|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 6:03, 21 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
- Nie rób tego więcej - usłyszała syknięcie Claude i Jen, mając usta pełne masy sernikowej, zerknęła na nią spode łba. Wiedziała, o czym przyjaciółka mówiła.
- Uhmmm - odpowiedziała i przełknęła ciasto. - Przepraszam. Sama nie wiem, co mnie podkusiło.
Zaryzykowała ostrożne spojrzenie na pozostałych gości baru. Większość osób zajęło się już własnymi sprawami, ale dostrzegła parę szybkich spojrzeń kierowanych w jej stronę i przysięgłaby, że w niektórych grupkach mówią właśnie o niej.
- Czy mogę prosić o jakiś napój wyskokowy? - odwróciła się ponownie do stojących za barem Claude i Patsy'ego - Na przykład colę z cytrynką?
Oblizała łyżeczkę po cieście i z trudem powstrzymała się przed wylizaniem talerzyka z resztek kremu. Tęsknym spojrzeniem rzuciła w kierunku szwedzkiego bufetu, ale postanowiła być twarda. Swój limit kalorii na dzisiaj wyczerpała z nawiązką.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
 |
Snuffer
|
Wysłany:
Pon 21:30, 21 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 571 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce
|
- To ma być wyskokowe? - zaśmiał się cicho usłyszawszy słowa blondynki. - Czyżby nam młode pokolenie abstynentów rosło? Ciesz się z tego, co bar serwuje najlepsze, dziewczyno.
Odwrócił się do sprawiającego wrażenie lekko nieprzytomnego Pata i szefującej za barem Claude.
- Dajcie małej coś naprawdę wystrzałowego. Nadmiar promili nikomu jeszcze nie zaszkodził. Na mój koszt!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 22:53, 21 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Claude zmarszczyła lekko brwi. Odwróciła się na pięcie, nalała do wysokiej szklanki colę, potem wkroiła cytrynę, włożyła słomkę. Potem podała napój przyjaciółce.
- Nie masz tyle gotówki, George, żeby zmusić mnie do podania Jenefer czegoś procentowego. - uśmiechnęła się słodko, do JJ mrugnęła porozumiewawczo.
Kilka osób postanowiło odsunąć kilka stolików i zrobić prowizoryczny parkiet, po czym zaczęło podrygiwać w rytm muzyki. Claude uniosła lekko brwi. Co za stypa. Podeszła do szafy grającej, by przejrzeć zawartość. Aż jej się oczy zaświeciły, gdy znalazła jeden ze swoich ulubionych utworów. The Smiths! - niemal krzyknęła w myślach. Po chwili w pubie rozbrzmiewał już żywiołowy kawałek The Bigmouth Strikes Again. Dziewczyna podeszła do Georga i wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
- Chodź, pokażesz co to znaczy "coś wystrzałowego" - zaśmiała się. I nim mężczyzna się zorientował, ciągnęła go już w stronę "parkietu".
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Pon 23:00, 21 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Snuffer
|
Wysłany:
Pon 23:21, 21 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 571 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce
|
Zaśmiał się, gdy Claude wyciągnęła go na środek pubu. Nie przejmując się tym, że rozpychają kilka smętnie kiwających się już na parkiecie osób wyszli na środek. George zatrzymał Claude, zakręcił nią w piruecie i przycisnął do siebie, puszczając oko.
- Dajmy czadu, panienko - mruknął.
I dali czadu. Najpierw The Smiths, potem "My Life Would Suck Without You" Kelly Clarkson, następnie "You Belong With Me" Taylor Swift, powolne "Airplanes" B.o.B'a i Hayley Williams i na końcu szalone wygibasy przy "Bulletproof" La Roux. Ten ostatni kawałek, a może bardziej niespożyta energia Claude sprawiły, że George poczuł się... pokonany. Niemal siłą poprowadził chętną do dalszej zabawy dziewczynę do baru i opadł na krzesełko.
- To było dobre - wysapał, uśmiechnięty. Spojrzał na Claude kątem oka. Nigdy nie spodziewał się, że w tej spokojnej samarytance drzemie taki wulkan energii...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Snuffer dnia Pon 23:22, 21 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Atena
|
Wysłany:
Wto 11:28, 22 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 513 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Stanęła w progu otwartych drzwi które zapewne ktoś spragniony świeżego powietrza zostawił otwarte. Oparła się bokiem o drewnianą framugę wciskając dłonie w kieszenie dżinsów i rozglądając po tłumnie wypełnionym wnętrzu baru.
Niektórzy to potrafią się bawić...
Pomyślała z niesmakiem widniejącym przez chwilę na jej twarzy. Nabrała głębokiego powietrza chłodem wypełniającym jej płuca i rzuciwszy spojrzenie za siebie zauważając że kolejne osoby przychodzą ruszyła się aby nie tarasować wejścia swą osobą. Parę kroków zrobiła w głąb pomieszczenia zastanawiając się w ogóle co też ma i powinna tu robić, jak się zachowywać i zauważając siedzącą nieopodal Lynn ruszyła w jej kierunku. Ledwo uniknęła zderzenia z tańcującą parą robiąc szybko krok w bok i zerkając w kierunku baru przy którym niektórzy raczyli się alkoholowymi napojami stanęła przed dziewczyną rzucając jej wymowne spojrzenie. W końcu chciała wykorzystać okazję i przynieść segregatory do baru żeby każdy zainteresowany mógł je ze sobą zabrać.
- Myślisz że przylecą? - zapytała Lynn łapiąc dłonią za oparcie krzesła i odsuwając go nieco, tylko na tyle by mogła na nim usiąść. O wygodzie nie myślała, raczej mechanicznie i z przyzwyczajenia usiadła przed dziewczyną opierając łokcie na stole i lekki uśmiech posyłając towarzyszce. Zastanawiała się czy Lynn można nazwać pełną nadziei jak chociażby dwie bawiące się za barem dziewczyny. Zupełnie jakby nic się złego nie działo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Lynette
|
Wysłany:
Wto 14:44, 22 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 428 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Obserwowała wirujące w tańcu pary, wyławiając znajome twarze. Dylan chyba zrezygnował z dzisiejszego przyjęcia. Lynn dopiero teraz uświadomiła, że już jakiś czas go nie widziała.
Cóż, widocznie spełniło się jego marzenie i rozkoszuje się w tym swoim rozwalonym domu spokojem i samotnością.
Przeniosła wzrok na przysiadającą się do stolika Atenę.
- Nie - odpowiedziała po prostu, bawiąc się kieliszkiem - Ale bardzo nie chciałabym mieć racji. Ci ludzi zdają się być pewni przybycia samolotu. To dziwne jak łatwo człowiek potrafi odepchnąć od siebie złe myśli. Tańczą, śmieją się, a przecież niedawno pogrzebana została kolejna osoba i w klinice dogorywa morderca. Cóż dopiero gdy wrócimy na kontynent? Zazdroszczę im - przeczesała włosy palcami - cholernie im zazdroszczę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Atena
|
Wysłany:
Wto 16:50, 22 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 513 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Pokiwała głową zgadzając się w pełni. Pesymistyczne myśli nie opuszczały jej ani na krok i zastanawiała się czy całe życie będą ją otaczać. Zerknęła na mężczyznę który przy barze wybuchnął głośnym śmiechem i zmrużyła oczy gdy pewna myśl zawładnęła jej umysłem
- Wątpię by nie myśleli o wydarzeniach które się tu rozegrały - stwierdziła wzrok przenosząc na powrót na Lynn przelotnie omiatając spojrzeniem wino które stało na środku stolika - I coś czuję że z pieniędzy nie wszyscy tak łatwo zrezygnują... Procesy o odszkodowanie pewno będą się ciągły jeszcze długi czas... o ile będzie kogo sądzić - dodała na koniec z niejakim pytaniem w głosie. Westchnęła odchylając się na oparciu krzesła i dłoń unosząc do karku zapewne obolałego i nadwyrężonego brakiem odpoczynku. Masowała wolno słuchając muzyki która wesołymi rytmami rozbrzmiewała w całym pomieszczeniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 20:46, 22 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Na prowizorycznym parkiecie Claude bawiła się świetnie. George okazał się świetnym tancerzem. Niestety zabrakło mu energii, na co dziewczyna zareagowała jękiem niezadowolenia, gdy ciągnął ją w stronę baru. Czuła, że tego właśnie potrzebowała - chwili zapomnienia. Była towarzyszowi zabawy szczerze za to wdzięczna, więc gdy dotarli już do baru lekko ucałowała Georga w policzek.
- Dzięki! - zaśmiała się dźwięcznie.
Zrobiła sobie kolejnego drinka martini z wódką i rozsiadła się nonszalancko na krzesełku. Pochwyciła parę nieprzychylnych (i zniesmaczonych?) spojrzeń, co sprawiło, że niemal natychmiast zamknęła się w sobie. Wyparła swoją dawną osobowość, stonowała. Pozwoliła, by do głosy znów doszły niepokoje i zmartwienia, co dalej. Była już pewna, że Lusk nie przyleci. Zapasy kiedyś się skończą. Ludzka cierpliwość również.
Daj spokój, Claude. Dzisiaj się bawisz. - myślała bez większego entuzjazmu, sącząc równomiernie ciecz przez słomkę. - Zapomnij się. Jak za starych dobrych czasów. I rzeczywiście. Z każdym kolejnym łykiem szło jej to coraz lepiej. Tak rozpaczliwie chciała nie myśleć o wszystkim, co się wydarzyło. O tym, co się jeszcze wydarzy. Chciała ponieść się radosnym nastrojom. Nawet jeśli były udawane. Starała się uśmiechać i wyglądać, jakby było to naturalne. Ale wewnętrzne rozdarcie sprawiało, że była bliska rozklejenia się.
Raz, dwa, trzy. - łyk. Potem kolejny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Śro 0:06, 23 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Siedział na taborecie za barem, obserwując tych, którzy byli na tyle naiwni by uwierzyć, że dziś opuszczą wyspę. Czasem miał wrażenie, że znaleźli się w piekle, a nie na eksperymentalnej wyspie. Spojrzał na szalone pląsy Georga i Claude i popijając kolejną szklankę szkockiej, krzywo pomyślał o swojej ranie, która uniemożliwiała mu szybsze poruszanie, a co dopiero tego typu wygibasy na "parkiecie". Spojrzał na zegar wiszący nad barem
Jeszcze kilka godzin i wszystko stanie się jasne pomyślał tępo wpatrując się się w tłum i powoli pociągając whiskey.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 19:23, 23 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
To musiało się tak skończyć. Po trzecim mocnym drinku Claude zaczęła myśleć więcej i bardziej intensywnie niż ustawa przewiduje. Kontrast między tym, co działo się pubie, tą radosną atmosferą, a ponurą rzeczywistością sprawił, że dziewczynie znów zaczęło się zbierać na płacz. Zwłaszcza, że mimowolnie myślała o ojcu, bracie i przyjaciołach. Że najprawdopodobniej nigdy ich nie zobaczy. Że wykończy się na wyspie. Że oszaleje.
Wstała gwałtownie. Zgarnęła spod baru butelkę martini. Jenefer rzuciła jej pytające spojrzenie.
- To nic. - powiedziała głucho, obojętnie. - Nic mi nie jest. Potrzebuję tylko trochę czasu.
Uśmiechnęła się blado. Skinęła towarzystwu, po czym skierowała się na zaplecze. Zamknęła za sobą drzwi i osunęła się na podłogę. Czuła się tak samotnie, jak chyba jeszcze nigdy na wyspie. Kiedy pierwsze łzy spływały jej po policzkach, przycisnęła szyjkę butelki do ust.
Fajna zabawa. - pomyślała ironicznie. Gdyby miała powiedzieć to głośno, zapewne rozszlochałaby się na dobre.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 23:26, 23 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Claude i George doskonale bawili się na parkiecie, co Jen obserwowała z uśmiechem ze swojego miejsca przy barze. Jednak gdy para wróciła z powrotem, Claude wydawała się nieco zmieniona... Piła drinka za drinkiem, wreszcie wstała i ruszyła nieco niepewnym krokiem w kierunku zaplecza trzymając w dłoni niczym trofeum butelkę Martini, a Jen odprowadziła ją wzrokiem.
Dzisiaj nikt nie powinien być sam...
Nikt chyba nie zwrócił uwagi na zniknięcie Claude. Jen odczekała dla przyzwoitości jeszcze chwilę, wsłuchując się w paplaninę osób wokół i przypatrując się parom na zaimprowizowanym parkiecie. Potem wstała, dopiła colę i ruszyła w kierunku drzwi za zaplecze. Otworzyła drzwi nie pukając i spojrzała w ciemne wnętrze. Sięgnęła ręką i wymacała włącznik światła. Zabuczały startery i ostre światło jarzeniówek zalało wnętrze, oświetlając stojące pod ścianami półki zastawione różnymi produktami. I Siedzącą pod przeciwną ścianą Claude, pociągającą właśnie prosto z butelki.
- Hej - odezwała się cicho, uśmiechając się ciepło. - To jakieś prywatne party? Mogę się przyłączyć?
Nie czekając na odpowiedź podeszła do przyjaciółki, biorąc po drodze karton soku pomarańczowego z półki, po czym usiadła obok niej, opierając się ramieniem o jej ramię.
Siedziały tak przez chwilę razem. Jen popijała sok prosto z kartonu, ale gdy Claude podniosła ponownie do ust butelkę, chwyciła ją i delikatnym, acz stanowczym gestem odebrała ją i postawiła tak, by Claude nie mogła jej dosięgnąć. Zamiast tego wręczyła Claude karton soku.
- Do dupy, nie? - odezwała się po chwili. Widząc pytające spojrzenie przyjaciółki, odezwała się ponownie. - Życie. Jest do dupy. Bo nie da się przewidzieć. Chcesz wiedzieć, dlaczego podpisałam umowę z White Raven? - jej wzrok spoczął na kartonie soku, na boku którego widniało logo projektu - kontur białego kruka.
Nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej.
- Studiowałam na Stanfordzie. Starałam się o stypendium naukowe, ale pierwszaki muszą się bardzo wyróżnić, żeby je dostać. Nie miałam kasy i zaczęłam pracować w klubie ze strip-teasem. Tańczyłam przy rurze i rozbierałam się dla śliniących się dupków za parę dolców. - Zamknęła oczy. Oczami wyobraźni znów zobaczyła wirtualne płomienie Piekła - dolnego poziomu "Night Rider's".
- Przez jakiś czas było dobrze. Studiowałam, pracowałam, poznałam wspaniałego chłopaka... - jej dłoń mimo woli powędrowała na brzuch. - Ale potem wszystko to straciłam. Wywalili mnie z pracy. Wywalili mnie z uczelni. A mój chłopak... - poczuła, jak w gardle dławi ją rosnąca kula rozpaczy i przerwała na chwilę. - A mój chłopak wywalił mnie ze swojego życia. Nie przyznałam się do tego mojej mamie. Ona wciąż myśli, że studiuję. Że teraz jestem na stypendium w Australii. A ja... ja trafiłam na White Raven. Nie miałam nic do stracenia. Dlatego się zgłosiłam... Myślałam, że to będzie moja druga szansa. ze tym razem się uda. Że zmieni się moje życie.
Prychnęła krótkim śmiechem.
- I się zmieniło. Ale w najgorszych myślach nie sądziłam, że aż tak. Chciałam, żeby było... dobrze. Normalnie. A tutaj co? Do dupy - powtórzyła po chwili.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Czw 9:27, 24 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Wto 12:06, 29 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Niespodziewanie szafa grająca odmówiła posłuszeństwa. Kilka wirujących na parkiecie par zatrzymała się w tańcu, wpatrując się z wyrzutem w wydarzający z siebie teraz tylko trzaski i szumy sprzęt. Po chwili nawet to ucichło.
- Ma ktoś drobne? - zażartował jakiś mężczyzna przy barze - to ustrojstwo chce od nas wyciągnąć zaskórniaki.
Jedna z samozwańczych barmanek podeszła do szafy i zaczęła naciskać przypadkowe guziki.
Coś sprawiło jednak, że wszyscy oderwali wzrok od dziewczyny. Po wnętrzu baru ponownie rozniosła się melodia upiornej pozytywki, przynosząc co bojaźliwszym przeszywające dreszcze.
Jak na zawołanie oczy zgromadzonych przeniosły się na pozytywkę, gotowe zabić wzrokiem tego, kto znowu ośmielił się w tak brutalny sposób przerwać im świętowanie i przypomnieć o tragicznych wydarzeniach.
Pozytywka była jednak zamknięta, nikt jej nie dotykał.
Tymczasem muzyka stawała się coraz głośniejsza. Zdawała się dobiegać z każdego kąta sali, wisieć w powietrzu, grać prosto w uszach.
Jakaś dziewczyna zaczęła płakać, ktoś rzucił się do drzwi wyjściowych, tylko po to, aby przekonać się, że te są zamknięte.
- Wyłączcie to! Wyłączcie!
Nie sposób było zlokalizować źródło hałasu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 23:25, 30 Cze 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Claude wolno, niemal z namaszczeniem wlewała w siebie kolejne porcje martini, świadoma że gdy tylko oderwie się od butelki będzie zmuszona posmakować własnych łez. Wolała tego uniknąć, bo sporo sił wkładała w to, by udawać, że ich nie ma. Szkoda by było, gdyby te siły poszły na marne. Nawet nie zwróciła uwagi, gdy usłyszała otwierające się drzwi. Dopiero, gdy silne światło ją oślepiło prawie zadławiła się z zaskoczenia. Oderwała butelkę od ust i rzuciła mętne spojrzenie w stronę wchodzącego. Mroczki wciąż ograniczały widzenie i musiało minąć kilka długich sekund zanim rozpoznała Jenefer.
Tak, prywatne. Sio! Nie patrz, jak się rozklejam.
Jenefer dziwnym trafem nie potrafiła czytać Claude w myślach i już po chwili obie siedziały podparte o ścianę. Francuzka wzruszyła ramionami, po czym podniosła butelkę z wiadomym zamiarem, który jednak legł w gruzach, gdy JJ wymieniła butelkę na karto soku.
Karma. Wszystko wraca. - zaśmiała się w myślach, ale na twarz przywołała tylko leciutki uśmiech, który można było raczej uznać za skrzywienie. W skupieniu słuchała monologu przyjaciółki.
- Każdy ma swojego trupa w szafie. - powiedziała, przypominając sobie na głos stwierdzenie, które padło kiedyś w jej rozmowie z Jacobem. - Też chciałam uciec. Niby to miała być zabawa. Ale... - westchnęła. Łyknęła soku, żałując, że alkohol został jej odebrany. - Mój brat mnie kocha. Jak kobietę. To dość kłopotliwe, wiesz?
Myślała o tym, z czego zwierzyła się Jenefer. Wyglądało na to, że blondynka miała dość skomplikowaną przeszłość. Może nawet burzliwą. Nie dziwne, że czasem puszczały jej nerwy i wymachiwała bronią.
Claude drgnęła. Z baru zaczęła dobiegać upiorna melodyjka pozytywki. Stawała się coraz groźniejsza. Dziewczyna zesztywniała, rzucając strwożone spojrzenie w stronę przyjaciółki.
- To jest dopiero do dupy. - powiedziała głucho, świadoma, że spokój zachowuje tylko dzięki sporej ilości wypitego alkoholu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
John Robertson
|
Wysłany:
Czw 0:09, 01 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Robertson nie wiedział, o co chodzi. W pomieszczeniu rozległa się nieznana mu melodia, a ludzie zaczęli nagle zachowywać się bardzo niespokojnie. Po chwili on również wyczuwał dziwną, napawającą grozą atmosferę.
Zaczyna się. - pomyślał tępo.
W pewnej chwili poczuł się obserwowany. Zerknął w przeciwległy kąt baru, po to tylko, by zobaczyć małą dziewczynkę, przypatrującą mu się uporczywie. Poczuł, jak zimny pot spływa mu po karku. Nie widział jeszcze tej małej w swoich wizjach. I gdybym miał wybór, nigdy nie chciałbym jej widzieć. W pomieszczeniu zaczęło się robić jeszcze bardziej nerwowo. Dźwięki dobiegały do Robertsona jakby przytłumione. Nie interesowało go otoczenie, tylko ta mała upiorna dziewczynka, która właśnie zaczęła iść w jego kierunku. Czuła, jak z każdym jej krokiem, napełnia go gorycz, żal. I gniew. Wszystko to, czego doświadczał na wyspie do tej pory, nie równało się z uczuciami ogarniającymi go teraz. Ręce trzęsły mu się, jak w delirium, a do ust zaczęła napływać ślina. Czuł się, jakby zamiast krwi miał już li tylko adrenalinę. A ona się zbliżała. Nie wytrzymał. Wyciągnął zza paska broń i wycelował w dziecko. Zrobił to niemal bezwiednie. Jakby coś go do tego zmuszało. Dziewczynka śmiała się gardłowo, patrząc na jego poczynania. To było irytujące.
Naciągnął za spust. Wystrzelił. Raz. Drugi. Trzeci.
Z lufy unosił się dym. Upiora muzyka urwała się nagle, a spojrzenia wszystkich skupiły się na siedzącej na posadzce osobie. Jeden z mężczyzn - ten, który był obecny przy zamykaniu Johna w drewutni - patrzył na strzelca szeroko otwartymi oczami, trzymając się za przestrzelone ramię.
Szafa grająca zatrzeszczała, a po chwili - jak na ironię - dało się słyszeć The Fallen Franza Ferdinanda.
Some say you're trouble, boy
Just because you like to destroy
All the things that bring the idiots joy
Well, what's wrong with a little destruction?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez John Robertson dnia Czw 0:12, 01 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pią 6:56, 02 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Każdy ma swojego trupa w szafie - powtórzyła w myślach słysząc wyznanie Claude. Na Jowisza, jakie to trafne...
Chciała coś odpowiedzieć przyjaciółce, pocieszyć ją, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. A kim ja jestem by komukolwiek cokolwiek doradzać?
Dźwięk pozytywki przestraszył ją do tego stopnia, że aż drgnęła. Potrąciła dłonią stojącą obok butelkę Martini i alkohol szeroką strugą zaczął rozlewać się po podłodze, a powietrze nabrało charakterystycznego aromatu Martini. Ani Claude ani Jen nie zwróciły jednak na to uwagi. Blondynka zwróciła głowę ku brunetce i ich przerażone spojrzenia spotkały się.
Kto i dlaczego to robi? - pomyślała Jen - Gdy ja otworzyłam pozytywkę, ludzie niemal zabili mnie wzrokiem...
Melodia trwała, nabierając mocy i wlewając mdły strach w serca dziewcząt.
Jen zerwała się nagle i starając się ukryć dygotanie kolan, szybkim krokiem podeszła do drzwi i położyła dłoń na klamce. Nim jednak je choćby uchyliła, w barze rozległy się strzały. Jeden, drugi, trzeci.
Potem zapadła cisza. Melodyjka przestała grać.
W ciszy jakaś kobieta zaczęła krzyczeć przeszywająco, a jej wysoki głos aż wibrował w powietrzu. Jakiś łomot, jakby ktoś coś przewrócił, odgłosy szamotaniny. Krótkie, męskie okrzyki.
Jen zdjęła dłoń z klamki i cofnęła się o dwa kroki, wpatrując się rozszerzonymi ze strachu oczami w drzwi, przyciskając dłonie do piersi unoszonej krótkim, szarpanym oddechem.
Jedna z dwóch jarzeniówek zalewających magazyn ostrym, białym światłem zamigotała i z cichym pstryknięciem zgasła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |