|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
John Robertson
|
Wysłany:
Wto 10:26, 13 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Kiedy Upper zwrócił uwagę na to, że coś jest nie tak, Robertson rozejrzał się roztargniony. Czyżby coś przeoczył? Czyżby był aż tak bardzo wycieńczony? Właściwie to miał prawo. Mieszkańcy miasteczka przecież nie zapewnili mu jakoś bardzo wygodnej gościny. Wręcz odwrotnie. Odgonił od siebie wspomnienia, skupił się na otoczeniu. Starał się wyłapać każdy szczegół, każdy ruch gałęzi, szelest liści. Zastanawiał czy rzeczywiście ktoś ich śledzi. A jeśli tak, to kto? Zadrżał. Tamci?Spostrzegł, że Jacon podnosi gałąź. Kiwnął lekko głową z aprobatą.
- A poradzisz sobie z tym, co jest za nami? Kimkolwiek to coś się okaże. - rzucił cicho.
Albo czymkolwiek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 10:40, 13 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
- Tu naprawdę nie chodzi o to, żeby sobie poradzić... - mruknął Jacob z tą samą wesołością, która zawsze ogarniała go w podobnych sytuacjach. Wesołością mającą bardzo wiele wspólnego z ponurym chichotem szaleńca. - Wiesz, Robertson... - przestąpił jeszcze kilka kroków zanim zatrzymał się. Gałąź doskonale leżała mu w dłoni. - Mam nadzieję, że to wystarczy i nie będziesz musiał korzystać ze swojego pistoleciku.
Następnie odwrócił się twarzą w kierunku, z którego przyszli. W kierunku, w którym jak sądził, gdzieś tam chował się tajemniczy tropiciel.
- Jeśli chcesz powalić mamuta... - zaczął, lecz urwał od razu, gdy w odległości kilkunastu metrów zaszeleściły krzaki.
Jacob czekał. Był bardzo spokojny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Wto 10:43, 13 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Joshua zarejestrował w pamięci nazwisko przewodnika. Teraz gdy był już pewien, że go spostrzegli, wpadł w złość.
Szlag by to!
Przebiegł kawałek przyczajony przy ziemi, by zbliżyć się do Freddiego na bezpieczną ale bliską odległość. Freddie młócił gałęzią rosnące pięć metrów przed nim krzaki, musiał widzieć jego szybkie ruchy, zbliżające się do nich. Gdy uznał, że bliżej nie warto podchodzić, wyprostował się i wychylił zza krzaków, patrząc się krótko w oczy Freddiego. Ten drugi interesował go mniej. Wiedział o nim wystarczająco dużo.
Kazał mi pozostać niezauważonym, a więc trzeba takim pozostać.
Joshua podniósł pistolet trzymany w dłoni i wycelował w lewe ramię mężczyzny, który trzymał gałąź. Jego celem było zabić, był to środek potrzebny do osiągnięcia pożądanego celu. Bez żadnego słowa ani nawet mrugnięcia okiem wystrzelił dwa razy. Pierwsza kula przeleciała tuż nad ramieniem mężczyzny, kosząc po drodze parę liści rosnących dalej. Druga kula wbiła się w pień drzewa tuż obok Freddiego. Jego palec naciskał spust po raz trzeci. Z tym drugim, który wedle słów Freddiego był uzbrojony poradzi sobie jakoś inaczej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joshua Coffman dnia Wto 10:45, 13 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 10:58, 13 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Kiedy z krzaków nieoczekiwanie wyłonił się jakiś mężczyzna, Jacob mimowolnie wypuścił powietrze z ust. Przez krótką chwilę ich spojrzenia spotkały się, a Jacoba ukłuła szpilka grozy. Nie wiedział, ile czasu mu jeszcze zostało na tym padole, ale przez ten ułamek sekundy pomyślał, że będzie pamiętał te oczy do końca życia. Tymczasem film znów popłynął, a obok Jacoba świsnęły dwa pociski.
- Kurwa mać! - krzyknął nurkując w zarośla. Zaczął czołgać się na oślep przed siebie, coraz bardziej zaplątując w chaszcze. Coś uczepiło się jego nogawki. Pociągnął. A potem o wiele mocniej, wkładając w to szarpnięcie całą siłę, na jaką mógł jeszcze zdobyć się jego organizm. Pnącze, korzeń, czymkolwiek była przeszkoda, puściła. Brnął coraz głębiej gubiąc gdzieś gałąź, którą zamierzał pognać tego, który ich tropił. Jacob mało nie parsknął kompletnie irracjonalnym w tych okolicznościach śmiechem na wspomnienie swojego idiotycznego planu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Wto 11:00, 13 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
John Robertson
|
Wysłany:
Wto 16:45, 13 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Robertson nic nie powiedział na słowa Jacoba. Czuł w powietrzu napięcie i oczekiwanie. Wodził wzrokiem po zaroślach. Adrenalina zaczynała mu powoli wypełniać żyły, mobilizując organizm do jednej z dwóch możliwości: walk bądź ucieczki. Zza ściany zieleni wyszedł jakiś mężczyzna, John widział go po raz pierwszy. Napiął wszystkie mięśnie. A gdy padły pierwsze strzały, rzucił się na ziemię, wyciągając swój pistolet. Nieznajomy celował w Jacoba, który po chwili zniknął w krzakach. Robertson zaklął, obawiał się, że potem mogą się nie odnaleźć. Wypalił jedne pocisk w stronę obcego, po czym rzucił się do ucieczki w przeciwną stronę niż wcześniej Upper.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Wto 20:12, 13 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, wywoływanym przez reakcję Freddiego, która w gruncie rzeczy była zaiste naturalna. Gdy mężczyzna rzucił się do ucieczki, Joshua z niezmienionym kamiennym wyrazem twarzy odwrócił się do Robertsona, mierząc w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał. Jego jednak już nie było a role odwróciły się i teraz to on musiał zdać sobie sprawę z tego, że strzelają do niego. Strzał był jednak pojedynczy i nie wyrządził mu krzywdy, kula wystrzelona przez Robertsona przeleciała parę centymetrów od jego lewego ramienia, aż Josh niemal wyczuł na skórze jej pęd.
Blisko było.
Teraz dla odmiany on zanurkował w krzakach. Oddał jeszcze dwa strzały, po jednym posłanym w kierunkach, dokąd uciekali mężczyźni. Nie usłyszał jednak żadnego okrzyku bólu, więc musiał chybić.
Chuj z tym Josh. Jesteś popaprańcem.
Musiał dać im spokój, przynajmniej na razie. Obydwu na raz nie dostanie, więc jego celem było dotarcie do osady przed nimi. Póki co starał się nie myśleć o konsekwencjach tego że spieprzył robotę na samym starcie. Zaczął się więc wycofywać w kierunku przeciwnym do tych, który obrali mężczyźni. Robił to szybko i w miarę cicho, od czasu do czasu stąpając na cienkie gałązki robiąc przy tym hałas. Przyczaił się za jednym z dużych drzew i wyjrzał zza niego. Nikt jednak za nim nie szedł. Mimowolnie Coffman uśmiechnął się do siebie szeroko.
Jesteś popaprańcem Joshua.
Ponownie ledwo powstrzymywał się przed śmiechem na wspomnienie ucieczki Freddiego. Jednak jeszcze bardziej bawiło go to, że o mały włos, a sam dostałby kulkę.
Nie było jednak czasu na rozpamiętywanie. Pomimo porażki zdobył informacje które chciał zdobyć. Były wystarczające, aby zrekompensować małą porażkę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joshua Coffman dnia Wto 20:12, 13 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 16:30, 14 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Potężne liści o podłużnym kształcie uderzały Robertsona po twarzy. Przedzierał się przez gęstwinę najszybciej, jak potrafił. W szaleńczym pędzie napierał na roślinność, nie przejmująć się, że zaowocuje to rozdartym odzieniem, zadrapaniami, a - w przypadku większych gałęzi - pewnie nawet siniakami. Zależało mu tylo na tym, by nie zostać dopadniętym przez faceta, który najpierw ich śledził, a potem zaatakował. Kimkolwiek był nie miał przyjaznych zamiarów. Nagle Robertson potknął się o wystający konar i runął jak długi na ziemię, uderzając się przy tym boleśnie w piszczel. Jęknął i błyskawicznie odwrócił się na plecy, by mieć na widoku przestrzeń, z której przybiegł; by sprawdzić czy nikt go nie goni. Przez chwilę przerzucał czujne spojrzenie z jednej części chaszczy na drugą. Wyglądało na to, że jest bezpieczny. Przynajmniej przez chwilę. Przysiadł przy jednym z drzew, opierając się o nie plecami. Dopiero teraz odetchnął z ulgą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Śro 20:49, 14 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Jeden rzut okiem za drzewo upewnił Josha, że nikt za nim nie podąża. Znacznie bardziej zrelaksowany i zadowolony niż przedtem, ruszył przed siebie, kierując się w stronę centrum wyspy. Oczywiście kierował się na chybił trafił, bowiem nie znał tej wyspy tak dobrze jak macierzystej. Wyjął papierosa z paczki i odpalił go, zaciągając się głęboko dymem.
- Dobre cholerstwo.
Od razu zrobiło mu się lżej, nabrał nawet ochoty by szybciej dotrzeć do celu, niż planował na początku. Wiedział jednak że na jedno wyjdzie tak czy siak trochę pobłądzi zanim trafi na miejsce i zrobi to, co mu kazano.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 22:08, 14 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacobowi udało się wreszcie wydostać z gęstwiny. Zrobił to w sposób, z którego nie do końca mógł być zadowolony. Brnąc przez zarośla nieoczekiwanie natrafił na ostry spadek terenu i jak długi runął w dół, łamiąc pojedyncze krzaki i obijając się o strome zbocze. Upadek trwał kilka bolesnych sekund, a zakończył się w niewielkim strumieniu przecinającym dżunglę. Jacob, oszołomiony, przez chwilę klęczał w wodzie, zanim wstał i ocenił swój stan. Spodnie i koszulę miał potargane, w butach chlupotała woda. Ręce mężczyzny do wysokości łokci pokrywały drobne zadrapania i błoto.
Jacob zaklął i wytarł dłonie w spodnie. Jego serce wciąż biło zbyt szybkim tempem, myślami zawładnął chaos. Kompletnie nie wiedział, co zrobić w sytuacji, w której się znalazł. Gdzieś tam, kilkadziesiąt metrów dalej, czaił się niebezpieczny facet z naładowaną bronią. W tej samej okolicy Jacob pozostawił człowieka, który mógł odpowiedzieć mu na kilka bardzo ważnych pytań. I zapłacić za to, co zrobił zarówno jemu, ale przede wszystkim Claude. Tymczasem resztki zdrowego rozsądku nakazywały Jacobowi brać nogi za pas i jak najprędzej wynosić się z tej przeklętej dżungli...
Ale zdrowy rozsądek nie mógł wygrać z pragnieniem. Z prawdziwym PRAGNIENIEM, które kiełkowało w umyśle Jacoba odkąd wylądowali na wyspie.
Ocenił kierunek, z którego uciekał. Następnie powoli, jak najostrożniej, aby nie robić hałasu, zaczął wdrapywać się po zboczu próbując zatoczyć łuk i wrócić w miejsce, gdzie wraz z Robertsonem zostali niespodziewanie zaatakowani.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
John Robertson
|
Wysłany:
Czw 12:03, 15 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień powoli miał się ku końcowi. Robertson dostrzegł to niemal z zaskoczeniem. Nie wiedział jak długo odpoczywał, ale zdecydowanie musiał zacząć działać. Natychmiast. Zastanawiał się co może zrobić, analizował. Wątpił, że mężczyzna z bronią czekał na ich powrót. Pytanie tylko czy puścił się za którymś w pogoń. A jeśli tak, to za którym. I gdzie teraz jest ten cały Upper. Kości Robertsona strzeliły przy wstawaniu, a on skrzywił się lekko. Czyżby aż tak się zasiedział? Zmęczenie dawało mu się we znaki w każdy możliwy sposób. Postanowił wrócić na miejsce ataku. A jeśli nie znajdzie tam Jacoba... Wzruszył ramionami. Nad tym zastanowi się później.
- Mam nadzieję, że pomyślałeś o tym samym, przyjacielu. - mruknął do siebie.
Naprawdę miał taką nadzieję. Cholerną. Nadprogramowe wędrówki po dżungli w jego stanie nie należały do atrakcji, w których chciałby wziąć udział. Począł przedzierać się przez chaszcze, próbując robić to w jak najcichszy sposób. Ostrożności nigdy za wiele.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Czw 14:08, 15 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Ostatnie promienie słońca znikły za horyzontem. Porywisty wiatr przygnał na niebo chmury, zza których tylko czasami wyglądał sierp księżyca. Zaczęło robić się chłodno, a ludzie mieli dziwne, niejasne poczucie, że to nie tylko efekt spadku temperatury. W mrokach dżungli zaczynało budzić się ukryte za dnia życie. Ci, którzy w niej byli, mieli przed sobą ciężką noc.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Czw 22:17, 15 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Podążał przez dżunglę, nie poświęcając zbyt wiele czasu na krótkie odpoczynki, jakie nieczęsto sobie sprawiał. Poruszanie się przez dżunglę nie sprawiało mu trudności, w przeciwieństwie do zorientowania się, w którym kierunku powinien iść. Zapadające ciemności dodatkowo dezorientowały go, jednakże parł do przodu, chcąc zaoszczędzić jak najwięcej czasu i dotrzeć na miejsce jeszcze w nocy. Joshua nie miał zielonego pojęcia jak blisko jest już do swojego celu. Od czasu do czasu zaklął pod nosem, skarżąc się na każdy jeden element jaki sprawił mu trudność. Już nawet wspominanie reakcji Freddiego nie było tak samo zabawne jak wcześniej. Poza tym w dżungli czyhało coś, czego Joshua Coffman nie miał ochoty spotykać. Nie bardzo wiedział jak ma interpretować ten wewnętrzny niepokój, który nie pasował do jego osoby. Był zły, tym razem na siebie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joshua Coffman dnia Czw 22:18, 15 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
John Robertson
|
Wysłany:
Pią 11:18, 16 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Księżyc chował się non-stop za chmurami, a Robertson pomyślał, że to i tak nie ma dla niego znaczenia, bo chudy sierp dawał tyle światła, co kot napłakał. Do tego jeszcze ten gąszcz. W najbardziej iluminacyjnych chwilach mężczyzna widział co najwyżej zarysy roślin. Kolejny raz potknął się o wystający konar. Zaklął, przystanął zrezygnowany i rozejrzał się dookoła. Jakby miał cokolwiek zobaczyć. Lata spędzone w dżungli co prawda nauczyły go kilku sztuczek, ale widzenie w ciemności do nich nie należało. Bardzo chciał wiedzieć, gdzie się znajduje i jak blisko jest swojego celu. Jednak w panującym mroku nie był w stanie tego stwierdzić. Znów zaklął. Dalsza droga nie miała sensu. Poszukał na ślepo miejsca, w którym mógłby przeczekać noc. Po omacku znalazł wykopaną norę przy jednym z ogromnych drzew. Właściwie "znalazł" to za dużo powiedziane, on niemal do niej wpadł. Skulił się w niej z nadzieją, że do nikogo nie należy, a jeśli tak, to że właściciel nie wróci tej nocy. Dreszcz zimna przeszył ciało Robertsona. Mimo wszystko zmęczona głowa opadła na kupkę suchych liści. Wystarczyło, by mężczyzna zapadł w niespokojny sen.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Pią 12:26, 16 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacobowi udało się wreszcie wybrnąć z zarośli na wydeptaną przez nich wcześniej ścieżynkę. Dopiero teraz zwrócił uwagę na fakt, jak szybko noc potrafi zapadać w tej dżungli. Mógłby przysiąc, że jeszcze przed kilkoma minutami było tu całkiem widno. Teraz zaś musiał poruszać się niemal na oślep.
Zaczął nasłuchiwać, ale jego uszu nie dobiegły żadne podejrzane dźwięki. Mężczyzna, który ich zaatakował mógł co prawda ukryć się gdzieś w ciemności, ale raczej nic na to nie wskazywało. Z tego faktu Jacob mógł się cieszyć. Gorzej, że przepadł gdzieś również Robertson.
Jacob uznał, że poszukiwania - i w ogóle jakiekolwiek działanie - należy odłożyć do świtu. Wszedł pomiędzy porastające tę część dżungli puchowce i przysiadł pod jednym z drzew, opierając głowę o pień. Zasnął od razu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Joshua Coffman Templers
|
Wysłany:
Pią 20:21, 16 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Po trzydziestu dodatkowych minutach marszu, zza wzgórza dostrzegł rozległą polanę, na której ustawionych było dwanaście mieszkalnych domków. Na placyku pomiędzy domkami znajdowali się ciągle ludzie, pomimo tego że noc zapadła już jakiś czas temu. Joshua ciągle zły, teraz uśmiechnął się do siebie szeroko i mściwie, szybko opracowując w swojej głowie plan działania. Gdy ustawił sobie wszystko na swoim miejscu w odpowiedniej kolejności, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Czas zburzyć sielankę wczasowiczów.
Ruszył w stronę miasteczka, by po chwili się tam znaleźć.
[Miasteczko]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |