|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
shan
|
Wysłany:
Czw 22:11, 29 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 29 Kwi 2010
Posty: 51 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wrocław
|
Ów zbiór opowiadań publikuje również na zagubieni24.pl.
Obecnie pracuje na drugim odcinkiem sezonu drugiego:D
Postanowiłam więc opublikowac je i tu
Mam nadzieje, że kogoś zainteresują
Miłego czytania:D
Pisząc te historyjki wzorowałam się na słynnym serialu LOST
Jednak moja wersja różni się znacznie od tej oryginalnej.
CRASH
Retrospekcje : Jack Shephard
Krzyk i płacz, tylko to było słyszane chwilę po katastrofie lotu 815. Jack Shephard szanowany lekarz z LA, kochający mąż i brat leżał na tafli wody nieopodal plaży na której tliły się szczątki samolotu.
Otworzył swe piękne niebieskie oczy. Poczuł okropny ból głowy. Ze wszystkich stron dochodziły go piski ludzi zagłuszane przez turbiny samolotu. Podniósł głowę i rozejrzał się. Dryfował na wodzie niedaleko wyspy. Dookoła leżały martwe ciała i porozrzucane rzeczy pasażerów lotu. Zaczął płynąć w kierunku oddalonej dobrych kilkadziesiąt metrów plaży. Biorąc pod uwagę obrażenia jakie odniósł sprawiało mu to trudność. W końcu po kilka nastu minutach zmagając się z: Z falami, prądem morskim i bólem dopłynął. Słaniając się wyszedł na brzeg. Rozejrzał się w około.
Rozbitkowie biegali, krzyczeli, siedzieli lub leżeli martwi.
- Claire! Claire! - Wykrzyczał rozglądając się za siostrą.
Rok 1994/ Los Angeles/ Szpital Św. Sebastiana.
To dziwne, że niektóry ludzie są związani tak bardzo z jednym miejscem, że rodzą się w nim, pracują i... umierają. Jednym z takich przypadków był Christian Shephard: szanowany człowiek i jeden z najbardziej znanych chirurgów lat 80. W sali numer 23 nad umierającym lekarzem siedzieli jego żona Margo i syn Jack.
- Wybacz... - Wydusił do płaczącej żony. - Wybacz... wszystkie... złe rzeczy jakie przeze mnie wycierpiałaś!
- To... to już nie ważne. - Mówiła całując jego zimne dłonie.
Synu. - Zwrócił się do zrozpaczonego chłopaka. - Musisz wiedzieć coś... coś bardzo ważnego.... masz siostrę... - Na te słowa chłopak otworzył szeroko oczy a jego matka wydała zduszony okrzyk.
- Ale... - Zaczął zszokowany lekarz.
- Nie! To twoja przyrodnia siostra. Proszę cie tylko o jedno... tylko o to jedno.
Tak?
- Odnajdź ją... proszę cię odnajdź o powiedz, że kocham ją... zawsze kochałem. Daj jej to. - Wyciągnął spod poduszki kopertę i dał synowi. - Obiecaj!
- OBIECUJĘ! - Rzekł Jack szlochając. Christian obrócił się by powiedzieć coś żonie, ale nie zdążył. Zaczął się dusić.
- Tato! - Wykrzyczał syn rzucając mu się na szyję. Chrystian tylko chwycił gładką rękę i wydusił.
- Znajdź ją! Nazywa się Claire... Claire Littleton. - Po tych słowach skonał.
Jack słaniał się po piasku wykrzykując imię siostry.
Nagle do lekarza podbiegła jakaś kobieta i przewróciła go na plecy.
- PAULO?! - Wykrzyczała patrząc się na twarz mężczyzny. Lecz gdy ujrzała, że to nie jej ukochany odeszła od krwawiącego Shepharda. Jack próbował się podnieść, ale był zbyt słaby by tego dokonać.
- POMOCY! - Wykrzyczał. - POTRZEBUJE POMOCY!. - W końcu po kilku dobrych minutach podbiegła do niego jakaś koreanka.
- CO SIĘ STAŁO? - Spytała po koreańsku. Jack próbował na migi wytłumaczyć kobiecie co ma robić. Po długich i nużących próbach dogadania się: udało mu się wytłumaczyć Sun (Bo tak się przedstawiła, że potrzebuje bandaży). Momentami wydawało się Jackowi, że kobieta go rozumie.
Mężczyzna leżał na gorącym piasku. Słońce grzało niemiłosiernie. Rozglądał się dookoła.
Jakaś blondynka na środku plaży krzyczała nawołując jakiegoś mężczyznę. W innych miejscu lekarz dostrzegł chłopaka próbującego odratować wyłowioną kobietę. W końcu koreanka wróciła niosąc jakieś szmaty. „Lepsze to niż nic.” Pomyślał Jack.
- Dziękuje. - Rzekł do kobiety, uśmiechając się. Zaczął owijać krwawiącą ranę i tamować cieknącą krew. Pomagała mu w tym koreańska dziewczyna.
1994/ Samolot linii OCEANIC/ lot nr 423
Jack siedział na wygodnym siedzeniu w pierwszej klasie. Wyglądał przez okno obserwując piękne chmury po których płynął samolot. Odetchnął głęboko. Już za kilka godzin pozna swoją siostrę. Przez te kilka miesięcy od śmierci ojca udało mu się ją namierzyć. Mieszkała wraz ze swą matką w Sydney w Australii. Samolotem szarpnęło, lekarz kurczowo chwycił za oparcia.
- Wyluzuj. - Rzucił do lekarza mężczyzna siedzący obok i czytający książkę. Obdarzył Jacka serdecznym uśmiechem. - Rzadko latasz prawda?
- Nie lubię... - Rzekł Shephard, który zawsze się tego wstydził.
- Ja też nie za bardzo, ale pracuję w terenie i jestem do tego jakby... eee... zmuszony. - Po chwili dodał. - Jestem Jacob. -Wyciągnął ręke.
- Jack... Jack Shephard. - Odpowiedział lekarz i uścisnął dłoń mężczyzny. W chwili gdy jej dotknął poczuł dziwne mrowienie.
Wybacz na chwilę. - Odrzekł mężczyzna i wstał. - Problemy z pęcherzem. - I odszedł w strone ubikacji.
Do wylądowania Jack już go nie spotkał.
Obolały lekarz leżał plackiem. Koreanka siedziała z boku dociskając węzły jakie zawiązał sobie na nodze.
Jack poczuł jak słońce, które prażyło zostało przesłonione przez jakąś wielką chmurę.
Otworzył powoli oczy i ujrzał stojącego nad nim tęgiego mężczyznę o zmartwionej i brudnej od pyłu i kurzu twarzy.
- Pomóc w czymś? - Spytał Shepharda lustrując go od stóp do głów.
- Tak. - Lekarz chwycił go za nogawkę spodni.
- Znajdź.... blond-włosą kobietę! Ciężarną.... moją siostrę! - Wydusił.
- Dobrze. - Rzekł Hugo po czym poczłapał po piasku.
- Pomóż mi wstać. - Zwrócił się Jack do Sun odprowadzając mężczyznę wzrokiem. Dziewczyna pokiwała głową.
„Wreszcie”. Pomyślał mężczyzna podnosząc się ciężko z ziemi przy pomocy koreanki. Rozejrzał się dokładnie wokoło. Jakieś kilka metrów dalej jakiś brunet próbował zatamować krwotok z ręki brunetki. Lekarz przykuśtykał do niego. Cały czas asekurowany był przez skośnooką kobietę.
- Daj sobie pomóc. - Powiedział w stronę chłopaka, który pokazywał mężczyźnie wyraźnie, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. - Proszę. - Chłopak ustąpił.
1994/ SYDNEY/ Przedmieścia.
Żółta taksówka podjechała pod mały domek, który otaczał piękny zielony żywopłot.
Jack w czarnym garniturze wyszedł z auta. W ręku trzymał walizkę. Skierował się w kierunku furtki i zadzwonił.
W słuchawce odezwał się kobiecy głos:
-Słucham? - Spytała rozdrażniona.
- Witam ja... - Zaczął, ale nie zdążył bo drzwi otworzyły się hukiem i wybiegła z nich czarnowłosa dziewczyna z plecakiem. Jej czerwona suknia powiewała na wietrze.
- Pie**z się!- Krzyknęła do wychodzącej za nią starszej blondyny.
- Claire... proszę... - Jednak dziewczyna nie słuchała jej otworzyła szybkim ruchem furtkę i pobiegła dół ulicy. Jack dostrzegł w jej oczach łzy. Carole wybiegła i stanęła obok Shepharda.
-Claire! Wracaj! - Krzyczała płacząc. - Czego pan chcę? - Spytała mężczyznę mrużąc oczy.
-Jestem Jack Shephard i... - Przerwał jednak widząc minę jaką zrobiła kobieta.
- ODEJDŹ! ODEJDŹ I NIGDY NIE KONTAKTUJ SIĘ Z CLAIRE! NIGDY! - Obróciła się na pięcie zatrzasnęła furtkę i wbiegła do domu.
Jack oszołomiony sytuacją stał jeszcze przez chwilę po czym odszedł zawiedziony.
- Jak się nazywasz? - Spytał lekarz chłopaka próbując zatamować krwotok.
Boone... Boone Carl...
- BOONE! ZNAJDŹ JAKIEŚ SZMATY SZYBKO! - Chłopak pobiegł. Shephard w tym czasie działał rękami. Jednak krwotok nie ustawała a wręcz się nasilał. Dopiero teraz spostrzegł, że dziewczyna na jednej ręce ma kajdanki. Boone wrócił, ale udało mu się zdobyć tylko małą chustę. Jack z pesymistyczną miną owiązał starannie rękę. Szmatka przesiąkła. Lekarz w pocie czoła próbował coś zaradzić, ale nie udawało się. Dziewczyna robiła się blada. W końcu zdecydował się na drastyczny krok. Odwiązał swoje bandaże i owinął nimi ranę kobiety. Nie przejmował się tym, że czerwony płyn znów sączył się z jego nogi. „Najważniejszy jest pacjent” powtarzał sobie w myślach. W końcu udało się dziewczyna przestała krwawić a niedługo później odzyskała przytomność.
- Gdzie ja jestem? - Spytała przerażona.
- Zajmij się nią proszę. - Zwrócił się do Boone'a Jack. Próbował zatamować nowo powstały krwotok na nodze... jednak nie udawało mu się potrzebował materiału. Zdjął koszulę i owinął nią nogę. „Czego nie zrobiłem tego wcześniej” zaśmiał się w duchu.
To co zobaczył kilka sekund później wstrząsnęło nim. Otyły mężczyzna niósł na rękach Claire.
- Czy ona?! - Spytał Jack podbiegając do nich.
- Ona... - Zaczął Reyes, ale wybuch turbiny zagłuszył jego słowa. - … je....
- CO?!
- ONA ŻYJĘ! - Powtórzył. - Jest nieprzytomna.
Połóż ją na piasku! - Wydał rozkaz Jack. Usiadł koło swej siostry, która leżała bez ducha. Rozpoczął masaż serca i sztuczne oddychanie. I kiedy tracił już nadzieje Claire otworzyła oczy i ciężko nabrała powietrza do ust.
- Jack... - Wydusiła.
- Już dobrze... już dobrze.... - Uspokajał ją brat. - Wszystko będzie dobrze.
- Gdzie my jesteśmy? - Spytała przerażona rozglądając się.
- Nie wiem... tego nie wiem. - Ucałował ją w czoło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|