|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Judy Walker Templers
|
Wysłany:
Pon 11:53, 06 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 97 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Nie musiała podnosić głowy, by zdawać sobie sprawę o nadejściu Coffmana. Najwyraźniej nie zależało mu na skradaniu się. Nie zamierzał też zajść kobiety niespodziewanie. W pierwszej chwili nie odpowiedziała. Podniosła na Joshuę zielone oczy, w których w tym momencie nie czaiło się zupełnie nic. Albo wszystko. Trudno było stwierdzić o czym właśnie myśli Judy.
- Carry on, my wayward son. There'll be peace when you are done. Lay your weary head to rest. - zanuciła słowa piosenki i uśmiechnęła się lekko, ale drapieżnie. - Don't you cry no more...
Skóra szybko wyschła w parnej dżungli, wiec Judy ubrała się niespiesznie. Czuła na sobie rozgniewane spojrzenie Coffmana, oczekującego na konkretną reakcję. Celowo przeciągała. Patrz na mnie. Patrz ile dusza zapragnie. Wydobyła spod paproci plecak i kuszę. Broń trzymała przez chwilę w gotowości.
- Gdybyś wcześniej miał taki entuzjazm, owa robota zostałaby wykonana już dawno. - rzuciła celowo lekceważąco. - Tyle że nawaliłeś. Więc bądź łaskaw nie wydawać mi teraz poleceń. Nie podlegam tobie.
Nie czekała na reakcję. Zarzuciła na ramiona plecak i - tylko na sekundę - spojrzawszy na mapę, ruszyła w odpowiednim kierunku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
 |
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Pon 13:08, 06 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- No chyba płyniemy. - odparła z wahaniem. - To chyba najlepsze rozwiązanie. Przynajmniej to jakaś próba rozwiązania problemu. Nie chcę już tylko uciekać. Uciekanie mnie zabija.
Miała wrażenie, że z każdym kolejnym ruchem coraz bardziej się poci, a oddech grzęźnie w gardle. Było zbyt duszno. Zatrzymała się na chwilę, by napić się wody, potem podjęła marsz za Peterem.
- Sergiej? - uśmiechnęła się mimowolnie. - Jest przyjacielem. Wszystko obraca w żart i jest trochę niezdarny, ale zawsze potrafił mi pomóc. Trudno wyprowadzić go z równowagi... Właściwie widziałam go wkurzonego tylko wtedy, gdy powiedziałam o grzebaniu w rzeczach Linusa. Sergiej jest w porządku. Serio.
Mimo upału brnęli przed siebie, nie zwalniając kroku. W końcu dotarli do plaży. Teraz musieli odnaleźć łódź Coffmana, by przedostać się na wyspę Majki.
[plaża]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 19:45, 08 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
W całkowitym otępieniu, starając się wyrzucać z głowy każdą jedną myśl, przedzierała się przez dżunglę. Kierunek obrała zupełnie intuicyjnie. Wciął chciało jej się płakać, traumatyczne wydarzenia nawiedzały serce. Nie tylko te z ostatnich godzin, ale i te sprzed lat. Permanentne uczucie żalu, utraty czegoś i niemożności osiągnięcia nawet względnego spokoju.
Nagle wszystko puściło. Claude wyprostowała się zdezorientowana, rozejrzała szeroko otwartymi oczyma. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że najwyraźniej opuściła "strefę" nawiedzonej dżungli. Nadal czuła się przybita, śmierć Johna, upiorna wersja brata - wszystko to nadal tkwiło w sercu dziewczyny, ale świat tak czy inaczej stał się nieco jaśniejszy. Przynajmniej mogła zebrać do myśli do kupy.
- Jacob... - szepnęła i odwróciła się za siebie.
Stała tak długą chwilę próbując wyjaśnić sama przed sobą swoje wcześniejsze motywacje. Co strzeliło jej do głowy, by się oddalić? To znaczy - miała świadomość swoich emocji, które popchnęły ją do odejścia, ale mimo wszystko... Jak mogłam zostawić Jacoba z ciałem Johna?! - zmarszczyła żałośnie brwi. W głowie jej się kręciło od zażytych w nadmiarze tabletek, aż przysiadła na omszonym konarze.
- Jacob! - zawołała bez przekonania. A potem zwiesiła głowę. - Co ja mam teraz niby zrobić?
A jednak wiedziała co. Musiała wrócić do wioski. Szukanie teraz Uppera byłoby głupotą. Mogła mieć tylko nadzieję, że spotkają się w wiosce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Czw 12:07, 09 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Max Forbes spacerował po dżungli. Chociaż "spacerował" to zupełnie nieodpowiednie słowo, bowiem Max wybrał się na przechadzkę z butelką wódki Absolut. Pozostała banda White Raven irytowała go do granic możliwości, potrzebował spokoju. I alkoholu. Zawartość w połowie pustej butelki chlupotała przy każdym kroku. Mężczyzna zachowywał się głośno.
Judy z łatwością mogła go zlokalizować.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Czw 19:53, 09 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Nie rób sobie ze mnie jaj Judy Walker. Nie jestem osobą z której robi się jaja.
Obserwował z niemal stoickim spokojem jak kobieta sobie melodyjnie śpiewa a potem niespiesznie się ubiera. Ta zewnętrzna postawa była jedynie pozorem jego uczuć, jeśli jakiekolwiek posiadał w tym przeszłym już momencie. Wewnątrz jego osoby wrzało, kotłowało się od kwestii jakie kobieta wypowiedziała.
Smarkulę strzelać z kuszy uczyłem a teraz ustawia mnie po kątach jak jakiegoś śmiecia.
Nie odpowiedział na jej słowa, celowo odpłacając jej tą samą monetą którą go obdarzyła. Widok wody był bardzo kuszący, niemal wręcz hipnotyzujący. Zatwardziały Coffman rozmiękł przez wódkę na tyle, że postanowił nie przepuszczać sobie okazji by skorzystać z uroków kąpieli. Rozebrał się do naga i wszedł po pas do wody, by potem zanurzyć się w niej całym.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Judy Walker Templers
|
Wysłany:
Czw 20:26, 09 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 97 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Poruszała się cicho, instynktownie omijając suche i niepewne miejsca. Była niczym drapieżnik na polowaniu. Judy pozornie zachowywała się zupełnie beztrosko względem Coffmana. Wiedziała jednak, że nie powinna lekceważyć mężczyzny. Z pewnością jej pragnął i żywił gorące uczucia - była święcie przekonana o swojej atrakcyjności i przyciągającej osobowości - ale nie potrafiła wyznaczyć granic, do których mężczyzna może się posunąć. Więc zachowywała względem niego czujność. Dlatego teraz odwracała się, kontrolując czy przypadkiem nie pojawił się za jej plecami.
Nagły szelest sprawił, że zatrzymała się gwałtownie. Nasłuchiwała. Żadne zwierze nie zachowywałoby się tak głośno. Żadne zwierze... Nie śpiewałoby pijackim głosem. - dokończyła z pewną dezaprobatą. Niemniej jednak to nie miało żadnego znaczenia. Sięgnęła po kuszę, napięła cięciwę. Zachichotała przy tym cicho. Przed nikim nie musiała ukrywać, że polowanie dostarczy jej trochę rozrywki.
- A heap of broken images, where the sun beats. - zaczęła cytować Ziemię jałową Eliota z silnym niemieckim akcentem. - And the dead tree gives no shelter, the cricket no relief. And the dry stone no sound of water.
Było wręcz nieprawdopodobnym, by kobieta poruszała się tak bezdźwięcznie w ciężkich wojskowych butach. A jednak. Krok po kroku zbliżała się do niczego nie podejrzewającej ofiary, którą okazał się przystojny i kompletnie zalany mężczyzna. Judy zmrużyła oczy, zmarszczyła brwi. Wygląda jak... Zaczęła w myślach, ale szybko się otrząsnęła. Wycelowała.
- I will show you fear in a handful of dust. - szepnęła kolejny wers Eliota, celowo pominęła kilka wcześniejszych kwestii.
Nacisnęła spust. Strzała wystrzeliła błyskawicznie, a pijany mężczyzna zdążył wydobyć z siebie tylko charknięcie. Bełt wbił się głęboko w oczodół, wyszedł z drugiej strony czaszki. Najpierw z dłoni wypadła butelka, potem ciało zwaliło się na wilgotną ściółkę. Kobieta uśmiechnęła się triumfalnie. Po kilku krokach była przy ofierze. Chwyciła za strzałę, szarpnęła. I jeszcze raz. Głowa trupa podrygiwała groteskowo. Nic z tego. Judy usiała spisać bełt na straty. Bez cienia wyrzutów odwróciła się na pięcie, zagłębiła się w dżunglę. Joshua nadal się nie pokazał i zaczęła powoli myśleć, że mężczyzna coś kombinuje. Judy Walker nie lubiła, gdy ktoś kombinuje coś za jej plecami. Zamierzała wrócić do wodospadu i wytropić Coffmana. Nie mogła przecież pozwolić na to, by pokrzyżował jej plany.
Kiedy dotarła do wodospadu i zobaczyła pływającego mężczyznę, zaśmiała się dźwięcznie. Usiadła na przybrzeżnym kamieniu, zaraz obok ciuchów Joshui. Nawet słówkiem nie zamierzała wspomnieć o udanym polowaniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Czw 23:07, 09 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Popołudniowe słońce nagrzewało wyspę jeszcze bardziej, chociaż wcześniej można było sądzić, że próg gorąca i duchoty został dawno przekroczony. Burza nadal nie zaatakowała, ale grzmoty były coraz głośniejsze. Wiatr wzmagał się. Właściwie wszystko wskazywało na to, że burza już się rozpoczęła. Tylko niebo było dziwnie spokojne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pią 12:54, 10 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Paradoksalnie opuszczenie nawiedzonej części dżungli nie ułatwiło Claude przedzierania się przez chaszcze. Kiedy paniczny strach zelżał, odblokowały się synapsy, mózg zaczął dopuszczać do świadomości ból i zmęczenie. Dziewczyna miała ochotę położyć się i zasnąć gdziekolwiek. Na szczęście grzmienie zwiastujące burzę skutecznie trzymało Claude na nogach. Ledwo, bo ledwo, ale zawsze.
Zachmurzone niebo nie pozwalało w żaden sposób zorientować się, w jakim miejscu się znajduje. Co prawda Claude i tak była kiepska jeśli chodzi o orientację w terenie, ale przynajmniej mogłaby przynajmniej przypuszczać, w którą stronę ma iść. Żałowała, że przy wyprawach górskich to Guido zawsze prowadził, wyznaczał szlak i orientował się w ich pozycji. Pozwalała mu na to, bo nie przypuszczała, że będzie tego potrzebować.
Ciągle jej się wydawało, że coś ją obserwuje. Nie mogła opędzić się od myśli, że to duchy wyspy. Zadrżała. Wspomnienie widma Guido powróciło nie z mniejszą siłą niż w nawiedzonej części dżungli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pią 14:36, 10 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Claude zamknęła na chwilę powieki ze zmęczenia, a gdy je otworzyła wśród paproci przed nią stał Jacob. Była zaskoczona, może trochę przerażona nagłym pojawieniem się mężczyzny. Ale nie miała odruchu, by uciekać. Upper nienaturalnie szybko zjawił się tuż przy Claude i złapał ją mocno za nadgarstek. Oczy miał zimne i bezwzględne, mordercze; oczy, które nie należały do Jacoba. Duch nie miał w dłoni żadnego noża, nawet się nie poruszył, a mimo to poczuła nacięcie przy obojczyku, na mostku i brzuchu. Jedno za drugim. Ze świstem wciągnęła do płuc powietrze, patrząc jak na koszulce pojawiają się ślady krwi.
- Z pozdrowieniami dla Uppera. - duch niemal zadławił się śmiechem.
Pchnął dziewczynę, a ta bezwładnie opadła na plecy. Czuła, że traci siły. Krew sączyła się wolno, rany nie były zbyt głębokie. Widmo szarpnęło głową, jakby coś usłyszało. Rozejrzało się czujnie, marszcząc brwi. A potem rozwiało się w ciemny dym, szarpany przez wiatr.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Sob 21:06, 11 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Z każdym krokiem Claude była coraz bardziej przekonana, że kolejnego nie zrobi. Zmęczenie paraliżowało mięśnie, niemal wyłączało wszelkie komórki nerwowe. W poruszaniu się dziewczyny było więcej instynktu, niż świadomego działania. Ale w końcu zakręciło jej się w głowie, przystanęła, przyciskając palce do zamkniętych powiek. I wcale nie zrobiło się od tego lepiej. Uniosła zmęczone powieki i... w jednej sekundzie odżyła. Kilka metrów przed nią stał Jacob. Pomyślała, że usłyszał jej nawoływania. Jednak myśl ta szybko ulotniła się porwana przez gwałtowny wiatr - bo Jacob nie był Jacobem. Uświadomiła to sobie zanim poczuła silny ucisk na nadgarstku. To było to samo wrażenie, co przy... Guido. Zadrżała. Ale najgorsze było przed nią. Kilka sekund później poczuła, jakby przeciągał ostrze po skórze. Było to, jak najbardziej realne. Przynajmniej krew wyglądała na realną. Claude chciała krzyknąć, ale wciągnęła tylko w płuca powietrze. Nie była w stanie krzyczeć. Z pozdrowieniami dla Uppera? - powtórzyła tępo w myślach, gdy upadała na ziemię. Uderzyła głucho o trawę. Zaskoczenie, dezorientacja i - co tu dużo mówić - szok, sprawiły, że nie mogła się ruszyć. Wpatrywała się nieprzytomnie w ciemniejące niebo za koroną drzew. Wiatr wzmagał się, pioruny przemykały się z hukiem wśród chmur, a Claude mogła się skupić tylko na tym, że jej brudna i podarta koszulka powoli nasiąka krwią. Dotknęła plamy opuszkami palców obu dłoni. Przysunęła je do oczu, jakby chciała się upewnić co do koloru.
- Bez żartów... - szepnęła ze spokojem.
Kolejny raz coś pękło w Claude Beaumarchais. Ale teraz wiedziała, że może być z nią już tylko lepiej. O ile tu nie zdechnę. - ostatnie wydarzenia w dżungli sprawiły, że dziewczynę było stać tylko na gorzką ironię. W plecaku miała niewielką apteczkę. Wolnymi, wyzutymi z energii ruchami wyciągnęła ją i położyła przed sobą. Była w stanie tylko przykleić sobie plastrem gazę do ran. Nieudolnie i powierzchownie. Miała nadzieję, że szybko uda jej się dotrzeć do osady. Podniosła się z trudem, który towarzyszył jej przy kolejnych krokach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Nie 12:17, 12 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Usłyszał śmiech i obejrzał się za siebie. Obecność Judy Walker wprawiała go w tej chwili w dobry nastrój.
Przynajmniej nie będę musiał zdejmować ubrań.
Było jasne na co mężczyzna ma ochotę i miał zamiar to wziąć bez pytania o zgodę. Wyszedł z wody omijając swoje ciuchy i podszedł z wolna do kobiety, by rzucić się na nią drapieżnie i jej ewentualne cięte uwagi uciszyć porywczym pocałunkiem. Słowa były zbędne. Dopiero gdy unieruchomił jej jedną rękę, zauważył na niej ślady krwi.
- Co to w mordę jest, panno Walker?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Judy Walker Templers
|
Wysłany:
Nie 13:46, 12 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 97 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Źrenice Judy zwęziły się maksymalnie, gdy pożerała spojrzeniem wynurzającego się z wody mężczyznę. Dawno nie miała okazji podziwiać ciała Coffmana i teraz była pewna, że dostanie to, czego chciała od początku. Napięła wszystkie mięśnie. Nie zamierzała pozwolić, by zabawa odbywała się według zasad gry Joshui. Chciała wykorzystać swoją zwinność do dominacji, więc gdy się na nią rzucił od razu oplotła go nogami niczym wąż. Zaśmiała się przy tym radośnie. I bardzo niewinnie. Nawet to zostało uciszone wepchnięciem języka w usta. Gwałtownie rozpoczęta zabawa zwolniła, gdy padło pytanie o krew. Judy z dezaprobatą przyjrzała się niewielkiemu śladowi na nadgarstku. Widocznie przy próbie odzyskania strzały ubrudziła się przez przypadek. Jak amatorka! Była na siebie wściekła, ale postanowiła przekuć gniew w coś dużo bardziej przyjemnego. Mocniej zacisnęła nogi na plecach Joshui.
- Nic, co byłoby na tyle ważne, by nam przerywać.
Wplotła dłoń we włosy Joshui i przyciągnęła go do siebie, by zmysłowym pocałunkiem wymazać mu pamięć o krwi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Pon 13:23, 13 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Uwolnił się z pocałunku, pozwalając jej przejąć dominację. Świadomie, rzecz oczywista.
Postrzelamy sobie trochę w ciemno.
- Zanim się tego pozbyłaś, było z tego wyciągnąć jak najwięcej informacji. Nie zrobiłaś tego, prawda?
Mimo wszystko myśl, że przed chwilą kobieta zabiła człowieka, czy cokolwiek innego była dla Coffmana podniecająca. Na tyle, że starał się odzyskać panowanie nad sytuacją. Brutalnie zdarł z niej górną część ubioru, mając zamiar dobrać się do reszty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Judy Walker Templers
|
Wysłany:
Pon 13:52, 13 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 97 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
- Nie.
Odpowiedziała krótko i brzmiało to raczej, jak westchnienie niż świadomie wypowiedziane słowo. Była wściekła. Coffman nie tylko domyślał się, co zrobiła, ale również podważał jej sposób działania. Nieważne, przekonywała samą siebie, To zupełnie nieważne. Nie teraz. Na wszystko przyjdzie czas. Pozwalała się całować, zwinnie rozwiązując buty nad plecami mężczyzny. Zbędne obuwie odrzuciła na bok. Zdarcie koszulki skwitowała mocniejszym uściskiem, wbijając paznokcie w łopatki kochanka. Przeciągnięcie palców po same pośladki zostawiło na plecach podłużne zadrapania. Pomyślała, że gdyby zabiła teraz Joshuę, to mogłaby to być jedna z najlepszych chwil w jej życiu. Wodziła dłońmi po ciele Coffmana, a gdy przyciskała podbródek do jego ramienia, szeroko otwartymi oczyma obserwowała dżunglę. Z wzajemnością, bo otoczenie również wydawało się patrzeć. Więc patrz!, zaśmiała się w duchu, gryząc delikatnie ucho Joshui.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Judy Walker dnia Pon 14:18, 13 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Śro 0:24, 15 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Do wieczora pojawił się delikatny chłodny wiaterek, przynosząc ochłodzenie i ulgę od upałów. Z czasem jednak zaczął przybierać na sile, robiąc się gwałtownym i porywistym. Zaczęło padać.
Kilka pierwszych kropel deszczu, szybko zamieniło się w gwałtowną ulewę. Na niebie pojawiły się błyskawice. Burza uderzyła na wyspę.
Wraz pierwszymi spadającymi kroplami, Claude zbliżała się do granicy dżungli i miasteczka Ras-Shamry. Wolno, z wyraźnym wysiłkiem. A gdy mrok zasnuł niebo weszła na niepewnych nogach na placyk.
[Claude - placyk]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |