrozumieć. Ale myślała, że skoro zdecydował się popłynąć na jej wyspę, to uporał się z własnymi emocjami. Ostrzegł swoich przyjaciół, zrobił, co mógł. Poza tym sam zdecydował, że z nimi nie zostaje, a przecież wiedział jak to się skończy. Czego innego mógł się spodziewać? Likwidacja to likwidacja, Majka nie znała innego znaczenia dla tego słowa. Dopiero teraz zaczęła zauważać, jak bardzo się różnią światopoglądowo. Wychowywali się i żyli w zupełnie innych światach. Do Petera nie docierało, że pewne rzeczy muszą zostać zrobione, bez względu na czy ocierają się o granicę moralności, czy nie. Oczywiście, Majce również nie podobało się krzywdzenie innych, jednak wierzyła, że wszystko co robi Linus, robi po to, by ochraniać coś bardzo ważnego. Świątynię.
Majka podniosła broń i posłusznie podała ją Linusowi. Miała nadzieję, że desperacki bunt Petera zostanie mu wybaczony, bo w końcu wykonywał polecenia. Co z tego, że puszył się przy tym jak obrażony mały chłopiec?
- Przepraszam za niego. - powiedziała cicho tak, by Peter tego nie usłyszał. - Obiecuję, że się tym zajmę.
Była zdeterminowana, by za wszelką cenę ocalić Petera.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|