|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Robert
|
Wysłany:
Pon 16:36, 14 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
Na śniadanie Robert zjadł kilka wafli ryżowych, które zabrał ze spiżarni. Zagadka, jak one przetrwały tka długo nie zjedzono nadal nie została przez niego wyjaśniona, ale nie zaprzątał sobie nią zbytnio głowy. Wiedział, że musi wracać, ale mimo długiego snu, ciężko było mu się za to zabrać.
Dalej, to były ostatnie wafle, jeśli teraz nie ruszę, to mogę w ogóle nie dojść. A kto będzie mnie tutaj szukał? - Spojrzał na teczkę. - Miałem znaleźć posążek, ale zawsze coś mam. I jeśli patrzeć na zachowani tych... tych duchów... To raczej może to być ważne.
Robert powoli dźwignął się. Było południe, więc zaczął iść tak, by słońce było po prawej stronie. Ale sam już nie był pewien, czy idzie w dobrym kierunku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 21:04, 14 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
- Mówisz tak, jakby w ogóle było jakieś odpowiednie miejsce na odpoczynek. - westchnęła.
Wolno i z wysiłkiem podniosła się z klęczek. Jej spojrzenie również natrafiło na Robertsona. Chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie wzruszyła ramionami. Potyczki słowne i fochy były poza jej zasięgiem. Więc wydęła tylko wargi, poprawiając ramiona plecaka.
- Jeśli za godzinę nie pozwolisz mi się przespać, zasnę tam, gdzie będę stała niezależnie od wszystkiego. - zwróciła się ponownie do Jacoba.
Uśmiechnęła się lekko, starając się przejąć chociaż trochę pogody ducha zawartej w słowach mężczyzny. Nawet jeśli była tam tylko po to, by zirytować Johna. Pchnęła lekko Jacoba na znak, że mogą iść oraz żeby prowadził. Potem ruszyła w jego ślady. Zastanawiała się, co miał na myśli mówić o "omówieniu sobie czegoś". Miała w głowie różne scenariusze, ale z pewnością żaden nie był tym właściwym. Przynajmniej takie odnosiła wrażenie.
Zbierając w sobie resztki sił, brnęła w gąszcz. Tym razem dwa razy bardziej uważała na to, gdzie stawia kroki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Wto 14:08, 15 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Obudź się, Joshuo Coffman.
Wybudził się gwałtownie, od razu łapiąc za broń i celując nią przed siebie w niknącą senną marę.
Niczego tu nie ma, to był tylko sen.
Coffman pierwszy raz od bardzo dawna miał jakiś sen, którego na dodatek nie pamiętał. Zorientował się że jego ręce drżą, a w głowie roi się od wyobrażeń butelki whisky. Przełknął głośno ślinę, czując niemal ból z powodu braku alkoholu pod ręką. Tak, braku gdyż Joshua przed snem wypił resztkę tego co ze sobą miał.
- Kurwa...
Ulżyło mu po tym słowie, opuścił broń lecz nie odłożył jej na bok. Wolał ją mieć cały czas w ręce. Miał wrażenie że każdy krzak w okolicy ma oczy, które przyglądają mu się drapieżnie z chęcią mordu i nie był pewien, czy to tylko złudzenie wywołane koszmarem, czy rzeczywistość. Niepewność była czymś, czego Coffman nie chciał odczuwać za wszelką cenę. Napił się wody, a potem wstał i ruszył na obchód wokół wioski intruzów. Był ciekaw, czy natrafi na coś pożytecznego.
I natrafił. Na pas startowy.
[Dżungla --> Pas startowy]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joshua Coffman dnia Wto 20:49, 15 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
John Robertson
|
Wysłany:
Wto 19:11, 15 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Zmęczenie Claude było mu nawet na rękę, bo sam potrzebował odpoczynku. Nie chciał jednak dawać temu wyraz. Co prawda nie miał zamiaru robić sobie z Jacoba wroga - nie był aż tak szalony - ale nie podarował sobie znaczącego spojrzenia. W gruncie rzeczy miał rację - jak na razie Francuzka była zbędnym obciążeniem. Nawet nie chodziło o to, że jej nie lubił. Po prostu John podchodził do życia bardzo pragmatycznie. Poza tym im więcej ludzi brało udział w eskapadzie w stronę niebezpiecznej części dżungli, tym większe było prawdopodobieństwo, że komuś coś się stanie. Może i Robertson był szorstki dla dziewczyny, niemniej jednak nie życzył jej źle. (Przede wszystkim z uwagi na Uppera i jego nieocenioną pomoc.)
Kiedy Jacob znów zaczął prowadzić, John ruszył za dziewczyną. Zastanawiał się nad miejscem, o którym mówił Upper, o tym całym szałasie, mającym charakter pewnie jakiegoś rodzaju obozu. Dlaczego zdecydował się samemu spędzić tyle czasu w dżungli było dla Robertsona zagadką, którą miał nadzieję rozwiązać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 14:34, 16 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Dżungla zaczynała się rozrzedzać, ale nie na tyle jeszcze, aby dało się zobaczyć niebo w pełnej okazałości - wciąż zasłaniały je korony wysokich drzew. Ale Jacob rozpoznawał już niektóre zakrzywienia terenu, dwa płytkie parowy, które musieli pokonać mocząc nogi w zalewającej je płytkiej, cuchnącej zgnilizną wodzie. Teren opadał nieznacznie w dół, roślinność była coraz gęściej poprzetykana głazami i ostrymi kawałkami skał wulkanicznych. Dotarli do przerzedzenia: krzaki wyglądały tu jak ubite stopą olbrzyma, pokaleczone i posiekane, niewątpliwie na skutek ingerencji człowieka.
- To moja robota - wyjaśnił Jacob, widząc niepokój wymalowany na twarzy Robertsona. - A to... - wskazał ręką przed siebie - Moja letnia rezydencja.
Polana była tą samą, którą Jacob odwiedził wcześniej, niedługo po przylocie na wyspę, wraz z Claude, wciąż stwarzała tak samo przytłaczające, obce wrażenie. Gęsta ściana ciemnego lasu po jej drugiej stronie wywoływała nieprzyjemne dreszcze i wręcz odpychała ukrytą między konarami wrogością. W odległości kilkunastu metrów wznosił się natomiast twór nijak pasujący do tego, co mogłoby być uznane za szałas; raczej jego ruiny, nędzne resztki byle jak skleconych gałęzi i zwiędłych, smętnie zwisających liści paproci. Przy wejściu do rozsypującej się kryjówki Jacoba odcinał się czernią wśród gęstej trawy nierówny okrąg, pozostałość po ognisku. W pobliżu dało się wypatrzeć trochę pozostawionych przez mężczyznę śmieci, głównie podartych szmat, pustych butelek i puszek po konserwach.
Jacob nie czekając na towarzyszy zrzucił plecak na ziemię i usiadł ciężko na ziemi, blisko wejścia do szałasu. Wyciągnął nogi.
- Czujcie się jak u siebie - odezwał się, a jego oczy, jego myśli już skupiały się tylko i wyłącznie na ścianie lasu po drugiej stronie polany.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 17:07, 16 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Claude miała nadzieję, że polana za dnia okaże się bardziej przyjazna. Pamiętała, jak czuła się tu w nocy, za pierwszym razem, gdy zapuściła się na tak długi "spacer" z Jacobem. I teraz nie było lepiej. Nieprzyjemne wrażenie było wszechogarniające. Z pewnym wahaniem weszła na polanę, podążając za mężczyznami w stronę - cóż - czegoś, co przy bardzo dobrych chęciach można było nazwać szałasem. Nawet się nie skrzywiła. Apartamentów pięciogwiazdkowych się przecież nie spodziewałam. Nie wyraziła również zaskoczenia. Wszystko jedno. Klapnęła przy Jacobie. Interesowało ją to, o czym chciał porozmawiać, ale szybko zorientowała się, że jest on już w innym świecie. Zamyślony. Nieobecny.
- Jacob... - zaczęła niepewnie, a gdy nie zareagował zmarszczyła brwi. - Jacob! Mieliśmy chyba o czymś porozmawiać, prawda?
Przeniosła spojrzenie na Johna, który dystansując się nieco, rozkładał się nieco dalej. Podejrzewała, że mężczyzna jest po prostu skupiony na swoich własnych celach. Jak cała męska załoga. - westchnęła w duchu, przenosząc wzrok na Jacoba. Miała nadzieję, że wyjaśni jej, jakie ma plany.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Śro 17:17, 16 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Peter z trudem podniósł się spod drzewa, odczuwając ból w każdej możliwej komórce ciała. Nie było sensu wołać ani krzyczeć, miał pewność że nikogo nie ma w pobliżu nie licząc dzikich zwierząt i ptaków. Przy akompaniamencie tych ostatnich wyruszył do wioski, powłócząc nogami. Czuł się zdradzony i to jedno uczucie przeważało nad resztą.
Nie chcę mieć z nim ani razu więcej do czynienia.
Nie miał pewności, czy to za sprawką Dylana stracił przytomność. Faktem jest jednak, że nie było go w pobliżu, gdy się ocknął.
- Majka, bądź w domku, bo nie jestem w stanie szukać Cię dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Czw 0:28, 17 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Gdy Peter docierał na placyk było już późne popołudnie. Ostatnie kroki w dżungli witał z nieopisaną radością a zarazem trwogą, że będzie musiał tam wracać i prowadzić poszukiwania Majki. Na samą myśl, że musiałby to zrobić zaraz, robiło mu się niedobrze do tego stopnia, że był bliski płaczu. W jego głowie odezwał się nieproszony głos ojca, jak mara powracający od czasu do czasu.
Zawsze wiedziałem że jesteś zasraną ciotą nie potrafiącą zrobić czegoś raz a dobrze. Ty byś nawet słonia w tej dżungli nie znalazł, nie wspominając już o dziewczynie. Jesteś kompletnie do niczego, ty NAIWNY KRETYNIE.
Peter mocno starał się to zignorować, nie podsycać w sobie uczuć których chciał się wyzbyć. Jeszcze nie był świadom tego, że sobie nie radzi z tym co się wokół niego dzieje w przeciągu ostatnich paru miesięcy, gdzie kulminacja trwa od miesiąca. Peter był gotów oddać wszystko, w zamian za powrót do przeszłości i popchnięcie rzeczy w inną stronę niż obecna.
[Placyk]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pią 17:45, 18 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Jeszcze zanim słońce zdążyło sięgnąć horyzontu, na niebie pojawiły się gęste chmury nadciągające z południa. Bardzo szybko zakryły niebo, mimo że na wyspie nie odczuwano podmuchu wiatru. Zapowiadała się czarna noc, podczas której trudno będzie cokolwiek dostrzec w ciemności.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pią 18:34, 18 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Jacob chyba niespecjalnie miał ochotę rozmawiać w danym momencie, bo mruknął tylko coś zdawkowo, każąc Claude odpocząć. Posłusznie i z pewnego rodzaju ulgą wgramoliła się do szałasu, który dawał poczucie bezpieczeństwa w stopniu mniejszym niż zerowe. Niepokojąca ściana dżungli, ciemniejąca jeszcze bardziej - jak zdawało się Claude - wpatrywała się w intruzów, a wibrujące powietrze jakby ostrzegało. Ciekawe, jak mam zasnąć w takich warunkach... Mimo wszystko zmęczenie okazało się tak duże, że zasnęła niemal natychmiast, nie bacząc na atmosferę i niewygodę. Jednak, co z tego, że zasnęła, skoro dręczyły ją koszmary, w których mroczna dżungla zachowywała się jak człowiek, wykańczając po kolei wszystkich uczestników projektu. A to i tak był tylko początek, bo Wyspa zabrała się potem za ich najbliższych...
Zerwała się nagle, oddychając głęboko, jakby miała zadyszkę. Rozglądała się gwałtownie, próbując się zorientować, gdzie się znajduje, ale wzrok przyzwyczaił się do wieczornego mroku dopiero po chwili. Kształty powoli nabierały wyrazu. Ktoś - John albo Jacob - rozpalił przed szałasem ognisko. Dziewczyna przyłożyła dłonie do twarzy, próbując opanować rozszalałe myśli. Nie wiedziała, jak długo spała, ale miała wrażenie, że to była bardzo krótka drzemka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Pią 20:43, 18 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Nadejście zmroku zaskoczyło Jacoba, wyrywając go z niespokojnego snu, zupełnie jakby potrafił wyczuć, że słońce schowało się za drzewami. Wkrótce potem wyspę zalała ciemność, a na tej polanie łatwo było o wrażenie, że dzień nie wstanie już nigdy. Przynajmniej nie dla wszystkich.
Mrużąc i przecierając oczy, próbował przypomnieć sobie treść snu, ale poza kilkoma nielogicznymi, zamazanymi obrazami pamiętał niewiele. Ani Jameson, ani żadna inna zmora z przeszłości nie odwiedziła tego dnia Jacoba.
Nagły trzask łamanych gałęzi poderwał go do pozycji przykucniętego, czającego się w mroku drapieżnika. Okazało się jednak, że to wracał John z chrustem na opał. Jacob ochoczo zabrał się do pomocy przy rozpalaniu ogniska. Kiedy wreszcie drewno buchnęło płomieniami (a były z tym pewne problemy, z uwagi na jego zawilgocenie) i gryzącym dymem, Jacob przysiadł na przewróconym pniaku i zapatrzył się w ogień.
- Czekamy tutaj do świtu? - zapytał cicho.
-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
John Robertson
|
Wysłany:
Sob 0:32, 19 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Obozowisko Jacoba okazało się dość prowizoryczne, ale John nie zamierzał narzekać. Zdarzało się, że w gorszych warunkach spędzał noce przez ostatnie lata. Ale w lepszej atmosferze. Po wydarzeniach, których był świadkiem w zachodniej części Wyspy, nie zamierzał zaglądać tu po raz wtóry. Życie jednak bywa przewrotne i Robertson znalazł się niemal w punkcie wyjścia. Usiłował ułożyć się, zasnąć, przespać się. Ale trudno było mu zmrużyć oczy. Wspomnienia nie dawały Johnowi spokoju. Tymczasem Claude i Jacob zdążyli przysnąć. Niezależnie od tego, jaki był to sen, trochę im go zazdrościł. Tylko przez chwilę.
Niebo powoli zasnuwało się chmurami. Wystarczająco długo przebywał na Wyspie, by wiedzieć, że nadchodząca noc będzie czarna i nieprzenikniona. Jeśli teraz nie nazbierają chrustu, później stanie się to niemożliwe. John zwlókł się z posłania ułożonego z liści, które w najlepszym wypadku można by nazwać żartem, i zapuścił się w dżunglę. Kiedy wrócił, Jacob był już zupełnie "przytomny". Obaj rozpalili ognisko, zanim ciemność zalała polanę.
- Chyba nie mamy wyboru. - odpowiedział równie cicho. - Jest ciemno, jak w dupie. Łażenie po dżungli w takich warunkach nie jest zbyt bezpieczne. - umilkł na chwilę, grzebiąc patykiem w ognisku. - Co tu robiłeś przez kilka dni, przyjacielu? Dlaczego chciałeś tu być tak bardzo, że wytrzymałeś tę atmosferę?
Nie patrzył towarzyszowi w oczy, skupiając się na ogniu. Nagły ruch w szałasie świadczył o tym, że Claude się obudziła. I to dość gwałtownie. Zły sen, huh? To ci dopiero... - zaśmiał się ironicznie w myślach. W blasku ogniska dziewczyna nie wyglądała na wypoczętą i John wiedział, że to nie tylko wrażenie.
- Hej... - zwrócił się do Francuzki. - Wesoła nowina, chyba możesz sobie jeszcze pospać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Sob 13:43, 19 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Zdecydowanie nie lubiła polany. Wrażenie, że jest tu intruzem, a dżungla zaraz ją zeżre było aż nadto silne. Pomimo egipskich ciemności imaginowała sobie drapieżne świecące ślepia między liśćmi. Na tyle obrazowo, że zadrżała. Nie reagując na słowa Johna, przysiadła na pieńku blisko Jacoba. Zastanawiała się, jak mógł sam wytrzymywać na polanie, podczas gdy ona nawet w towarzystwie napinała nerwowo mięśnie po usłyszeniu nawet najcichszego odgłosy dochodzącego z dżungli. Jednak przy Jacobie uspokajała się nieco.
- To znaczy, że zostajemy tu na noc? - zapytała w końcu, po czym westchnęła - Po prostu tonę w odmętach szczęścia.
Zapatrzyła się w ogień, które stanowiło źródło przyjemnego ciepła. I może jakąś namiastkę bezpieczeństwa. Nic jednak nie mogło wyprzeć ze świadomości faktu, że otacza ich złowroga przestrzeń. Zadrżała, odruchowo wtuliła się w ramię Jacoba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Sob 15:29, 19 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Dopiero bliskość ognia uświadomiła Jacobowi jak niska temperatura panuje dokoła. Wcześniej nie zwracał uwagi na zimno, lecz teraz czuł jego szpony wpijające mu się w plecy. Zawinął się szczelniej płaszczem, podkurczył nogi, kołysząc się ledwie widocznie wprzód i w tył.
Na odpowiedź Johna mógł zareagować tylko w jeden sposób: kiwnięciem głowy. Chociaż niewiele brakowało, by Jacob samotnie zapuścił się w zachodnią część dżungli, obecnie był odpowiedzialny nie tylko za siebie, i to właśnie powstrzymywało go przed jakimś szaleństwem. Dlatego zgodził się na uczestnictwo Claude w wyprawie.
Tylko ona może mnie zahamować. - pomyślał, zerkając w stronę szałasu, w którego wejściu pojawiła się niewielka ciemna sylwetka.
- Zaraz ci to wyjaśnię - odparł, nawiązując do pytania Robertsona o jego pobyt na polanie. - Wam obojgu.
Odczekał, aż Claude przysiądzie się. Grzebiąc kijem w popiele otaczającym ognisko, troskliwie obserwował dziewczynę, jej rozrzucone w nieładzie włosy i zaspane oblicze.
- Nikt nie mówił o all inclusive - uśmiechnął się lekko, obejmując ją ramieniem. Drugą ręką przyciągnął sobie do nóg swój zniszczony, umorusany błotem plecak i wyciągnął z jego wnętrza butelkę whiskey. - Nie wiem, jak wy, ale ja i tak złożę reklamację tych wczasów.
Pociągnął solidnego łyka, oblizał wargi i podsunął butelkę Claude. Jego palce wykonywały delikatne ruchy w okolicy łopatki dziewczyny, jak gdyby coś pisząc albo rysując.
- John przed chwilą zadał mi dosyć ważne pytanie - powiedział po dłuższej chwili milczenia, zastanawiając się nad doborem słów. - Zapytał, co ja tu w ogóle robiłem. I jak wytrzymałem specyfikę tego... Uroczego zakątka. A zatem, w odwrotnej kolejności: bywałem w gorszych dzielnicach, kilkanaście miesięcy spędziłem w Camden, a to miasto chyba rok w rok wygrywało konkurs na najniebezpieczniejsze miasto w całych Stanach. Wiodąc żywot włóczęgi i zabijaki - Jacob uniósł teatralnie dłoń - cały czas wpakowywałem się w jakieś gówno. Ta wyspa potrafi zaskoczyć - dodał, już znacznie poważniej. - Ale ja też mam kilka sztuczek w kieszeni...
Umilkł, czekając na jakieś sarkastyczne komentarze Johna. Nie doczekał się.
- Teraz druga sprawa... - zaczął, ale od razu zganił się w myślach za taki wstęp. To nie spotkanie dla młodych managerów z korporacji. Ale przerywanie teraz byłoby jeszcze mniej właściwe. Nabrał powietrza w płuca. Im szybciej, tym lepiej.
- Od dziesięciu lat poszukuję pewnego człowieka, który zniszczył moje i nie tylko moje życie. Ścigam go, chociaż czasem wydaje mi się, że to on ściga mnie... Jak tutaj, w tej dżungli. Widziałem go. Tak, to pewnie wyspa - rzucił, widząc, że John otwiera usta by coś powiedzieć. - Ale to zostało mi obiecane. Oni obiecali mi Jamesona - choć mówił cicho, słowa Jacoba stawały się coraz twardsze, ociekające agresją. - To miał być bonus do tych pieprzonych dwóch milionów. Dano mi do zrozumienia, że dorwę Jamesona, jeżeli zrozumiem, jeżeli wreszcie pojmę, co tak naprawdę się stało. Z firmy Greya nic nie zostało, podpalenie, nie miałem innej możliwości. Bo oni wiedzieli. White Raven. Oni wiedzieli o wszystkim. Tym mnie "kupili" - Jacob skrzywił się przy ostatnim słowie.
Nie musiał spoglądać na twarze towarzyszy. Jego słowa w ich uszach zlewały się pewnie w niezrozumiały bełkot.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Sob 16:18, 19 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Palce Jacoba połaskotały Claude pod łopatką. Gdyby to były inne okoliczności, z pewnością zachichotałaby i żartobliwie szturchnęła mężczyznę w ramię. Ale ponieważ przyszło jej siedzieć w paszcz mrocznej dżungli uśmiechnęła się tylko lekko, po czym bez zastanowienia przyjęła whisky i przyssała się na chwilę do butelki. Miała nadzieję, że alkohol ja rozluźni, a potem otumani na tyle, żeby w miarę spokojnie przespała do rana. A jeśli nadzieja okazałaby się płonna to zawsze jeszcze miała uspokajające tabletki od Erica.
- Reklamację? Ja wytoczę im proces. - rzuciła, ale tak naprawdę o tym nie myślała. Na razie interesowało ją przeżycie na wyspie i wydostanie się z niej. Chęć ukarania w jakiś sposób White Raven pewnie przyszłaby później.
Podniosła się na chwilę, by podać Johnowi butelkę. Potem wróciła na bezpieczne miejsce przy boku Jacoba. Uważnie wsłuchiwała się w jego słowa. Wiedziała, że jest w nim wiele gniewu, ale za każdym razem gdy to wyrażał, czuła się zaskoczona i zdezorientowana. Tak, jakby się tego nie spodziewała. Zdjęła z pleców rękę Jacoba, by móc wpleść palce w jego dłoń, którą ścisnęła lekko, uspokajająco. Kolejny raz zdała sobie sprawę, że praktycznie nic nie wie o Jacobie Upperze. W głowie pojawiało się mnóstwo pytań o to, co tak naprawdę Jacob ma zrozumieć, co to znaczy, że White Raven wiedziało o wszystkim... Ale jakoś nie mogły przejść Claude przez gardło. Jakby bała się odpowiedzi.
- A więc kieruje tobą chęć zemsty. - szepnęła tylko. Żałowała, że oddała Robertsonowi butelkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/spacer.gif) |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/meadow/images/lewo.gif) |