|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Sob 0:54, 24 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Collis doskonale zdawał sobie sprawę, że Upper wie. Wie o wlepianych w niego oczach, słyszy ironiczne komentarze. W każdej chwili mógłby się odwrócić i zdzielić Lancastera na odlew. Mógłby. I nikogo by to specjalnie nie zdziwiło. Więc dlaczego Collis ryzykował? Bo czuł się nieswojo w tej cholernej dżungli, a gdyby łysy kryminalista mu przywaliłby miałby chociaż namiastkę brudnych zakątków Londynu.
Z westchnieniem włożył sobie papierosa do ust. Zippo zaskoczyła dopiero za drugim razem, co zostało okraszone odpowiednio wulgarnym komentarzem. Zapalił. Niewielkie gałązki co chwilę uderzały go w bok głowy, pnącza zaczepiały o spodnie, plątały nogi. Byli nadal mokrzy. Miał nadzieję, że dotrą do siedziby Robertsona lada moment... Ledwo zdążył to pomyśleć, a Jacob osłonił ostatnie liście i ich oczom ukazała się niewielka polanka i chata. Wyglądała na lichą, mało solidną. Nic dziwnego. - uśmiechnął się krzywo, w kąciku ust zwisał papieros. - W końcu stoi tu cholera wie od kiedy. Opuszczona... Samotna jak my. Przy ostatnim zdaniu mina mu trochę zrzedła. Znowu pomyślał o Jenefer i chyba pierwszy raz przez jego głowę przemknęła szybka jak błyskawica myśl, żę mogą nie zdołać jej uratować. Zaklął szpetnie w duchu.
Wyminął Jacoba i ruszył w stronę chaty.
[chata Robertsona]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pią 22:14, 10 Lut 2012 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wilgotny, pochmurny i mokry poranek zmienił się w równie wilgotne i ponure popołudnie. Deszcz co prawda nie padał, ale niskie chmury groziły opadami. Przyroda zamilkła i zamarła, jakby pogrążyła się w uśpieniu.
Nastało popołudnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Pon 15:22, 05 Mar 2012 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Po wyjściu z chaty Robertsona, Jacob - w oczekiwaniu na gramolących się z tyłu Collisa i Snuffa - wykonał kilka szybkich skłonów, żeby rozprostować kości. Jego organizm coraz bardziej odczuwał skutki braku snu i nieregularnego odżywiania, przypominając o sobie nagłymi szarpnięciami bólu w kończynach i plecach.
Upił kilka łyków wody z manierki.
- Zapomniałem wziąć harmonogramu wycieczki - odparł Patsy'emu, gdy zagłębili się w dżunglę. Notoryczne pytania z serii "co dalej robimy?" i "jaki jest plan?" zaczynały mu działać na nerwy. Nie chciał brać na siebie ciężaru przewodnika, a tym bardziej jakiegoś przywódcy ich niewielkiej grupki. - Nie byłem jeszcze w tej części dżungli, ale chyba nie zmieniamy kierunku? Panowie? - rzucił z nadzieją, że ktoś go wyręczy. - Kiedy dotrzemy do plaży, zorientujemy się w sytuacji. W najgorszym razie zbudujemy tratwę - stwierdził lekko, jakby całe życie zajmował się właśnie konstruowaniem tratew i czółen. I rzeczywiście, nie widział w tym zagadnieniu niczego skomplikowanego. - Mamy siekierę i całkiem niezłą motywację, powinno wystarczyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Pon 17:07, 12 Mar 2012 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Początkowo wolne, narzucone przez Patsy'ego tempo, zmieniło się, kiedy niewiarygodnym łutem szczęścia natrafili na wydeptaną przez kogoś ścieżkę. Ślady wyglądały na stosunkowo nowe, mogły więc być pozostawione na przykład przez mieszkańców Ras-Shamry, którzy w pierwszych dwóch tygodniach pobytu na wyspie często odwiedzali północną plażę. Oczywiście, ścieżka mogła też powstać wskutek działalności obcych z Linusem na czele, ale nie stanowiło to obecnie większej różnicy. Cel pozostawał ten sam, a oni i tak starali się zachowywać maksymalną czujność.
Jacob uważnie przyglądał się pniom mijanych drzew i kępkom gęstszych zarośli. Nie spodziewał się zasadzki, bo jaki cel przyświecałby komukolwiek, żeby zastawiać ją w tym miejscu? Jeśli "tamci" podjęli jakieś środki ostrożności, zapewne skupili się na obronie własnego terytorium albo zajęli przyczółki w pobliżu Ras-Shamry. Jacob zrozumiał, że jakiekolwiek spotkanie w tej części dżungli byłoby raczej dziełem przypadku, jak wtedy, gdy razem z Johnem zostali ostrzelani przez nieznanego napastnika. W obecnej sytuacji ostrożność sprowadzała się więc do nierobienia wokół siebie hałasu, co chyba wszyscy - biorąc pod uwagę ogólne milczenie i niechęć do rozmów - wiedzieli.
- Czujecie? - zapytał w pewnym momencie, biorąc głęboki oddech. Rozrzedzał się nie tylko las - również powietrze, gęste jak dotąd i lepkie, stało się bardziej rześkie. Lekkie podmuchy wiatru chłodziły rozgrzane ciała, niosąc ze sobą zapach morza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Pią 17:56, 06 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Chociaż Jacob nie doczekał się odpowiedzi żadnego ze swych towarzyszy, a jeśli jakaś padła - nie dosłyszał jej, wiedział, że węch go nie zwodzi. Przez większość życia mieszkał w pobliżu oceanu, niemal wychował się w Santa Monica, i chociaż teraz stronił od zbiorników wodnych większych od przeciętnego basenu, nie mógł się mylić.
- No proszę - powiedział głośno, widząc przed sobą jasny pas plaży. Piasek rozstępował się pod ciężarem kroków. Gdzieniegdzie dało się dostrzec odciśnięte w nim inne, starsze ślady. Szybki rzut oka wystarczył natomiast, by upewnić się, że w pobliżu nie ma żywej duszy. Ktokolwiek wizytował wcześniej tę część plaży, zdążył stąd odejść.
- Całkiem tu... Ładnie. - Jacob otarł pot z czoła, ściągając plecak i rzucając go na naniesione przez fale odłamki zbutwiałego drewna i liści. Uznał, że tylko potężny sztorm mógł je wyrzucić tak daleko od spokojnego obecnie brzegu. A na myśl o sztormie, wzburzonych tabunach wody, bezkresnym odmęcie oceanu, aż się wzdrygnął.
No cóż - pomyślał, wcale wesoło - Kolejna granica do przekroczenia...
- Byliście tutaj wcześniej? - zapytał, nie odwracając się do pozostałych i wpatrując się w linię horyzontu. - Jakieś pomysły, w którą stronę musimy iść, żeby zobaczyć drugą wyspę? Iść... Albo płynąć?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Wto 19:59, 17 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wychodząc z dżungli na piasek, potknął się o ukrytą gałąź, zachwiał i niemal poleciał do przodu. Kurwa... - warknął w myślach, patrząc jak zwisający wcześniej z ust papieros ląduje na wilgotnym piasku. Sięgnął po niego, nie chcąc stracić ani milimetra tytoniu. Zaciągnął się i dopiero wtedy rozejrzał na boki. Ani żywej duszy. Bezludna, kurwa, wyspa. Wsadził ręce do kieszeni i gapił się na morze, jakby to miało przynieść jakąś odpowiedź. Oczywiście nie przyniosło. Mało tego - niespecjalnie było widać drugą wyspę...
- Ja pierdolę... - mruknął pod nosem. Był zdenerwowany i zniecierpliwiony. Poza tym z każdą godziną szanse Jenefer malały. - Wyszliśmy chyba od trochę innej strony.
Jeszcze raz rozejrzał się uważnie. Był przecież na plaży od strony drugiej wyspy, tam bił się z Coffmanem, tam prawie stracił życie. Nie potrafił jednak powiedzieć, w którą stronę powinni się udać. Nie na sto procent. W końcu wskazał na prawą stronę.
- Myślę, że powinniśmy iść w tamtą stronę. - zastanowił się. - Jeśli Coffman przypłynął łodzią, powinna być gdzieś na granicy dżungli. Pewnie kurewsko dobrze ukryta... Trzymajmy się przy linii drzew i miejmy nadzieję, że coś tam znajdziemy, bo jeszcze chwila i wszystko będę miał w chuju.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak wulgarny. Tylko to mu zostało. Ujmujący i zawadiacki sposób bycia ukrył się pod zmęczeniem i irytacją. Taki stan był wynikiem bezradności. Frustracja Collisa sięgała zenitu. Więc zapalił jeszcze jednego papierosa. Zaciągnął się, potem powiódł wzrokiem po twarzach Uppera i Sacripanto.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 22:25, 17 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jeżeli chce pan dotrzeć na mityczną drugą wyspę, proszę kierować się w prawo, a potem cały czas prosto.
Jacob dopiero teraz uświadomił sobie, że uśmiecha się półgębkiem. Bezkres plaży i oceanu wiele mówił o absurdalności sytuacji, w której wszyscy oni się właśnie znaleźli.
- Chyba nie jesteś zbyt przekonany, co? - rzucił, przenosząc wzrok gdzieś ponad chude ramię Lancastera i obserwując Snuffa gramolącego się na krawędzi dżungli. Wyglądało na to, że nie tylko jego zmęczyła wędrówka przez wyspę z ładunkiem broni. - No cóż, nie jesteśmy żołnierzami. Ani pieprzonymi harcerzykami. Równie dobrze mógłbym rzucić monetą, gdybym jakąś przy sobie miał. Pójdziemy, jak mówisz.
I ruszył we wskazanym przez Collisa kierunku, zatrzymując się jednak nagle po kilku krokach.
- Mam, kurwa, nadzieję - odwrócił się - że nasz kolega nie zamaskował tej łodzi wystarczająco dobrze. Ani głęboko między drzewami. Bo wtedy ja też będę miał wszystko w chuju, a tego chuja ty będziesz miał w dupie, miły panie - roześmiał się krótko, bo i niezbyt było się z czego śmiać. - Snuff! - krzyknął ponaglająco. - Pójdziemy szeregiem, mniejsze ryzyko, że coś przeoczymy! - pokazał gestem, aby mężczyzna wracał na skraj dżungli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Wto 23:49, 17 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Ja pierdole pomyślał widząc bezmiar oceanu. Coraz mniej zaczynała mu się podobać ta w pełni improwizowana wyprawa. Upper chciał uchodzić za kogoś z "planem" coraz bardziej jednak widać było, że ich przewodnik nie ma zielonego pojęcia co dalej robić.
-Jak nie macie pierdolonego numeru do Jezusa - powiedział rzucając na piasek karabin, taszczenie M16 przez dżunglę w pełnym upale nie było najprzyjemniejszą formą spędzania czasu - to mamy przesrane. Ja po wodzie chodzić nie umiem - zaśmiał się z własnego "dowcipu".
Collis wspomniał o łodzi, którą przypłynął jeden z agresorów. Ten sam który go obraził, nazywał "robaczkiem" i lekceważył. Na samo wspomnienie poniżenia z przychodni zacisnął palce na kolbie beretty. Ale jeszcze go dopadnę, policzymy się - na myśl o zbliżającej się zemście uspokoił się.
Jacob wydał dyspozycje w sprawie poszukiwania łodzi. Podniósł z ziemi karabin i ruszył za resztą towarzyszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 11:21, 18 Kwi 2012 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jedynym plusem, jakiego udało się Jacobowi znaleźć, był fakt, że dżungla porastająca skraj plaży była stosunkowo rzadka, a naniesione w jej głąb połacie piachu skutecznie utrudniały ekspansję tych przeklętych zarośli, które wędrówki po wyspie zamieniały w prawdziwe piekło. Rodziło to jednak kolejny problem: poszerzało pole ich poszukiwań. O ile przedzieranie się przez krzaki z łodzią na plecach należało wpisać pomiędzy bajki, o tyle przeciągnięcie jej pomiędzy niezbyt gęsto rosnącymi palmami i schowanie nawet kilkadziesiąt metrów od brzegu - już nie. Jeśli Coffman był sprytny, mógł właśnie tak zrobić, a potem bez problemu zamaskować pozostawione na piasku ślady. Jacob upatrywał cienia szansy w tym, że Coffman nie traktował mieszkańców Ras-Shamry jako potencjalnego zagrożenia, nie przewidując kontrataku i tym samym nie przywiązując zbyt wielkiej wagi do starannego ukrycia łodzi. Pozostawała im zatem tylko nadzieja.
- Jak zawsze - Jacob mruknął do siebie, podsumowując niewesołe przemyślenia. Kiedy jednak odwracał się to w lewo (Collis), to w prawo (Patsy i Snuff), jego twarz przybierała zwyczajny, surowy wyraz. Wiedział, że wszyscy biją się z takimi samymi myślami jak on. Nie chciał prowokować ani kłótni, ani - tym bardziej - dyskusji. Co by im to dało?
Minuty łączyły się w godziny. Pierwotna "strategia" przeczesywania każdego większego skupiska krzaków, jakie tylko zobaczyli, odeszła do historii. Nawet Patsy przestał rzucać się wściekle, gdy tylko ujrzał coś, co z daleka mogłoby uchodzić za fragment łodzi, i przeklinać siarczyście, kiedy to coś okazywało się grubym, oderwanym konarem albo wyrwanym przez wichurę pniakiem. Collis już nawet nie udawał, że czegokolwiek szuka - snuł się krawędzią plaży, od czasu do czasu pstrykając zapalniczką i zostawiając za sobą strużkę papierosowego dymu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|