|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pon 18:59, 29 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Tymczasem niebo zaczynało się ściemniać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Pon 19:12, 29 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Peter pomógł Samowi wstać. Po chwili wszyscy byli gotowi do drogi, a parę godzin później, gdy noc zapadła już nad dżunglą, cała trójka dotarła bez przeszkód do miasteczka. Sprawę soku do przemyślenia zostawił Atenie. W końcu to ona będzie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, kto mógł podrzucić jej obraz. Drogę przebyli w milczeniu, walcząc ze snem i zmęczeniem.
[Placyk]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Carmen Hierro
|
Wysłany:
Wto 14:24, 30 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 07 Mar 2010
Posty: 303 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Bylo już ciemno. Carmen wyprzedzila Tedda. Na szczescie dzien był suchy co ułatwiło Carmen sledzenie swoich sladow. W koncu trafiła do miasteczka.
[Placyk]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Teddy
|
Wysłany:
Śro 23:48, 31 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Teddy powolnym krokiem doszedł do na placyk. Z którego udał się prosto do domku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Czw 16:28, 01 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Nastało południe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Tang How-Yuen Gość
|
Wysłany:
Pią 14:54, 02 Kwi 2010 |
|
|
|
Mimo bezustannych poszukiwań nie odnalazł tego czego szukał. Wracając odnalazł grób Daphne. Przyklęknął przy nim i złożył na nim kwiaty. Wstając położył swoją dłoń na jej grobie.
- Do zobaczenia - powiedział znikając pomiędzy drzewami.
/plac
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Wto 11:54, 06 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Maszerowali bez słowa przez jakąś godzinę. Wreszcie nieznajomy zatrzymał się obok zawalonego pnia drzewa i siłą usadził na nim Jacoba. Sam przykucnął naprzeciw niego i przytaknął głową.
- Okej, Jacob. - zaczął zaskakująco spokojnym tonem. - A teraz zamienimy się rolami. Dla odmiany TO TY odpowiesz mi na kilka pytań. Kim jesteście?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 12:16, 06 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Nogi zaczynały odmawiać Jacobowi posłuszeństwa, gdy nagle Philip zarządził niespodziewaną przerwę - o ile można było to tak określić.
Kiedy usłyszał pytanie nieznajomego, nie wiedział, czy ma potraktować je poważnie, czy też zacząć się śmiać do rozpuku. Z jakichś irracjonalnych powodów zbierało mu się na to drugie.
- Kim my jesteśmy? - parsknął, oceniając odległość dzielącą go od kucającego Philipa. Mężczyzna nie trzymał już broni. Wystarczyło...
Kopnąć... Kopnąć go w ten przeklęty ryj...
Ale jeszcze nie teraz.
- Do diabła, po co ta cała szopka?! - warknął, spluwając na ziemię. Usta miał spieczone i wysuszone. - Wiesz doskonale, kim my jesteśmy, ty sparszywiały kutasie! Jesteśmy cholernymi wczasowiczami z projektu White Raven. Mam ci pokazać identyfikator?! Niestety, ale zapomniałem zabrać go z domu. Chętnie po niego wrócę. Co ty na to, Phil? A może po prostu skończysz to, co zacząłeś?!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Wto 12:23, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Wto 12:39, 06 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- White Raven, tak? - wyprostował się i zatoczył kółko wokół Jacoba. - White Raven. - powtórzył, tym razem przyozdabiając swoją wypowiedź krótkim, nerwowym śmiechem. - Wybrałeś chyba najgorsze z możliwych kłamstw, przyjacielu.
Przystawił lufę do skroni Jacoba i spojrzał mu w oczy.
- Mów prawdę! - wycedził przez zęby. - PRAWDĘ, słyszysz?! - uspokoił się nieco, oddalił o parę kroków - Nazywam się John Robertson, a White Raven to grupa, która rozpadła się w 2003 roku. Tutaj, na tej wyspie. Wiem to, bo ja jestem jej ostatnim żyjącym członkiem.
Usiadł na pobliskim pniu drzewa i wbił w Jacoba zrezygnowane spojrzenie.
- Więc powiedz mi, przyjacielu... Kim wy u diabła jesteście?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez John Robertson dnia Wto 12:40, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 12:58, 06 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob nie miał już żadnych wątpliwości. Ten człowiek był obłąkany. To trochę zmieniało postać rzeczy. Ale tylko trochę.
Kiedy zimna lufa pistoletu dotknęła skroni Jacoba, w jego głowie odezwały się znajome głosy Braci Morales:
- Wybrałeś złe miejsce i złą godzinę...
- Do złej gry zrób dobrą minę...
Słowa mężczyzny dotarły do świadomości Jacoba z opóźnieniem, jak przez mgłę. Zrozumiał jednak ich sens.
- Robertson... - szepnął, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Teraz patrzyli na siebie z odległości zbyt dużej, aby Jacob mógł jakkolwiek zareagować. Zamiast tego zaczął analizować słowa mężczyzny.
- Widzisz, Robertson... - zaczął, ostrożnie badając palcami jakość więzów, którymi Claude unieruchomiła mu ręce. Za plecami. Poza zasięgiem wzroku Johna Robertsona. - Nie chcę detronizować twojej osoby, ale White Raven, a konkretnie niejaki Fred Lusk, zrobił chyba drugi nabór... Jesteśmy tutaj od kilku dni. Ale ty chyba to wiesz, skoro zawitałeś w nasze skromne progi...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Wto 12:59, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Wto 13:16, 06 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Nie ma żadnego naboru... Nie było... Ja... - nawet nie wiedział od czego zacząć. - Grupa White Raven nie robiła żadnych naborów. Od początku do końca liczyła sobie 6 osób i... miała na celu dogłębne zbadanie tajemnic tej wyspy. Osobiście... Nie byłem nikim ważnym. Po prostu zostawiłem ich tutaj, dokładnie 9 maja, 2002 roku. Rok później wróciłem po nich na pokładzie "Blind King", mojej łodzi, tak, jak się umawialiśmy. Miałem zabrać ich do domu. Niestety po drodze spotkał mnie pewien... - wstał, był zbyt zdenerwowany, by mówić o tym na siedząco. - Nikt nie przeżył. A ja utkwiłem na tej cholernej wyspie. Na dobre. Spędziłem na niej... - przetarł twarz dłonią. - Nawet nie wiem który mamy teraz rok... I wtedy zjawili się ci ludzie... Wykarczowali plac w samym środku dżungli, zaczęli stawiać mieszkania, mierzyli do mnie z pistoletów, kiedy próbowałem się do nich zbliżyć... A ja błagałem, żeby zabrali mnie do domu... Na darmo - urwał na chwilę żeby się uspokoić, ścisnął mocniej kolbę broni. - Na tej wyspie dzieją się dziwne rzeczy, ale było w miarę spokojnie, dopóki się nie pojawiliście... Wszelakie zło, wszelakie złe uczynki mieszkające w człowieku potęgują to, co dzieję się dookoła...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 13:45, 06 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Historyjka Robertsona zaczęła nawet w jakimś stopniu interesować Jacoba, ale nie mogła przesłonić czegoś innego - broni wycelowanej w Claude. Jacob słuchał, lecz równocześnie powoli, milimetr po milimetrze wyswobadzał prawą rękę.
- Tak, co cię spotkało? - zapytał, czując, że ten moment opowieści jest kluczowy. A jak uderzać, to w czułe miejsca. - Mów śmiało. Widzisz, my wbrew pozorom nie mamy złych intencji. Jesteśmy tu tylko dlatego, że niejaki Fred Lusk podający się za szefa projektu White Raven, zaproponował nam po dwa miliony dolców na łebka, jeśli tu przybędziemy. Teraz widać czarno na białym, że nic z tego nie będzie...
Jeszcze troszeczkę...
- Co nie zmienia faktu, że chyba jedziemy na jednym wózku, John.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Wto 13:48, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Wto 22:15, 06 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Wstawaj. - odpowiedział i sam zerwał się z pnia, na którym siedział. - Chciałbym ci wszystko opowiedzieć, ale... Nie rozmawiałem z nikim od tylu lat...
Przez krótką chwilę sterczał w miejscu ze spojrzeniem wycelowanym w błotnistą glebę.
- Pokażę ci coś. - obwieścił wreszcie, ruszając w kierunku północnej części dżungli. - Jeśli naprawdę jesteś tym za kogo się uważasz, będzie lepiej jeśli pójdziesz ze mną. Dla dobra was wszystkich. Tej dziewczyny, którą zamknąłem w drewutni też. - zatrzymał się i odwrócił w stronę Jacoba. - Przepraszam za to, nie miałem zamiaru zrobić jej nic złego. I tutaj jest gest mojej dobrej woli. Możesz robić co zechcesz. Wrócić do wioski, albo iść ze mną i zrozumieć w jakie gówno wdepnęliście przybywając na tą wyspę. - skinął głową i wolnym krokiem ruszył przed siebie. - Twój wybór.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 0:24, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob przez chwilę rozważał słowa Johna. Ale tylko przez chwilę.
- Jest rok 2010 - powiedział, ruszając za mężczyzną. - Teraz możesz już dokonać paru kalkulacji... I wyjaśnić mi kilka rzeczy. Na przykład to, dlaczego nie mogliśmy rozmówić się w ten sposób od razu. Co Claude... - urwał. Chciał coś powiedzieć, ale w tym właśnie momencie zalała go fala agresji. - Ten twój śmieszny pistolecik możesz schować tam, gdzie zazwyczaj lubisz go trzymać. Broń palna trochę nie współgra z moimi poglądami. Ale jeszcze do tego wrócimy.
O tak, Robertson... Jeszcze do tego wrócimy.
Ale pamięć o tym, co zdarzyło się na pewnej polanie i ciekawość tego, co ten człowiek chciał mu pokazać, była zbyt silna.
Wszystko może poczekać - pomyślał Jacob idąc przed siebie i od czasu do czasu rozglądając się na boki.
- Dobra wola... - szepnął ze złością. - Dobra wola... Akurat...
Podświadomie czuł, że tam, dokąd szli, nie czeka go akurat nic dobrego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 0:42, 07 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Zatrzymał się i podniósł koszulę, pokazując Jacobowi pokaźną bliznę w okolicach nadbrzusza.
- Zyskałem tą pamiątkę, kiedy ostatnim razem wmaszerowałem na plac i pokwapiłem się o zadanie kilku uprzejmych pytań, przyjacielu. - wyjaśnił spokojnie i wrócił do przedzierania się przez zarośla. - Więc dlaczego nie spróbowałem tego tym razem? Z tego samego powodu, dla którego ty uderzyłeś mnie w twarz i zamknąłeś na noc w drewutni zaraz po tym, jak przedarłem się na teren waszego miasteczka. Walczę o przetrwanie...
Co jakiś czas zerkał na Jacoba. Zdawał sobie sprawę, że ten - pozbawiony możliwości operowania rękami - ma pewne problemy z brnięciem w coraz bardziej zagęszczone krzewy.
- Pożałuję, jeśli zdejmę z ciebie te więzy? - rzucił wreszcie, choć nie przyszło mu to z łatwością. Poza tym było to pytanie retoryczne. No bo raczej nie spodziewał się usłyszeć czegoś w stylu "tak, pożałujesz"- Droga, którą podążymy będzie jeszcze cięższa niż teraz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|