|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Śro 11:02, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Nad dżunglą zapadł zmrok. Ciężkie deszczowe chmury zasnuły niebo, sprawiając, że między gęstwiną drzew zapanowały egipskie ciemności. Wkrótce dołączyła do tego ulewa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 13:02, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
- Jak sądzisz? - zapytał Jacob uwalniając jedną dłoń z węzłów. Sznur opadł luźno na ziemię i zniknął w gęstwinie paproci jak żmija. - Też nie grzeszysz inteligencją. I nie nazywaj mnie przyjacielem. Nie jestem nim.
W narastających ciemnościach trudno było zauważyć reakcję Robertsona.
- Mam nadzieję, że masz tu gdzieś jakąś leśną skrytkę na pochodnie - powiedział cynicznie, ruszając za swoim dziwacznym przewodnikiem. - Nie mam zamiaru wpierdolić się do jakiejś cholernej dziury. Nawiasem mówiąc, gdzieś się uchował przez te wszystkie lata spędzone na wyspie? Odkąd tutaj przybyłem, mam wrażenie że coś wisi w powietrzu. Coś bardzo dziwnego... Byłeś kiedyś w zachodniej części dżungli? Jest tam pewna polana...
Nie, co ja właściwie robię? - zganił się Jacob w myślach. - Poziom absurdu zbliża się do granicy tolerancji...
- Nieważne zresztą - mruknął obejmując dłońmi ramiona, gdyż zaczynało robić się bardzo zimno. Lewe ramię, którym niezbyt delikatnie zajął się Robertson w drewutni, bolało.
Rozsypujesz się, Upper. Rozsypujesz się...
Wlepił wzrok w plecy Johna i zacisnął zęby.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Śro 13:21, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 13:51, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Rychło stanął jak wryty i obejrzał się na Jacoba. Przez ułamek sekundy wyglądał jakby zobaczył ducha.
- Zachodnia część dżungli... - powtórzył za mężczyzną. Gdyby nie ciemność, Jacob zauważyłby, jak drgnął jego lewy kącik ust. - Nie zapuszczaj się tam, przyjacielu. Jak sam zauważyłeś, na tej wyspie "coś wisi w powietrzu". Ale tam... - pokręcił głową. - Tam jest jeszcze gorzej... Tam się wszystko zaczyna...
Deszcz nabierał na sile, liściaste zadaszenie przestało wystarczać, by uniemożliwić mu 'dojście' do niższego piętra dżungli.
- Mieszkam w chacie. - oznajmił w odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie. - Daleko w rejonach północno zachodniej części dżungli. Należała do jednego z uczestników White Raven. Znajdziesz w niej kilka odpowiedzi i "coś" na rozgrzanie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez John Robertson dnia Śro 13:52, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 14:28, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob uśmiechnął się w myślach na myśl o "czymś na rozgrzanie", ale za chwilę spochmurniał.
- Hej, Robertson! - krzyknął, gdyż wzbierający na sile deszcz zaczynał zagłuszać ich słowa. - Jesteś zadziwiająco uprzejmy jak na gościa, który mierzył z broni do niewinnej kobiety, a mnie groził ostatnimi godzinami życia i przystawił pistolet do skroni!
Pomyślał o Claude. Miał nadzieję, że ktoś już ją odnalazł i wypuścił z drewutni. W gruncie rzeczy był tego niemal pewien. Poznał ją na tyle, by wiedzieć, że sobie poradzi.
- Kurewstwo... - zaklął, potykając się o gruby korzeń i omal nie wpadając do błota. - Daleko jeszcze?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 14:39, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Zagrzmiało. Głośno i przeciągle. Na dodatek zerwał się potężny wiatr - począł miotać gałęziami drzew i poniewierać liśćmi paproci (od których wręcz roiło się w tej części puszczy).
- W cholerę daleko! Nie jesteśmy nawet w połowie drogi! - wrzasnął, choć nie był pewien, czy zrobił to na tyle głośno, by Jacob zdołał go usłyszeć. - Niedaleko stąd jest niewielka jaskinia, możemy tam przeczekać noc i... Schronić się przed ulewą! - machnął ręką, wskazując na zachód. - Z tym, że musimy nieco odbić od głównego szklaku!
Zasłonił się rękoma, gdy wyrośnięty konar wylądował prosto na jego głowie. Poczuł się lekko oszołomiony. Na szczęście nie na tyle, by runąć na ziemię.
- Ostatnio dzieje się tak coraz częściej... Chodzi o pogodę! POGODA! - krzyczał, widząc pytające spojrzenie Jacoba. - To nie jest normalne! NIE, NIE TAM! TĘDY!
Przebrodził przez grząskie bajoro. Tylko cudem nie zostawił w nim swoich butów.
- MUSI BYĆ GDZIEŚ TUTAJ... TA JASKINIA! ROZGLĄDAJ SIĘ!!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez John Robertson dnia Śro 14:41, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 15:42, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Gęsto i ciężko spadające krople wody zamieniły się w lejące się z nieba i liści strugi. Jacob czuł się, jakby wstawił głowę pod odkręcony kran. A kiedy to uczucie zmieniło się na wrażenie wpakowania się pod wodospad, zaczął kląć siarczyście, próbując utrzymać równowagę i równocześnie podążać za Johnem. Ledwo słyszał słowa przewodnika skutecznie zagłuszane przez ulewę.
Kiedy Robertson zaczął krzyczeć o jaskini, Jacob wdepnął nogą w coś, co wyglądało jak totalnie rozmyty ślad obozowiska. Woda bulgotała pomiędzy ułożonymi w okrąg kamieniami.
- KTOŚ TU ROZPALAŁ OGNISKO! - wrzasnął, przeczesując rękami wyrastające zewsząd zarośla i pnącza. - KTOŚ TU...
W tym właśnie momencie nocne niebo rozświetliła błyskawica, a Jacob na mgnienie oka ujrzał przed sobą ziejący czernią wlot do czegoś, co mogło być tylko i wyłącznie jaskinią.
- TUTAJ! - krzyknął, biegnąc w stronę kryjówki. - TUTAJ, ROBERTSON!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Śro 15:43, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 16:01, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Zahaczył o korzeń drzewa i runął plackiem w sam środek błota. Towarzyszyło temu głuche pacnięcie i krótkie, przytłumione przekleństwo. Kiedy podniósł się na łokciach, usłyszał wołanie Jacoba.
- Hej?! - pospiesznie dobiegł - a raczej doczołgał się - do miejsca, z którego dochodził głos. Z ulgą schronił się pod niewielkim, kamiennym zadaszeniem. Do tego miejsca nie tylko nie docierały krople deszczu, ale i huczenie rozwścieczonego wiatru.
- Uch... - zdołał powiedzieć i opadł ciężko na ziemię, przywierając plecami do stropu. - Uch... - powtórzył, wycierając z twarzy grubą warstwę lepkiej mazi.
O obecności jego "towarzysza" świadczyło tylko głośne szuranie butów. Wewnątrz zalegały ciemności.
- Ej? - mruknął, a jego słowo odbiło się z echem po pustych, wilgotnych ścianach. - Na twoje szczęście, nie tylko broni nie udało wam się skonfiskować, przyjacielu. - z wewnętrznej kieszenie koszuli wysunął niewielką piersiówkę i pociągnął kilka głębszych łyków. - Musiałem wypić trochę na odwagę, zanim wyszedłem na wasz plac... Jacob? - wystawił rękę z piersiówką, na oślep wymachiwał nią na prawo i lewo, chcąc podarować przedmiot mężczyźnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 16:13, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob chciał - nawet po ciemku - zbadać wnętrze jaskini, ale okazało się to niepotrzebne. Grota była płytka, jej tylna ściana znajdowała się w odległości około dziesięciu metrów od wejścia. Słyszał głos Johna, ale przez chwilę nie odpowiadał. Tu, skryty w mroku, oparł się dłońmi o zimną, kamienną ścianę i zamarł w bezruchu. Gdyby ktoś ujrzał do w tej pozycji, mógłby pomyśleć, że Jacob oddaje pokłon jakiemuś bóstwu. Lub wymiotuje. Tymczasem on musiał po prostu wyciszyć myśli i uspokoić się po katorżniczej wędrówce.
Wreszcie cofnął się do wyjścia, gdzie w półmroku majaczyła mu sylwetka Robertsona. Zauważył, że trzyma coś w ręku. Siadł na kamieniu i zaczął ściągać z siebie mokre ubranie, słysząc jak ściekająca woda rozpryskuje się o podłoże. Kątem oka obserwował mężczyznę. W końcu dał się złamać.
- Ale ty pierwszy - powiedział wskazując na piersiówkę - Tym razem wolę mieć pewność, że to nie żaden cholerny podstęp.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 16:28, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Upiłem właśnie kilka głębszych. - wyjaśnił cierpliwie, próbując dojrzeć cokolwiek w ogarniającym ich mroku. Ręka ściskająca piersiówkę wciąż była wyprostowana. - Niewiele zostało, ale oczywiście mogę opróżnić resztę jeśli chcesz.
Odpowiedziała mu cisza. Nie miał wątpliwości, że Jacob bije się z myślami.
- Och, może przeanalizujmy sobie nasz spotkanie: dostałem od ciebie w twarz, sponiewierałeś mnie po ziemi i trzymałeś skrępowanego przez niemal całą dobę w drewutni. Mimo tego, nie podarowawszy ci najmniejszego zadrapania, prowadzę cię do swojej chaty, by przekazać kilka informacji odnośnie do tej wyspy i... Coś do obrony przed... - machnął ręką. - Gdybym chciał cię zabić, już dawno temu pociągnąłbym za spust, gdybym chciał cię uśpić, potraktowałbym cię jakimś badylem przez kark... Tylko po co? Żeby potem targać cię przez dżunglę na własnym ramieniu? Po prostu skończmy już z tymi podejrzeniami, Jacob. I bez tego jestem równie mocno skonfundowany jak ty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 17:08, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob ostatecznie przyjął piersiówkę. Upił kilka łyków mocnego alkoholu. Poczuł, jak ciepło rozchodzi się po jego wyziębionym ciele.
- Co do tego sponiewierania... - skrzywił się, oddając Robertsonowi jego własność. - Powtarzam: dałem ci wybór, z którego z jakichś niezrozumiałych dla mnie powodów zrezygnowałeś. Tak, wiem, nie mamy żadnego wyboru, i tak dalej... Sranie w banię. A tak w ogóle, to czemu miałbyś chcieć przekazać mi jakiekolwiek informacje? Ze wszystkich ludzi z miasteczka wybrałeś najgorszą osobę do przekazywania czegokolwiek. Bo widzisz... - urwał.
Bo widzisz, John... Oczy Claude były rozszerzone strachem i czymś jeszcze... Czymś, co pojawia się w ludzkich źrenicach na chwilę przed zadaniem śmiertelnego strzału, śmiertelnego pchnięcia nożem, śmiertelnego ciosu drewnianą pałką... Jej oczy były zasnute szklistym cieniem, John, w którym zawarta jest cała istota człowieczeństwa... I, widzisz, John, właśnie za to... Właśnie za to masz przechlapane.
- Po prostu każdy ma swoje cele. - dokończył sucho wpatrując się w swoje dłonie. - I tu pojawia się pytanie o twoją motywację. Chcesz nam pomóc? Dlaczego?
Na zewnątrz jaskini dżungla szumiała deszczem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 17:31, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Żeby to zrozumieć, musiałbyś spędzić na tej wyspie 7 długich lat... W samotności... Rozmawiać ze sobą, żeby nie zapomnieć języka w gębie, opierać się wszelakim dziwactwom, które skrywa w sobie ta wyspa, żyć ze świadomością, że... 7 lat, Jacob... - rozprostował nogi i schował do kieszeni pustą piersiówkę. - W życiu nie zabiłem żadnego człowieka, nawet nie wdałem się w żadną porządną bijatykę... Jestem zwykłym, zdesperowanym facetem, który zrobi wszystko, byle tylko znaleźć sposób na opuszczenie tej cholernej wyspy... Byle przeżyć...
Nastała krótka cisza. Zdawało się, że szum deszczu zaczyna tracić na sile.
- Czeka was tutaj piekło, przyjacielu. W prawdzie nie mogę wam pomóc w obronie przed "duszą" wyspy, ale... Chcę tylko opowiedzieć się za którąś ze stron, kiedy rozpęta się wojna.
Tyrada Johny wydawała się chaotyczna, nieskładna. Nie było wątpliwości - ten człowiek ma problemy ze słownym wyrażaniem swoich myśli.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez John Robertson dnia Śro 17:33, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 17:39, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob pogrążał się w myślach.
Tak, John. Siedem lat. Dokładnie tyle samo czasu spędziłem w samotności, rozmawiając samemu ze sobą, żeby nie zapomnieć języka w gębie, opierając się wszelakim dziwactwom...
- Piekło? - zapytał. - Dusza wyspy? Wojna?
A ponoć to ja mam problemy z rozdmuchaną metaforyką.
- O czym ty mówisz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 17:58, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Ja nie metaforyzuję, Jacob. - odparł zrezygnowany. Czy istniał sposób na sensowne streszczenie siedmiu lat życiu w kilkunastu, treściwych zdaniach? - Tak, jak już wspominałem, nie byłem nikim istotnym w szeregach "White Raven"... Mimo tego dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy - rzeczy, które zaczynały znajdować swoje odbicie w rzeczywistości w miarę tego, jak czas przepływał przez palce moich dłoni... To miejsce, ta... Wyspa... Prowadzono tutaj badania z dość nietypowej dziedziny. Z dziedziny zjawisk paranormalnych. I to właśnie "dusza" tej Wyspy, przyjacielu. Mowa o sprawach, które nas przerastają. Prawdopodobnie, dawno, dawno temu, wydarzyło się tutaj coś naprawdę strasznego.
Urwał na moment, czekając na reakcję Jacoba. Nie doczekał się. Odpowiedziała mu cisza.
- Ponadto - kontynuował, z coraz mniejszym zapałem. - Prócz nas żyją tutaj inni ludzie... Żywi... I tu właśnie kryje się "wojna", o której wspomniałem. Nie wiem kim są, ani jakie jest ich zadanie. Mniemam, że zależy im na "odstraszaniu" intruzów. Jeden z moich towarzyszów zginął z ich rąk... Chyba...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 18:08, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob nie wiedział, jak ma potraktować jego słowa. Coraz mniej rozumiał z tego, co działo się dokoła. Eksperymenty paranormalne? Strażnicy wyspy? "Trochę" się to nie trzymało kupy.
- Opowiedz mi więcej o White Raven - poprosił, ściągając buty i wylewając z nich wodę. - Mówiłeś, że przybyłeś tu z szóstką ludzi. Co stało się z resztą, oprócz tego, którego niby porwali ci... Ci drudzy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 18:26, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Praktycznie ich nie znałem. Wiesz... Relacje zawodowe. - przerwał, słysząc chluśnięcie wody. - Po powrocie na wyspę znalazłem tylko dwóch z nich. Jeden - Stanley Jones, lider całego przedsięwzięcia - powiesił się nieopodal jednego z klifów. Do dzisiaj nie znalazłem w sobie na tyle ikry, żeby przedrzeć się przez ostre skały i spróbować go odciąć. - przetarł twarz dłonią. - Drugi - Eryk... Nie pamiętam nazwiska... Znalazłem go nieopodal chaty, w której mieszkam... Z kulą w klatce piersiowej... To właśnie była sprawka naszych współlokatorów... Reszta... - pokręcił bezradnie głową, zapomniawszy o tym, że Jacob w ogóle go nie widzi. - W zachodniej części dżungli znajdziecie chatę Jones'a - zapewne leżakuje w niej wiele istotnych zapisków i notatek odnośnie do wyspy. Ale mówimy o TAMTEJ CZĘŚCI WYSPY, przyjacielu. Nie pójdę tam. Za żadne skarby świata.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|