|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Sob 11:54, 17 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Uniosła dłonie w obronnym geście. Już się nauczyła, że skoro Dylan nie życzy sobie pomocy, to lepiej nie naciskać. Po co im kolejne starcie? Chociaż może to nie byłoby takie złe. Robert miałby szanse ich usłyszeć.
- Chętnie zdejmę. - rzuciła ironicznie. - Ale to przyspieszy tylko moją śmierć przez zamarznięcie. A od trupa nie da się wiele wyegzekwować, wiesz?
Przesunęła się, by usiąść obok Dylana. W panującej temperaturze chłodu nawet jego ramię wydawało się pocieszającym źródłem ciepła. Kiedy wspomniał o ognisku, przytaknęła.
- Jestem za. - w końcu wstała niechętnie. - W takim razie musimy znaleźć trochę suchych gałęzi. Czy czegoś. Nie wiem, nigdy nie byłam harcerką. - wzruszyła ramionami, ale ogarnął ją lekki żal, bo przypomniała sobie brata. To on był ekspertem od survivalu. Teraz, stojąc w nocy w środku dżungli, miała mu trochę za złe, że we wszystkim ją wyręczał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Dylan Jarre Moderator
|
Wysłany:
Sob 12:18, 17 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 356 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Ja też nie. - odparł mimochodem, opuszczając ugniecioną trawę i przeczesując wzrokiem pobliskie terytorium. - Chociaż tylko cudem tego uniknąłem. Mój ojciec od dziecka wywierał na mnie nacisk. Chciał mnie uczyć ekstremalności, przecisnąć przez wąskie schodki zakończone drzwiami z napisem "żołnierz zawodowy". - podniósł kilka gałązek, zbadał ich stan i wsunął sobie pod pachę. - Cholerni ojcowie zawsze oczekują od ciebie, że spełnisz marzenia, z którymi sami nie potrafili sobie poradzić w przeszłości. Nie oddalaj się za bardzo, ta puszcza jest bardziej zdradliwa niż lasy Blair Witch.
Nie mieli zbyt wiele czasu na zebranie drewna. Latarka leżąca odłogiem pod pniem pochylonego drzewa rzucała coraz bladsze światło. Dylan doskonale o tym wiedział, stąd starał się działać dosyć sprawnie, ignorować narywający ból łokcia.
Cholera. Na wspomnienie o ojcu poczuł lekkie ukłucie w żołądku. Kolejne myśli, na które nie mógł sobie teraz pozwolić. Na które NIE CHCIAŁ sobie teraz pozwolić. Nie mógł się jednak powstrzymać, ażeby odwrócić się w stronę Claude i nie zdobyć się na:
- Hej... Claude... - powiedział powoli, próbując wytrzymać jej spojrzenie. - Tam, w tej przeklętej części puszczy... - zaczął niepewnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Sob 12:20, 17 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Sob 14:21, 17 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Przysłuchiwała się w milczeniu słowom Dylana. Pomyślała, że musi być naprawdę wykończony skoro zbiera mu się na zwierzenia. Jednak nie zamierzała tego komentować. W nikłym świetle latarki trudno było cokolwiek dostrzec, ale zdołała zebrać dość sporo chrustu. Wypuściła go z rąk na kupkę obok plecaka. Po czym wróciła do zbierania.
Kiedy wypowiedział niepewnie jej imię, wlepiła w niego spojrzenie. Przypuszczała do czego chce nawiązać. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Nie teraz. Nie wracaj do tego, Dylan! Mów o czymkolwiek, tylko nie o... Z gardła dziewczyny wydobył się cichy jęk przy słowach "w tej przeklętej części puszczy". Przysiadła na jakimś zwalonym pniu, bo czuła, że na wspomnienie sprzed kilku godzin nogi jej się uginają. Dłonie kurczowo zacisnęły się na trzymanych gałęziach.
- Nie wiem, Dylan. - głos nie chciał się przeciskać przez krtań. - Nagle ogarnął mnie taki żal i smutek, że nie byłam w stanie tego znieść. A potem pojawiło się to upiorne dziecko. Już je kiedyś widziałam.
Urwała na chwilę, by nabrać w płuca powietrza. Zakryła twarz dłońmi, głos miała monotonny i beznamiętny. No dalej, wyrzuć to z siebie.
- Ta wyspa jest nawiedzona. Najpierw Jacob prowadzi mnie na jakąś mroczną polanę, gdzie atmosferę trudno nazwać normalną. Potem ta dziwaczna wizja o dzieciakach chcących bawić się w głuchy telefon. Nawiedzenie przez potworną dziewczynkę... A teraz to, jej radosny powrót w gąszczu dżungli. - Pokręciła głową. Wiedziała, że mówi chaotycznie, ale w dalszym ciągu nie mogła sobie tego wszystkiego poukładać w głowie. Zaśmiała się ochryple, nerwowo. - Mam nadzieję, że inni mają to samo. Nie chcę być jedyną wariatką.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pon 20:48, 19 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień: 10
Dylan rozpalił ognisko, zupełnie ignorując dziewczynę. Jej bełkotliwe wynurzenia odebrały mu ochotę na rozmowę. (Jakby kiedykolwiek ją miał.) W milczeniu przysiedli przy ogniu, po czym usnęli wyczerpani kolejnym dniem wędrówki.
Pierwsze promienie słońca rozjaśniły noc. Poranna mgła opadła na wyspę. Mimo wszystko dzień zapowiadał się ciepło, aczkolwiek pochmurno.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 11:27, 20 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Claude zatrzepotała rzęsami, jakby zdziwiło ją to, że się obudziła. Albo gdzie się obudziła. Ognisko dawno dogasło. Uświadomienie sobie tego faktu sprawiło, że jeszcze dotkliwiej poczuła zimno tego ponurego poranka. Zadrżała. Teraz chciała się znaleźć w wiosce tak bardzo, że wcześniejsze myśli w tym kierunku wydawały jej się zaledwie zachcianką. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je, rzucając spojrzenie w stronę Dylana. Wciąż spał. Przypomniała sobie jego ignorancję, gdy zaczęła mówić o "tamtej" części dżungli.
To było takie w jego stylu. - zmarszczyła brwi.
- Dylan. - rzuciła. - Hej, Dylan! Pobudka!
Po prostu już wróćmy. - pomyślała zrezygnowana. - Może jakimś cudem Jacob... - urwała myśl, zaciskając oczu. - A co jeśli nie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Dylan Jarre Moderator
|
Wysłany:
Wto 11:56, 20 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 356 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Otworzył oczy i niemal natychmiast zdążył tego pożałować. Bolał go każdy mięsień, stłuczony łokieć pulsował jeszcze bardziej niż zeszłej nocy. Marzył o tym, żeby znaleźć się w czterech ścianach swojej ciasnej sypialni, żeby zjeść porządny, gorący po siłek. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jego myśli zamajaczyły o Eltonie pozostawionym samemu sobie - Dylan zatęsknił za pobudkami, podczas których ten władowywał się na łóżko i atakował go swym śmierdzącym, psim oddechem.
- Tak... - wymamrotał, przecierając zaspane oczy.
Pomyślmy o mężczyźnie w stanie krytycznym, ranionym czterema pociskami, z nożem w plecach. Pomyślmy, że jakimś cudem poderwał się z ziemi i stanął na chwiejnych nogach...
A teraz zwizualizujmy sobie fakt, że ów człowiek uwinął się z tą czynnością szybciej niż Dylan Jarre.
- Chodźmy. - przerzucił przez ramię plecak i - ku zdziwieniu Claude - niemal od razu ruszył przed siebie. Niczym robot z zakodowanym wierszem poleceń. Nie zważając na pragnienie, głód, ani obolałe ciało. Po prostu stawiał kroki w stanie absolutnego zobojętnienia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Wto 12:09, 20 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 12:25, 20 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Gapiła się przez chwilę oniemiała na odchodzącego Dylana. Jego mechaniczne i obojętne ruchy przeraziły ją nieco. Zaczynała przypuszczać, że mężczyzna jest teraz w takim stanie, że nie miałby nawet najmniejszych oporów, by pozostawić ją samą. Zerwała się z miejsca i - potykając się - dogoniła Dylana. Nabrała powietrza, jakby chciała coś powiedzieć, ale zacisnęła tylko usta. Rozmowa w ich stanie byłaby jakąś abstrakcją. Więc Claude skupiła się tylko na tym, że jest brudna i głodna, a na końcu wyprawy - o ile czeka ich jakiś szczęśliwy koniec - będzie mogła odpocząć za wszystkie czasy.
Przedzierała się przez dżunglę za Dylanem. Miała podrapane ręce, koszulka rozdarła się w kilku miejscach. Miejscach na tyle strategicznych, że nie miała się czym przejmować. Ale czuła się jakby wszystkie rośliny chciały rozszarpać ją na kawałki. Strzęp po strzępie. Mimo wszystko starała się nie poddawać ponurym myślom.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Wto 12:34, 20 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Nie 9:50, 25 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Czas płynął nieubłaganie, wciągając słońce coraz wyżej nieba. Chmury znikły, rozgonione przez oceaniczne wiatry, a mieszkańcy wyspy mogli podziwiać błękit czystego nieba. Nastało południe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 10:19, 25 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Nie miała pojęcia jakie odległości przebyli, ponadto dawno straciła poczucie czasu. Przez gęste listowie korony drzew przeciskały się promienie słońca, ale nie potrafiła powiedzieć jaka jest pora dnia. Dyszała ciężko ze zmęczenia, mimo że tego dnia zatrzymywali się trzykrotnie. Była wyczerpana, głodna, brudna... Nawet nie chciała myśleć jaka jeszcze. Co kilka kroków miała wrażenie, że to już koniec - właśnie nadszedł kres jej wytrzymałości i upadnie, rozłoży się jak długa na ściółce, umrze, wchłonie się w mchy i glebę. Ale szła uparcie naprzód. Nawet się nie zorientowała, gdy dżungla zaczęła się przerzedzać i wyszli z niej od południowego-wschodniej części miasteczka. W pierwszej chwili Claude nabrała powietrze w płuca gwałtownym haustem. Miała nadzieję, że to nie złudzenia albo obraz zmordowanego organizmu. Spojrzała na Dylana, wyglądał jakby widział to samo, co ona. Odetchnęła z ulgą. Jednak ze zmęczenia nie potrafiła nawet być szczęśliwa, a co dopiero to szczęście okazać.
- Idę do domku Jacoba, tam mam rzeczy i... - nie dokończyła, rozłożyła tylko ręce, jakby to wyjaśniało wszystko.
Dylan skinął głową z wyrazem twarzy, którego nie potrafiła odczytać. Przez chwilę przestępowała z nogi na nogę, niepewna czy powinna coś jeszcze powiedzieć. W końcu poszła w swoją stronę.
[placyk]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Robert
|
Wysłany:
Nie 13:07, 02 Maj 2010 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
//Ten post, jako, że nie było mnie długo przez egzaminy gimnazjalne miał początek swojej akcji dużo wcześniej, opisuję teraz długi kawałek czasu//
Robert szedł za Claude. Nic nie mówił, zły przez niepowodzenie ich misji. Powoli zaczął się zastanawiać, po co w ogóle poszedł tutaj, za Claude. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo było to głupie. Zatrzymał się i założył na sweter, który zdjął rano, bo był cały mokry. Przez ten krótki moment Claude znikła mu z oczu. Gdzie ją wcięło? - pomyślał i ruszył w kierunku, w którym jak mu się wydawało poszła dziewczyna. Szybko zauważył jednak, że przed nim nie szła tędy żadna osoba. Chciał się wrócić do miejsca, w którym zgubił Claude, ale nie wiedział już, gdzie to było. Nagle usłyszał za sobą jakiś szmer. Ktoś poruszał się bardzo cicho w krzakach.
-Kto tam jest? - rzucił lekko przestraszonym głosem. - Kto tam jest?
Robert powoli podchodził do krzaków, gdy nagle wypadła z nich jaszczurka. Robert odetchnął śmiejąc się z tego, jak to przed chwilą się bał. Nagle usłyszał inny szelest. Dużo głośniejszy. Cokolwiek wywołało ten dźwięk poruszało się bardzo szybko.
-Kto tam jest? - krzyknął, ale tym razem zaczął się cofać. - Kto tam... - nagle poślizgnął się, upadł i uderzył głową w kamień. Stracił przytomność.
Robert obudził się w nocy. Ale nie byłą to ta sama noc. Tamta była pochmurna, a teraz było widać gwiazdy na niebie. Kurde leżałem cały dzień tutaj… Gdzie są Claude i Dylan? Bolały go wszystkie kości, ledwo wstał i otrząsnął się. Był głodny i spragniony, ale nigdzie nie mógł znaleźć swojej butelki z wodą. Musiał ją zgubić poprzedniej nocy. Powoli szedł w stronę, jak miał nadzieję ich wioski. Był ledwo żywy. Po jakimś czasie znalazł jakąś kałuże gdzieś miedzy kamieniami. Nachylił się i zaczął pić. Było tego niewiele, ale dla Roberta była to zbawienna ilość. Do przejścia miął jeszcze kawał drogi. Co jakiś czas zatrzymywał się, czasami zrywał jakieś owoce, ale drzew z nimi miał na swojej drodze niewiele. Po kilku godzinach spojrzał na niebo. Powoli zaczynało robić się jasno. W pierwszych promieniach słońca wrócił do Ras-Shamrry.
[Mój domek]
//Dzięki temu manewrowi po krótkim zastoju wróciłem do gry w tym samym czasie, jakim dzieje się akcja – ranek dnia 11, mam nadzieję, że mój post nie zawiera żadnych błędów logistycznych i będę mógł spokojnie prowadzić dalszą grę //
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|