|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lars
|
Wysłany:
Wto 18:29, 02 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 23 Lip 2011
Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Chociaż nie dał po sobie tego poznać, a przynajmniej starał się, doskonale wiedział o czym mówi Bianka. Samotne noce niejednokrotnie doprowadzały go do szału, na skraj obłędu i zrezygnowania, jednak wolności, szyi wolnej od obroży, tego nie oddałby za żadne skarby świata. Bo wtedy poczułby się jak dziwka, jakby sprzedał siebie i własną godność. Bo wolność to godność. - rzucił do swojego odbicia w zegarku Collisa. A w tej całej Schlattnerównie coś jest. Coś co wywlekę na wierzch. Dla sportu. Lubię tę zimną sukę, lubię ją za samo to, że wszyscy dają się złapać na jej "och, jaka ja jestem oschła, uciekaj!". Były chwile, w których Deevys sam siebie nie rozumiał. Nie był głupi ani szalony i dobrze zdawał sobie sprawę z faktu, iż ta cała wolność musi kiedyś się skończyć. Tyle tylko że... przerastała go analiza możliwych zakończeń. Bał się jej, ale tego nie przyznawał nawet przed sobą. Kłopotów powinno się przede wszystkim unikać. Unikać, nie uciekać przed konfrontacją.
Tego dnia pierwsze nie wchodziło w grę. Odkąd zadał pytanie Biance, powoli sączył swoją porcję napoju i przyglądał się pozostałej dwójce. Lubił robić to co umie, w tym wypadku - słuchać. W międzyczasie wyjął z kieszeni płaskie aluminiowe zawiniątko i bez pardonu zaczął walczyć z kawałkiem aromatycznej wołowiny. Stanowiło to pewnego rodzaju odprężenie i pretekst do ucieczki w głąb własnych myśli.
Zamyślenie skutecznie przerwał Lancaster, dźwięk otwierania Zippo Lars rozpozna wszędzie. I wtedy nadciągnęły kłopoty. Gdyby zawierzyć tylko uszom, możnaby pomyśleć, że pub odwiedził gang nieokrzesanych harleyowców. Ale nie - to po prostu Claude (jak wymawia się to cholerne nazwisko?!) wparowała przez drzwi z takim samym brakiem gracji jak lwie kły buszujące po mięsistych częściach upolowanej antylopy. Deevys z ubawieniem obserwował mimikę Bianki, która ewidentnie była oburzona takim hucznym brakiem subtelności. Nerwy to ona musi mieć ze stali, to jest... soplów lodu. - ironicznie skomentował niewzruszoną postawę koleżanki.
- Proponuję... po prostu im w tym przeszkodzić. - Powiedział spokojnie, kierując swój wzrok na uroczy ciemnowłosy huragan emocji szarpiący się z obojętnym na bodźce Collisem. - Pewnie już ją mają, zgadza się? - Lars rozpoczął swoje przesłuchanie. - Ilu? Jak bardzo niebezpieczni? Ktoś oprócz Jenefer został w przychodni? Jak się wydostałaś? - Na moment zachmurzył się i zamilknął. - Może spróbujemy pozbawić ich transportu? To chyba najmniej ryzykowne dla Twojego tyłka, co? - Zwrócił się w stronę współlokatora. - I przede wszystkim bardziej rozsądne niż desant na przychodnię. Daj mi papierosa, wychodzimy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Bianka Schlattner
|
Wysłany:
Śro 9:00, 03 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 16 Lip 2011
Posty: 11 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Było gorąco. Bianka nie musiała nawet stwierdzać tego w myślach, odczuwała upał każdą komórką swojego przegrzanego ciała. Organizatorzy White Raven okazali się niekompetentni w wielu przypadkach, jednym z nich okazał się brak klimatyzatora w pubie. Brak klimatyzatorów gdziekolwiek. Gdyby o tym wiedziała, nawet nie wysiadłaby z samolotu. Ale wysiadła i teraz musiała znosić przylepiającą się do skóry zwiewną białą tunikę. Tęskniła za umiarkowanym klimatem Rumunii. Bianka tęskniła, a Collis udzielał odpowiedzi - lekceważącej do granic możliwości, może nawet trochę fatalistycznej.
- Oh, pe bune? - mruknęła po rumuńsku bardziej do siebie niż do Lancastera. Podarowała sobie jakiekolwiek komentarze, gdy bezceremonialnie, prawie ostentacyjnie chciał zapalić. Nie było sensu walczyć z nonszalancją tego mężczyzny. Poza tym ignorancja pewnie będzie tym, co zaboli go najbardziej. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę przerost ego Collisa... Nad czym? Bianka przypuszczała, że chodziło o penisa. Chwilę potem dzień został popsuty jeszcze bardziej. Sprawczynią całego zamieszania była Beaumarchais. Zresztą, trudno byłoby jej zamieszania nie zrobić. Wyglądała jak po trudnych przeżyciach - blada, roztrzęsiona, o rozgorączkowanych oczach, nerwowo szarpiąca Collisa za rękaw koszuli - a jej rewelacje sprawiły, że Bianka zwęziła oczy. Nawet nie musiała reagować, bo Deevys przejął inicjatywę. Kolejny, który podejmuje decyzje zbyt szybko. - uniosła szklankę do ust, trunek zwilżył lekko wargi. Chciała tym gestem zamaskować minimalne drżenie rąk. Mało rzeczy w życiu dziwiło Biankę. Niemniej jednak lęk o własną skórę był lękiem instynktownym. Mimo wszystko ktoś ich atakował, a przy tym nie przebierał w środkach. Uczestnicy projektu White Raven nie mieli dokąd uciekać.
Roztrzęsiona brunetka wzbudziła w Biance coś na kształt litości. Chociaż bardziej prawdopodobnym było, że zwyczajnie ją irytowała. Rumunka pociągnęła dziewczynę za ramię, posadziła i zdecydowanym gestem przytknęła Beaumarchais szklankę z drinkiem do ust. Miała nadzieję, że nawet najmniejsza dawka alkoholu uspokoi Francuzkę tak, by mogła odpowiedzieć na pytania Deevysa. Być może nie zachowała się zbyt grzecznie - ba! - z pewnością nie zachowała się zbyt grzecznie, ale ktoś musiał zająć się dziewczyną, bo Lancaster i Deevys myśleli już tylko o tym, żeby bawić się w bohaterów.
- Zróbcie coś dla mnie. - trzymając rękę na ramieniu dziewczyny, przeniosła wzrok na Collisa, potem na Larsa. - Zastanówcie się przynajmniej raz, zanim podejmiecie jakieś działania. Proponuję - parafrazowała Deevysa - po prostu użyć mózgu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Śro 9:46, 03 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wparował do Pubu i z właściwą sobie nonszalancją, zajął pierwsze wolne krzesło przy barze. Nawet nie łudził się, że znajdzie coś zdatnego do picia, więc obrzucił zebranych wzrokiem. Zauważył Claude, tą która zwiała szybciej i zbierał odsiecz. Jak widać było efekty, były raczej marne.
-Nie ma po co wyruszać- powiedział do zebranych - spierdolili do dżungli - ślad się urwał.
I nie czekając na reakcję reszty kontynuował - trzeba zebrać wszystkich, objaśnić im sytuację. Coś mi mocno mówi, że oni tu wrócą. Trzeba się przygotować.
Rozsiadł się wygodniej na krześle. Czemu tak właściwie rzucił się na tą sprawę, głodny jak wilk? Co mu da odstrzelenie łba Coffmanowi? Satysfakcję odpowiedział sobie w myślach. A jak chce przygotować resztę? Nie był przeszkolony, a o strategi wojennej wiedział tyle ile obejrzał filmów o Pattonie i Eisenhowerze, czyli praktycznie nic. Teraz przydałby się ktoś bardziej doświadczony, ktoś kto przejmie inicjatywę. Jacob. Kurwa, gdzie on jest jak jest potrzebny? przypomniał sobie o kolesiu, z którym początkowo rozkręcali budę, zwaną Pubem.
-Pożycz fajkę, jak jeszcze jakieś masz - zwrócił się do Lancastera. W tym momencie miał w dupie konwenanse, i fakt, że jego "prośba" brzmiała bardziej jak "rozkaz". A przecież Collis nie był zobowiązany do przestrzegania jego poleceń.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 19:31, 04 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Kiedy Collis nią potrząsnął, rzeczywiście trochę się uspokoiła. Największym ukojeniem było to, że jednak chciał coś zrobić, podjąć jakieś działania; że nie zostawi tak tego. Lars również okazał zainteresowanie.
- Jest ich dwoje. - odpowiedziała. - Oboje niebezpieczni, przy czym kobieta jest totalnie szurnięta... - skrzywiła się na wspomnienie Judy. - Eric pomógł mi uciec. Mają broń, palną i kuszę, noże... - zaczynała powoli mówić nieskładnie, chcąc przekazać, jak najwięcej informacji. - Nie mam pojęcia, w którą stronę mogli pójść... O ile rzeczywiście nie ma ich już w przychodni.
Lars bezceremonialnie uświadomił jej, że Jenefer z pewnością została już zabrana, co dobiło Claude. Zaczynała mieć naprawdę paskudne przeczucia. I było to widać, a Bianka postanowiła wziąć roztrzęsienie Claude we własne ręce, zmuszając do wypicia drinka. Była tak zaskoczona, że właściwie nie miała wyboru - wypiła zawartość szklanki do dna. Ale popatrzyła z ukosa na Rumunkę, której dystans do świata trochę odpychał. Poza tym w jej wypowiedziach była jakaś wrogość. Claude nie potrafiła tego zrozumieć. Nie zdążyła się nawet nad tym zastanowić, bo do pubu wpadł Patsy. Przez krótką chwilę miała nadzieję, że może jednak wszystko skończyło się dobrze, ale słowa mężczyzny zrujnowały to uczucie.
- Co z Jenefer? - dopytywała się. - Nie zrobili jej krzywdy? Jezu... Cokolwiek chcecie zrobić, bądźcie ostrożni. Tamta dwójka jest naprawdę szalona...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Nie 10:46, 14 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Mimo wszystko Patsy zarządził zebranie. W międzyczasie dowiedzieli się o dwóch martwych mężczyznach, którzy od razu zostali pochowani na cmentarzyku. Dotarła do nich również wiadomość, że napastnicy zbiegli do dżungli. Razem z Jenefer.
Mrok zaczął ogarniać obie wyspy. Wieczór nie „nadchodził”. Wieczór pożerał i pochłaniał. Brak słońca nie obniżył temperatury. Noc przynosiła ze sobą duchotę i parne powietrze. Trudno było to wytrzymać.
Zebrani w pubie ostatecznie zdecydowali się bronić przed obcymi. Jednak nikt nie wyrażał ochoty, by się za nimi puścić. To byłoby jak samobójstwo. Nawet Collis i Lars zastanawiali się raczej nad innym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że Claude wyjawiła istnienie małego arsenału broni w domku Robertsona.
Jakieś dwie kobiety posprzątały pub. Okazało się, że jedyne co zostało z alkoholu do kilka butelek piwa, niedopita whisky i litr polskiej wódki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Nie 10:47, 14 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 14:32, 14 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Zmęczenie, głód i wycieńczenie organizmu dawało się Claude we znaki. Prawie nie kontaktowała na zebraniu, czuła się zupełnie zdemotywowana do wszystkiego. Podczas burzliwych dyskusji przerywanych pełnymi trwogi "ochami" niektórych kobiet postanowiła przeszukać zamrażarkę na zapleczu. Mogłaby teraz zjeść jakąś zapiekankę i bez rozmrażania, na szczęście znalazła w sobie jeszcze trochę cierpliwości, by włożyć produkt do mikrofali. Zajadając przygotowany na szybko posiłek, wróciła do stolika. Bianka obserwowała wszystko z chłodnym dystansem, Collis z lekceważącym uśmiechem, a w wyrazie twarzy Larsa nie mogła nic zupełnie wyczytać. Patsy tłumaczył reszcie jak mają się sprawy. W końcu ktoś zauważył, że nie mają czym się bronić, a rzucenie się na broń palną z ostro zakończonymi kijami nie jest zbyt mądre.
- Mamy broń. - powiedziała cicho z pełnymi ustami, a wszystkie oczy skierowały się na nią. - W chacie Johna Robertsona jest cały skład. Nie wiem, gdzie to jest. Tylko... - urwała. Gardło nagle się zacisnęło, żołądek nie chciał przyjąć kolejnego kęsa. - Tylko Jacob Upper tam był.
Cokolwiek by się nie działo - duchy, obcy wymachujący bronią, kusza przytknięta do skroni, groźba śmierci - zawsze wracała myślami do Jacoba. O ile nie był przy niej martwiła się, zastanawiała czy nic mu nie jest. Czy do tej pory jest w dżungli? Nie wrócił? Za kogo ją ma po tym, jak po prostu odeszła? Poczuła się jeszcze bardziej zmęczona, chociaż wydawało się, że wszelkie granice zostały już przekroczone. W dodatku czuła się odpowiedzialna za stan Erica. To dzięki niemu uciekła, to on jej pomógł, a teraz siedzi z przestrzelonym kolanem. Miała nadzieję, że Ann mu pomoże zająć się nogą. Sama potrzebowała odpoczynku.
Po rewelacjach o składzie broni dyskusja była jeszcze bardziej zażarta. Nie mogła tego słuchać.
- Czy ktoś mógłby mnie odstawić do dwójki?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Nie 17:50, 14 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Działanie Bianki uznał za ostentacyjne, jak na jej zdystansowane podejście do ludzi i świata. Jakby Rumunka rościła sobie prawo do decydowania, co jest właściwe, a co nie. Bezsensowny gest. - skwitował, krzywiąc się w duchu.
- Nie żyjemy w średniowieczu, panno Transylwanio. - mruknął z krzywym uśmiechem. - Więc nie naruszaj sfery intymnej Claude, to niegrzeczne.
Machnął ręką robiąc bliżej niezidentyfikowany gest, który wyraźnie mówił: "A zresztą mam to gdzieś". Potem Patsy zwołał ludzi i zaczęła się dyskusja. Collis skłamałby, mówiąc że zażarta. Uczestnicy projektu niespecjalnie mieli ochotę na jakiekolwiek działanie. Większość była przestraszona i wiedział, że boją się tylko o własne tyłki. Nie mógł ich za to winić. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wyraźnie sugerowały, że czeka ich wszystkich śmierć. Przynajmniej dopóki Francuzka nie wspomniała o składzie broni. O którym musiała wiedzieć od dłuższego czasu, co zresztą zdenerwowało Lancastera.
- Gdybyś powiedziała nam o tym wcześniej, może nie bylibyśmy w takiej czarnej dupie. - przechylił się do tyłu na krześle i założył ręce na karku. - Więc? Gdzie jest Upper?
Na prośbę Claude, by odprowadzić ją do domku nawet nie zareagował. Czy myślała, że teraz ktokolwiek tak po prostu ją wypuści? Nie mogła być aż tak głupia i naiwna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Bianka Schlattner
|
Wysłany:
Pon 15:32, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 16 Lip 2011
Posty: 11 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Gwar narastał. Po tym, jak Beaumarchais sprzedała nowinki o broni ludzie niespecjalnie mogli dojść do porozumienia. Bianka z grymasem dezaprobaty przyglądała się zaistniałej sytuacji - zero organizacji, brak lidera, chaos i jedna wielka niewiadoma. Mogła wyjść, nikt jej nie trzymał, nie zmuszał, by patrzyła na tę farsę, a jednak siedziała uparcie przy stoliku Lancastera, brunetki i Deevysa. Siedziała i ściskała książki z teorii antropologii wraz z nadal nie pomiętymi notatkami. Palce zaciskały się ze złości. Miała doskonały plan. Wyjechać na rok, mieć święty spokój, napisać doktorat i jeszcze dostać za to sporą sumę pieniędzy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie nagłe zabójstwa, dziwactwa i konflikty. Brak możliwości wyrobienia się z terminem pracy był najmniejszym problemem, jaki miała teraz Bianka. Właśnie w takiej chwili szara twarz Beaumarchais mówiła coś o wyjściu. Wyjście po angielsku? Po takiej informacji? - sarknęła. Niezły tupet. Ponadto Rumunka miała dziwne wrażenie, że ludzie z projektu prędzej sami się powystrzelają, niż obcych.
- Po prostu świetnie. - mruknęła, odwracając twarz i przewracając oczami. - Myślicie, że broń rozwiąże nasze problemy? Historia mówi, że tak nie będzie. Zabijemy złych ludzi w proteście przeciw zabijaniu? Jasne, wchodzę w to na ślepo. - ironizowała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Pon 15:52, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
-Nie mamy zatem wyboru - powiedział, jednocześnie starając się by jego słowa brzmiały poważnie, a nie jak patetyczne banały - albo oni - zrobił złowieszczą pauzę, spoglądając na zebrany tłum - albo my.
Skończył. W myślach, policzył do 10 i grobowa cisza, jaka zapadła zaraz po jego "przemowie" przemieniła się w głośną i nieskładną dyskusję. Jedni przekrzykiwali drugich, a Pat niespecjalnie miał ochotę zapanować nad tłumem. Wtedy ktoś stwierdził
-Ale czym ich zaatakujemy. Rzucenie się z kijami na karabiny mija się z celem.
Właśnie. o tym jakoś Patsy zapomniał nie mieli broni. No co prawda, jednostki takie jak George Snuffer posiadały pistolety, ale tego było za mało.
-To jest dobre pytanie - zaczął, ale nagle przerwała mu Claude, rewelacjami i arsenale w dżungli. Znowu zapanował gwar. Mieszkańcy sprzeczali się, o dostęp, o sensowność walki, ktoś proponował negocjacje z agresorami. W Patcie narastała wściekłość.
Arsenał. Prawdziwy pierdolony arsenał. Szybko zbliżył się do Claude, która usiłowała wyjść, odciąć się od awantur.
-Mamy broń? - spytał spokojnie - mamy cały pieprzony arsenał! - teraz krzyknął, nie zwracając uwagi na spojrzenia innych - o którym przypadkiem, zapomniałaś wspomnieć!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Patsy dnia Pon 15:53, 15 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 16:07, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Nikt nie przejmował się jej stanem. Nikt nie wyglądał, jakby chciał pomóc, mało tego, nie wyglądało nawet na to, że nie zdoła wyjść tak szybko, jakby sobie tego życzyła. Collis był zły, Bianka wydawała się mieć takie zdanie jak Claude, ale Patsy... Patsy nie powstrzymał swojego gniewu. Claude już wstawała, już miała wychodzić, gdy mężczyzna przystąpił do niej, podnosząc głos... Nie, on po prostu wrzeszczał. Czuła się jeszcze mniejsza niż swoje metr sześćdziesiąt dwa. Tylko przez chwilę, bo potem adrenalina znów podskoczyła. Kobiece dłonie zacisnęły się w rozdrażnieniu. Ile jeszcze będę musiała znieść zanim odpocznę od tego całego gówna?
- Nie, nie przypadkiem! - również podniosła głos. - Nie chciałam, żeby broń palna dostała się w ręce takich zapaleńców jak ty. Poza tym to była decyzja Jacoba. I wiesz co? Chyba miał rację.
Uniosła dłonie w obronnym geście, dając do zrozumienia, że ma dość. Pokręciła przecząco głową.
- Wystarczająco dużo przeżyłam. - powiedziała obojętnie. - Muszę odpocząć, a wy podejmujcie sobie swoje własne decyzje.
Próbowała wyminąć Patsy'ego, by skierować się w stronę wyjścia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Pon 18:46, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Usiłował zagrodzić jej drogę wznosząc przy tym rękę w górę, co miało oznaczać "jeszcze nie skończyłem". Nie był już tak wściekły, jak przed chwilą, zaczął opanowywać się.
-Oh doprawdy? - ironizował - a kto mu dał pieprzone prawo decydowania o tym? Gdybyśmy mieli dostęp do tych zabawek, nie było by tej sytuacji, a nasi przyjaciele z przychodni, oberwali by po kulce zanim zdążyli by wymówić własne imiona! - to ostatnie znowu wykrzyczał - a może powinniśmy dać im się wystrzelać? Albo negocjować - roześmiał się - to jest wojna. Nie ma czasu na spokój, debaty. Trzeba działać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Pon 19:14, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Miał gdzieś to, że skupiła się na nich cała uwaga. Miał gdzieś, że dziewczyna jest zmęczona. Zasłużyła sobie na złość, którą piorunowali ją zgromadzeni w pubie. Wcześniej Claude była dla Collisa zwyczajnie cwana. Niby naiwna, a jednak trzymająca się Jacoba i - jak się okazywało - posiadająca bardzo ważne informacje. Wyglądało jednak na to, że łatwo się nią manipulowało, że rzeczywiście była naiwna. Bo to była decyzja Jacoba? - aż zgrzytnął zębami. - A kim, do kurwy nędzy, jest Jacob Upper, że ma decydować? Patsy niemal czytał Lancasterowi w myślach.
- O nie, moja droga. - syknął, gdy Claude nadal próbowała się wymknąć.
Zerwał się z miejsca i chwycił dziewczynę za nadgarstek. Mógł być delikatny, ale wściekłość mu na to nie pozwalała. Nie przejmował się też, że cała uwaga skupiła się właśnie na nich. I dobrze! Patrzcie i osądzajcie.
- Musisz odpocząć? - warknął i jeszcze mocniej zacisnął palce. - Naprawdę nie rozumiesz, co się tutaj dzieje. Chcę dowiedzieć się, gdzie jest ta cholerna broń. Nie znasz drogi? To lepiej przypomnij sobie każde jedno słowo Uppera. Jeśli będzie trzeba to zatargam cię za włosy do dżungli. Przez twoją naiwność zginęli ludzie, Borovsky został postrzelony i - tu zrobił teatralnie zdziwioną minę, wyrażająca maksimum sarkazmu - oh, rzeczywiście, twoja najlepsza przyjaciółka została porwana, bo nie mieliśmy jej czym bronić!
Ostatnie słowa wykrzyczał Claude prosto w twarz. I niemal natychmiast sobie uświadomił, że tak naprawdę chodzi o sytuację Jenefer. Jasne, Collis dbał o swój własny tyłek, ale polubił tę szczekającą blondynkę na tyle, by przejmować się jej uprowadzeniem. Gdyby Francuzka nie dała się zmanipulować Upperowi może by do tego nie doszło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Pon 21:33, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Już zbliżając się do drzwi, Jacob słyszał dochodzące z wnętrza pubu odgłosy kłótni. Położył dłoń na klamce, ale nie naciskał jej. Nie rozumiał jeszcze sensu rzucanych w złości zdań, ale docierały do niego pojedyncze słowa - "za włosy", "Borovsky", "przyjaciółka". Trudno było złączyć je w jakąś sensowną całość. Powoli otworzył drzwi, nie chcąc spłoszyć tych w środku, tym bardziej, że nie wiedział na razie, z kim może mieć do czynienia.
Zobaczył kilkuosobową grupkę ludzi tak bardzo zainteresowanych wydzieraniem się na siebie, że zdawali się nie zwracać uwagi ani na przybycie kogoś z zewnątrz, ani na pozostałych "klientów" (o ile można było tak nazwać pojedyncze anonimowe sylwetki przy barze). Była ich piątka. Trzech mężczyzn, których oblicza skrywał półmrok i kłęby papierosowego dymu, smukła, nieznana Jacobowi blondynka oraz... No tak, Claude. Wystarczył mu rzut oka, aby przekonać się, że ta ostatnia znalazła się w niekomfortowej dla siebie sytuacji, jakby pozostali przy stole przeprowadzali nad nią sąd polowy. Nie ona jednak najbardziej przykuła uwagę Jacoba, lecz Patsy, którego twarz wreszcie udało mu się rozpoznać. Latynos zdawał się być bliski furii, podobnie jak kojarzony przez Jacoba jasnowłosy facet o aparycji podstarzałego hipisa, trzymający Claude za rękę.
Jacob zamknął za sobą drzwi.
- Nie przeszkadzam? - zapytał, wcale nie głośno. Obuch siekiery stuknął o deski podłogi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 22:09, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Była spięta. Hemoglobinę w żyłach zastąpił stres, mięśnie napięły się aż do bólu. Atakowano ją, wręcz podgryzano, jakby to miał być wstęp do całkowitego pożarcia. Z jakiegoś powodu stała się kozłem ofiarnym, ale zupełnie nie mogła sobie wytłumaczyć dlaczego. Bo nie powiedziała o składzie broni? To przecież nie brak tej informacji doprowadził do punktu, w którym wszyscy się znajdowali, ale White Raven, obcy z drugiej wyspy i zjawy. Nigdy nie myślała, że to ona stanie się obiektem, na którym mieszkańcy Ras-Shamry będą wyładowywać frustracje. Ale to i tak bolało. Oskarżenia, zarzuty... Jakby celowo i świadomie chciała się przyczynić do krzywdy innych. Dla Claude kulminacyjnym momentem było użycie w stosunku do niej siły. Przemoc sprawiła, że poczuła się bezbronna i bezsilna, tak... Tak, jak wtedy... Zacisnęła mocno powieki, ale to nie odgoniło wspomnieć widma brata w mrocznej części dżungli. Jęknęła. Starała się nie słuchać wrzasków Collisa. Na próżno, każde słowo zaciskało się na sercu tak, jak dłoń zaciskała się na nadgarstku.
- Puść mnie! - krzyknęła w końcu, chociaż na usta cisnęło jej się wiele innych rzeczy.
Nie słyszała otwierania ani zamykania drzwi. Ale dźwięk obucha uderzającego o podłogę rozbrzmiał dziwnie głośno i wszyscy odwrócili się w stronę, z której padło pytanie. Claude również. W pierwszej chwili nie rozpoznała kim był mężczyzna. Jacob wydał jej się obcy, jakby wykluczyła możliwość jego pojawienia się w pubie. Tylko przez ułamek sekundy, potem odetchnęła z ulgą. Jacob Upper był cały i zdrowy. Rzucenie się mężczyźnie na szyję uniemożliwił nadal mocny uścisk Collisa.
- Jacob... - szepnęła, poruszając nerwowo palcami bosych stóp.
Czy miała jeszcze jakiekolwiek prawo do spoufalania się z Jacobem? Po tym, co zrobiła? Cofnęła się w stronę Collisa o jeden malutki kroczek. Przez jeden moment, bardzo krótki i bardzo straszny, pomyślała, że siekiera jest przeznaczona właśnie na nią. Potem jednak zaczęła myśleć bardziej trzeźwo. Miała przy tym nadzieję, że Jacobowi uda się przemówić zgromadzonym do rozsądku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 13:00, 16 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Powoli sunął zmęczonym i pytającym wzrokiem od jednej znajomej twarzy do drugiej. Nieco większą uwagę poświęcił dłoni blondyna wciąż zaciśniętej na ręce Claude - wreszcie podniósł spojrzenie na dziewczynę. Jego wyraz nie zmienił się ani trochę, oblicze przypominało kamienną maskę, ale w oczach pojawił się złowrogi błysk.
- Widzę, że nic ci nie dolega, Claude - odezwał się wreszcie głosem spokojnym, ale trochę stłumionym, jakby słowa miały dużą trudność z przeciskaniem się przez gardło. Zaraz potem znów zerknął, trochę od niechcenia, na rękę Francuzki i wiedział już, że gest blondyna nie był gestem sympatycznym, jego palce zdawały się miażdżyć drobny nadgarstek dziewczyny. Jacob stłumił w sobie ukłucie złości tak szybko, jak się ono pojawiło. Teraz tylko stał. Patrzył i oceniał. - Drobna sprzeczka?
W gruncie rzeczy powinien był już przejść do własnych wyjaśnień i ostrzec mieszkańców Ras-Shamry, ale teraz uświadomił sobie, że Claude zapewne zdążyła im opowiedzieć o śmierci Robertsona i porwania jego mordercy przez widmo... Chyba, że byłaś zajęta pieczeniem babek i innymi ważnymi sprawami, za którymi pobiegłaś - pomyślał, nie mogąc już pohamować wzrastającej irytacji wywołanej nie tylko spotkaniem z Claude, ale tym jej radośnie-błagalnym spojrzeniem małej dziewczynki, którym go wcześniej omotała jak skończonego kretyna.
- W dżungli grasuje morderca, ale pewnie już... - urwał, zorientowawszy się, że Claude jest bosa. Ten błahy fakt zdumiał go do tego stopnia, że mało nie parsknął śmiechem. - Pewnie już was poinformowano - dokończył z grobową miną, utkwiwszy wzrok gdzieś w przestrzeni ponad grzywą blondyna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Wto 13:01, 16 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|