www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Dżungla
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 34, 35, 36 ... 51, 52, 53  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jacob Upper
PostWysłany: Nie 12:47, 02 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob drgnął i obudził się, czując chłód wilgotnej ziemi. Z jego "poduszki" pozostała tylko kupka rozrzuconych w nieładzie liści paproci. Półtora metra dalej leżał pogrążony wciąż we śnie John Robertson. Jacob przyglądał mu się przez chwilę, a potem usiadł i, po dłuższym zmaganiu z samym sobą, wstał. Strzepnął ze spodni kępki mchu i małe gałązki, które przyczepiły się do materiału. Ziewnął głęboko i zrobił kilka skłonów, aby rozciągnąć mięśnie.

-To będzie, kurwa, ciekawy dzień... - pomyślał, rozglądając się dokoła. Jego wzrok spoczął na strzelbie nadal opartej o pień drzewa. Podniósł broń i oddalił się trochę dalej od Robertsona, aby go nie budzić. Usiadł na zmurszałym konarze przewalonego drzewa i zaczął dokładnie przyglądać się zamkom strzelby. Po chwili wahania ciekawość zwyciężyła i Jacob odbezpieczył broń, a potem przeładował i wycelował w rosnące po drugiej stronie wydeptanej ścieżki drzewo. Przez minutę trwał w pozycji strzeleckiej, aż wreszcie opuścił strzelbę i ponownie ją zabezpieczył.

- To będzie naprawdę ciekawy dzień - powtórzył, tym razem na głos.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Nie 13:16, 02 Maj 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Roberston szarpnął się, jakby śnił mu się jakiś koszmar - z pewnością tak było - i ten gwałtowny ruch przywrócił go do rzeczywistości. Podniósł się, a ból mięśni zafundował wizualizację setek igieł wbijających się w ciało. Mężczyzna wcale nie czuł się, jakby spał. Wcale, a wcale. Był wyczerpany. Połowę nocy tylko drzemał, dopiero dwie może trzy godziny przed wschodem słońca zapadł w głęboki sen, który jednak, jak widać, nie przyniósł pożądanych rezultatów. Przetarł oczy, jakby to miało cokolwiek zmienić, i poszukał wzrokiem Uppera. Ten siedział nieopodal, „zapoznając” się ze strzelbą.

Dobrze. Czy tego chcesz czy nie prędzej czy później, będziesz musiał jej użyć.

Przeciągnął się. Kości jak zwykle trzasnęły głucho. Zaczynał podejrzewać, że klimat wyspy mu nie służy. Ale może każdemu by nie służył, po siedmiu latach… Znów przysiadł, wyjął z plecaka dwie konserwy i owoce.

- Przydałoby się coś ustrzelić. – mruknął pod nosem, a potem machnął zapraszającym gestem w stronę Jacoba.

Posilali się w milczeniu. Robertson nie miał ochoty na rozmowę, głowę zaprzątała mu przyszłość, zwłaszcza ta, w której wkraczają do miasteczka. Co tak naprawdę miało go tam czekać? Jeszcze przeżuwając ostatnie kęsy wstał, zebrał rzeczy i ruszył w dżunglę.

- Komu w drogę, Jecob… - rzucił tylko przez ramię, cytując wypowiedziane kiedyś słowa Uppera.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Nie 13:36, 02 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob przerzucił sobie strzelbę przez ramię i ruszył za Robertsonem, nieoczekiwanie dla samego siebie uśmiechając się szeroko. Czuł się wypoczęty i rześki, chociaż oczywiście brudne, przepocone ubranie trochę gryzło się z tą rześkością. Mimo wszystko pierwszy od kilku dni porządny sen i śniadanie tchnęły w Jacoba nowe siły, które teraz pożytkował na stawianiu kolejnych kroków przybliżających go do miasteczka. W którym to miasteczku...

- Trzeba będzie załatwić od razu kilka ważnych spraw.
- pomyślał. W pierwszej kolejności musiał znaleźć Claude i doprowadzić do konfrontacji pomiędzy nią a Robertsonem. Mężczyzna miał wobec niej pewien dług, który należało uregulować. Dopiero potem skupią się na bardziej aktualnych zagadnieniach, takich jak "oponenci" z drugiej wyspy.

Do Jacoba dopiero teraz dotarł ogrom komplikacji, jakie wiązały się z postacią Robertsona. Jak miał niby "przedstawić" człowieka, który zaledwie kilka dni wcześniej narobił w miasteczku sporo zamieszania swoim dziwacznym zachowaniem, a potem pokazał w drewutni drugie oblicze? No cóż, tu wiele zależało od zachowania Claude - czy wszczęła panikę w Ras-Shamrze czy też skreśliła Jacoba na straty. A może postąpiła jeszcze inaczej? Tak czy inaczej sprawa musiała być rozwiązana jak najszybciej.

Jacob przyśpieszył tempa i zrównał się z Robertsonem, który wykazywał jakąś dziwaczną potrzebę przewodnictwa w tej ich dwuosobowej wycieczce.

- Już chyba niedaleko - zagadnął, zauważając, że mężczyzna sprawia wrażenie bardzo zmęczonego. - Mam tylko jedną prośbę, John. Kiedy dotrzemy na miejsce, nie zachowuj się tak jak ostatnio. Jak kompletny świr - zaśmiał się na wspomnienie tamtego wydarzenia. - Potem czeka cię trudniejsze zadanie. Przemówisz tym patałachom do rozsądku. To, czy w ogóle go posiadają, może się okazać dosyć istotne...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Nie 14:12, 02 Maj 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

- O ile jakieś dziesięć godzin marszu można nazwać "niedaleko". - odburknął, miał wrażenie, że droga będzie mu się dłużyć jeszcze bardziej.

Dalszą wypowiedź Jacoba po prostu zignorował. Jak świr. - powtórzył w duchu, nawet nie ze złością tylko z rozgoryczeniem. Chciałby poznać kogoś, kto po spędzeniu kilku samotnych lat w dziczy nie zachowuje się trochę jak świr. Katem oka obserwował towarzysza. Wydawał się być ożywiony, pełen sił. Chociaż ty wypocząłęś tej nocy, przyjacielu.

Mimo wszystko słowa Uppera utkwiły mu w głowie. Rozsądek mieszkańców tego ich Ras-Shamra bez wątpienia był istotny. Kogo mógł się spodziewać? Jacy ludzie zdecydowali się porzucić wszystko na rok za cenę dwóch milionów? Co nimi kierowało? Nieoczekiwanie Robertsonem zawładnęły złe przeczucia. Miał jednak nadzieję, że to wynik osłabienia organizmu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez John Robertson dnia Nie 14:56, 02 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Nie 14:52, 02 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

- Dziesięć godzin... - mruknął Jacob bezbarwnym głosów - Ta cholerna wyspa rozrasta się z dnia na dzień. A przynajmniej takie mam nieprzyjemne wrażenie.

Ale ta wiadomość nie zepsuła mu humoru. Był po prostu zdziwiony. Dalej szli już w milczeniu, wsłuchani w spokojną melodię dżungli graną na setkach najróżniejszych instrumentów: od wysokich tonów popiskiwania ptaków po głębokie basy tajemniczych pomruków dobiegających z głębin lasu. Było ciepło, ale nie parno, delikatne podmuchy chłodnego wiatru szeleściły liśćmi wysokich palm. Przestraszone żuki salwowały się ucieczką spod butów obydwu mężczyzn, którzy równym krokiem wciąż parli przed siebie, co jakiś czas robiąc kilkuminutowe przerwy na skonsumowanie jakiegoś owocu lub zaspokojenie pragnienia przy strumieniu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Nie 18:37, 02 Maj 2010


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Joshua opuścił broń, upewniwszy się że nikt go nie odnalazł a poprzedni szelest był złudzeniem. Chwilę potem zrobił sobie prowizoryczny opatrunek, wykorzystując do tego swoje ubranie. Pozbawiony nogawki od spodni, mógł przejść jeszcze kawałek w głąb dżungli i tam usiąść pod drzewem i odpocząć. Tak przeminęła mu resztka nocy.

* * *

Ranek nastał zbyt wcześnie jak na zmęczonego Coffmana. Odpoczynek pod drzewem nie był najlepszym pomysłem w sytuacji, gdzie od czasu do czasu z rany sączyła się krew, dając znać o sobie przewlekłym i pulsującym bólem. Joshua klnąc na wszystkie świętości wstał po paru próbach i powoli, bardzo powoli zaczął iść w kierunku północnym, omijając osadę. Kierował się ku plaży, starając się robić jak najmniej odpoczynków, choć było to niemożliwe. Rana dopiekała mu każdym ruchem i każdym krokiem, a im dłużej nikt się nią nie zajmuje, tym większe jest ryzyko, że wda się zakażenie. A do plaży droga była bardzo długa. O ile Joshua się pospieszy, być może dojdzie tam późnym popołudniem. Przynajmniej taką miał nadzieję. Plecak z jego rzeczami przeszkadzał mu w tej chwili za bardzo, ale nie mógł go zostawić, bo przecież ma tam resztki wody i jedzenia jakie zabrał ze sobą z drugiej wyspy. Joshua w nie najlepszym nastroju parł powoli do przodu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
shan
PostWysłany: Nie 19:05, 02 Maj 2010


Dołączył: 29 Kwi 2010

Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wrocław

Shannon szła naburmuszona przez dżunglę.
Dookoła słychac było tylko szmery i śpiew ptaków.
Dziewczyna nie wiedziała w, którą stronę jest plaża... po prostu szła przed siebie klnąc pod nosem na tą całą wioskę, na te dwa miliony i na wszystko o co się po drodze potknęła. Po jakimś czasie niechętnie przyznała się do tego, że jest zagubiona... tu pośród wysokich traw i drzew. Nie tylko nie wiedziała jak wrócic, ale i też nie potrafiła sobie przypomniec drogi do wioski.
- No to pięknie. - Rzuciła wściekle siadając na wielkim kamieniu. Nagle dosłyszała szum wody. Może to morze! ożywiona ruszyła w tym kierunku... jednak okazało się, że źródło szumu to najzwyczajniejsza rzeczka z małym wodospadem. Dziewczyna zrezygnowana usiadła przy brzegu w dalszym ciągu klnąc.


________________


Shannon zrezygnowana błąkała się po dżungli.
Zgubiła się.
Po co ja tu lazłam... po co w ogóle wpakowałam się w to wielkie... śmierdzące... - Westchnęła.
- Pomocy! Pomocy! - Krzyczała. Nagle poczuła jakby coś włochatego dotykało jej ramienia.
- Cholera! - Zaklęła odskakując na bok, lecz wielki pająk ukosił ją już.
- Nie! Nie! - Krzyczała biegnąc przed siebie... w każdej chwili nogi plątały jej się coraz bardziej a świat coraz bardziej wirował wokół.
Z daleko, między drzewami ujrzała domki wioski.

[Placyk]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shan dnia Nie 21:33, 02 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 1:20, 09 Maj 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Południe nastało szybciej, niż można się było tego spodziewać. Wyspa zdawała się rządzić swoim własnym poczuciem czasu. Ciężkie chmury zawisły nad niebem, zwiastując deszcz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Nie 2:11, 09 Maj 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Od kilku godzin przedzierali się przez dżunglę. Słońce - co czuło się raczej instynktownie - wędrowało nieubłaganie ku zachodowi. Robertson brnął przed siebie z uporem. Powoli opuszczało go zmęczenie, bo nawet jeśli męczyło go do tej pory, to co niby mógł z nim uczynić? Od czasu do czasy oglądał się na Uppera, ten zdawał się być w pełni sił, więc John szedł przed siebie, nie przejmując się za bardzo ani sobą, ani towarzyszem. Gdy jednak słońce zaczęło być wysoko, co odczuwał każdym spoconym porem skóry, poczuł chęć odezwania się. Tak po prostu, by zabić czas.

- Po co ci te dwa miliony, przyjacielu? Czy to, co teraz przechodzisz, jest tego warte?

Robertson raz po raz odgarniał z drogi jakieś liście i paprocie. Jakiekolwiek ścieżki nie wchodziły w rachubę. Dżungla "zabliźniała się" w niesamowitym tempie i jeśli ktoś nie znał puszczy w takim stopniu, jak John łatwo mógł pomylić trasę. Zgrywał więc przewodnika, jak na jakiejś pieprzonej wycieczce krajoznawczej. Odwrócił się w stronę Jacoba.

- Przerwa? - zapytał obojętnie, było mu wszystko jedno.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pon 16:40, 10 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

- Po co mi dwa miliony...? - Jacob zrozumiał sens tego pytania dopiero po dłuższej chwili, gdyż słowa Robertsona wyrwały go z kontemplacji. Uśmiechnął się pod nosem, odkaszlnął i splunął pod siebie. - Chyba po to samemu, co każdemu innemu... Chcę być grzecznym konsumentem i kupić sobie coś fajnego - mruknął, nie chcąc zagłębiać się w ten temat, ale nie odczuwając też potrzeby skłamania. - Coś kiedyś sobie obiecałem. Jeśli White Raven nie dotrzyma umowy... A nie dotrzyma jej prawie na pewno... Znajdę inny sposób, żeby to zdobyć. O ile wyjdę cały z tej historii - dodał i skinął głową na propozycję Johna. Zasłużyli na krótki odpoczynek.

- Wracając do drugiego pytania - odezwał się, kiedy usiedli. - Do tej pory nie stało się nic takiego, co nie mogłoby mnie spotkać na byle której ulicy w Philadelphii. Biorąc pod uwagę wielkość wyspy i średnie zaludnienie, tutaj jest nawet bezpieczniej - parsknął śmiechem, popijając wodę z butelki. Przetarł usta. - Widzisz? - odsłonił ramię, na którym widniała plama rozległej, lśniącej blizny po oparzeniu. - Zrobili mi to niejacy Bracia Morales w Camden. Przy tej okazji byłem świadkiem dosyć brutalnego morderstwa... Widziałem wiele równie nieprzyjemnych scenek. Można powiedzieć, że zajrzałem do kloaki tego cholernego świata. Teraz niewiele rzeczy robi na mnie wrażenie - zakończył bezbarwnie wpatrując się w dżunglę. Wiedział, że to, co powiedział, trąciło tanim melodramatyzmem. Ale, cóż, tak było.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Pon 22:31, 10 Maj 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

- Wyspa ma pewnie z ciebie niezłą pożywkę. - burknął pod nosem Robertson, bardziej do siebie niż do towarzysza.

Wyciągnął wodę, ale zamiast zaspokoić pragnienie bawił się nakrętką. Analizował słowa Jacoba, a wnioski dodawał do układanki, jaką tworzyła osobowość Uppera. Skoro tyle przeszedł, zapewne będzie w stanie trzeźwo myśleć nawet w ekstremalnych sytuacjach. A przynajmniej tak wydawało się Robertsonowi i miał nadzieję, że w tym względzie się nie mylił.

Jeszcze kilka godzin. - pomyślał, rozprostowując nogi. Ponadto musiał stwierdzić, że źle obliczył czas, w jakim przemierzą całą trasę. Wyglądało na to, że już wieczorem dotrą do wioski. Roberston przetarł dłońmi twarz. Ta wyspa mnie wykończy. Siedem lat to stanowczo zbyt dużo. W końcu odkręcił butelkę, wolno upił kilka łyków.

- A jakie robią? - zapytał. Był ciekaw co jest w stanie ruszyć Uppera.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Wto 18:55, 11 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob nie wiedział, co Robertson mógł mieć na myśli, mówiąc o pożywce dla wyspy. Tak czy inaczej nie było to na pewno nic przyjemnego. Podniósł się z ziemi. Nogi zdążyły mu się już przyzwyczaić do nieustannego wysiłku i chyba nie miały nic przeciwko zaniesieniu swojego właściciela do miasteczka Ras-Shamra.

- Dręczenie zwierząt robi na mnie wrażenie - powiedział pół żartem, pół serio. - Chociaż ich nie lubię.

Mimowolnie pomyślał o Eltonie i Claude. Aż trudno mu było uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu beztrosko obijali się w osadzie.

Należało wyruszać dalej. Jacob przewiesił sobie strzelbę przez ramię i skinął na Robertsona. Gdzieś tam, za wysokimi palmami, pod czerwieniejącym popołudniowym niebem, na Jacoba czekała Claude, wygodne łóżko, i dużo, dużo zimnego piwa w barze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Wto 18:56, 11 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Pią 8:43, 14 Maj 2010


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poszarpany i brudny, Joshua przedzierał się przez tropikalny las, z przerażeniem obserwując jak jego rana od czasu do czasu otwiera się i zasklepia na nowo, zabarwiając i tak przesączony krwią prowizoryczny opatrunek. Bolało, szczypało, przewiercało go na pół lecz pomimo tego, Joshua parł uparcie do przodu. Przypomniały się mu treningi, jakie fundował mu jego własny ojciec, gdy był nastoletnim gówniarzem. Wszystkie co do jednego, bardziej były paskudne od chwili obecnej. Josh oparł się o drzewo, rozglądając uważnie dookoła siebie. Nastało południe, a nieoczekiwanie dla niego samego, dotarł do plaży. Właściwie, to było już późne popołudnie, teraz było ważne aby znaleźć kanu i odpłynąć stąd w cholerę.

[Plaża]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 11:51, 16 Maj 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Gęste chmury nadal wisiały nad wyspą, tworząc ponurą atmosferę. Zapowiadało się jednak na to, że noc będzie spokojna, choć chłodna.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Nie 12:42, 16 Maj 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Na skinienie Jacoba, Robertson wstał, wręcz zerwał się na nogi. Nie było powodu rozleniwiać się za bardzo. Chciał jak najszybciej dotrzeć do miasteczka, mając przy tym nadzieję, że zanim porozmawia z kimkolwiek, będzie mu dane odpocząć, a przede wszystkim zastanowić się nad tym co i jak chce powiedzieć.

Zarzucił plecak na ramię i obaj podjęli przerwaną wędrówkę, wkraczając znów w gęste zarośla, osłaniając się przed uderzeniami napiętych gałązek. Powoli się ściemniało, a teraz, kiedy słońce z pewnością schowało się już za horyzontem, Robertsonowi zrobiło się zimno. Nie bardzo potrafił określić czy to z powody chłodu nocy czy może gęsią skórką wywołał fakt, że lada moment dotrą do celu. Odruchowo wymacał tkwiącą w kieszeni broń.

Oby wszystko poszło gładko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 34, 35, 36 ... 51, 52, 53  Następny
Strona 35 z 53

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin