www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Placyk
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 65, 66, 67, 68  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 11:29, 15 Cze 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Powiedzieć, że Claude weszła na placyk, byłoby dużym nadużyciem, bowiem dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, powłócząc nogami. Pierwsze krople deszczu ją zdążyły ją zmoczyć i jeżeli mogła wyglądać jeszcze gorzej niż wcześniej, to teraz ta granica została osiągnięta. Źle zrobione opatrunki odklejały się, krew wsiąkła w gazę. Nie myślała o tym, że potrzebuje lekarza; zmęczenie było zbyt wielkie. Osunęła się na kolana i bezwładnie opadła na plecy. Patrząc w zachmurzone i rozpłakane niebo nie myślała o Francji i przyjaciołach. Jedyne wspomnienia, jakie ją nawiedzały to martwy Robertson i widma. Niech się dzieje, co chce. - pomyślała ostatkiem sił, po czym zamknęła oczy, tracąc ze zmęczenia przytomność.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 12:39, 17 Cze 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

- Hej hej, proszę pana, nie w tą stronę... - przełożyła słoik do drugiej ręki, złapała mężczyznę za dłoń i pociągnęła w kierunku przychodni, starając się by Collis zmienił kurs obrany na pub. - Co do drinków, to już mówiłam, że mi na cerę szkodzą. Ale dla ciebie doktor Borovsky na pewno coś wzmacniającego znajdzie i z całego serca to polecam.

Nie zdołali ujść dwóch kroków, gdy po kolejnej błyskawicy z nieba spadło parę kropli deszczu. Jen już miała zaproponować powrót do domku Claude i Jacoba, lecz nim zdążyła się odezwać, "parę kropel" przerodziło się w ulewę. Jen - i Collis - zostali niemal natychmiast przemoczeni do suchej nitki, a lejące się z nieba deszcz ograniczył widoczność. Zrobiło się zimno - przynajmniej tak Jen odebrała niemal natychmiastową zmianę temperatury. Wcześniej było gorąco niby w piecu, teraz obmywały ją krople chłodnej wody powodując gęsią skórkę na całym ciele.

- Biegiem! - krzyknęła i przyspieszyła kroku, ciągnąc za sobą Lancastera. Liczyła na to, że w ciemności i w deszczu dotrą na miejsce wystarczająco szybko, by uniknąć zaziębienia, dlatego wciąż przyspieszała. Collis opierał się nieco, ale nie puściła jego dłoni więc mężczyzna - chcąc-nie chcąc - truchtał za nią.

Odwróciła się do niego na chwilę i niemal wybuchnęła śmiechem, gdy zobaczyła, że w ustach wciąż trzyma do połowy wypalonego, ale teraz już przemoczonego i wygaszonego, smętnie zwisającego w dół papierosa.

- Szkoda, że nie mam aparatu, chętnie uwieczniłabym twoją minę! - wykrzyknęła. - Gdybyś jeszcze...

Potknęła się o coś i puściła dłoń Collisa wywracając się jak długa i brudząc przemoczoną sukienkę trawą i błotem.

- Co jest, jak rany?! - zaczęła się gramolić z ziemi i rozglądać za przyczyną potknięcia. Odwróciła się... i zamarła. - Claude!

Przyjaciółka leżała bez ruchu, w wybrudzonych i... zakrwawionych, przemoczonych ubraniach, z paroma odklejającymi się opatrunkami. Obok leżał jej plecak, który Jen zignorowała.

- Claude! - blondynka przypadła do przyjaciółki, potrząsnęła ją parę razy za ramię. - Claude, słyszysz mnie?

Wobec braku reakcji, wymierzyła przyjaciółce siarczysty policzek, po czym obejrzała się na Collisa.

- Musimy ją zanieść do przychodni... - przypomniała sobie o ranie Lancastera i uznała, że proszenie mężczyzny o to, by wziął Claude na ramiona nie byłoby najlepszym rozwiązaniem. - Czy możesz pobiec do przychodni i ściągnąć kogoś do pomocy?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Pią 12:40, 17 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Pią 13:53, 17 Cze 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Odebranie możliwości wypicia czegoś mocniejszego uderzyło w Collisa tak, jakby był dzieckiem, któremu ktoś powiedział, że nie dostanie waty cukrowej. Gdyby dziewczyna nie trzymała go za rękę, dłonie z pewnością wylądowałyby w kieszeniach w lekceważącym geście. Deszcz padał niemiłosiernie, wsiąkał w ubranie, ściekał po ciele. I szczerze mówiąc Lancaster uważał, że to i tak lepsze niż ciągnięcie przez dziewczynę mogącą być jego córką. Zastanawiał się przez chwilę, czy uznać to już za upokarzające. Wtedy Jenefer skomentowała mokrą ruinę papierosa. Wypluł go ze złością. Na końcu języka miał kąśliwą uwagę, ale wtedy dziewczyna wywróciła się. Zanim ona sama zorientowała się w przyczynie, Collis zdążył dostrzec leżącą na trawie Beaumarchais.

- Francuzeczka?

Przyglądał się jak Jenefer w lekkiej panice próbuje ocucić nieprzytomną dziewczynę.

- Nadal uważasz, że przebywanie z Upperem jest bezpieczne? - mruknął do Jenefer.

Zupełnie zignorował troskę dziewczyny o jego przestrzelone ramię. Bolało - jasne. Krwawiło - bez wątpienia. Co mogło być gorszego? Przecież mi nie odpadnie. - rzucił obojętnie do siebie. I nie był nawet zły, że przyszło mu pomagać. Bo nie była to pomoc bezinteresowna. Liczył na informacje o tym, co się stało w dżungli i gdzie jest Jacob Upper.

- Pomóż mi.

Z wyraźnym grymasem bólu podniósł Claude, dając Jenefer znak, by pomogła mu zarzucić bezwładne ciało na zdrowe ramię. Jęknął pod ciężarem, chociaż brunetka wcale nie była ciężka. Albo się starzeję, albo to chwilowa niemoc. Wolał myśleć, że to to drugie. Z krzywym uśmiechem ruszył w stronę przychodni.

[przychodnia?]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 22:04, 17 Cze 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Komentarz na temat Jacoba zmroził ją na chwilę, ale zaraz potem zawrzała w niej krew. Czy to możliwe, że to sprawka tego łysola? Jeśli tak, to mnie popamięta... Zacisnęła dłonie w pięści, lecz chwilę potem Jacob i zemsta na nim odeszły na drugi plan, ponieważ Lancaster, zamiast pójść po pomoc, pochylił się nad nieprzytomną. Pomoc Jen w zasadzie ograniczała się do nieprzeszkadzania Collisowi, gdy pochylił się nad Claude i dźwignął ją do góry.

- Uważaj - jęknęła sama nie wiedząc, czy mówiła o Claude, czy o rannym ramieniu mężczyzny. Kręciła się wokół Collisa nie mogąc się zdecydować czy pomóc, czy biec do przychodni, zostać, czy po prostu usiąść i płakać. - Poczekaj, nie tak... Uważaj na głowę... Ręka... Nie, jej ręka...

Lancaster wstał i ruszył powoli w kierunku przychodni, więc Jen wystartowała biegiem chcąc go wyprzedzić i uprzedzić doktora Borovskiego. Oczywiście na zakręcie poślizgnęła się i wylądowała tyłkiem w błocie, ale zerwała się szybko i popędziła naprzód. Przeskakując po dwa schodki wbiegła na werandę przychodni, szarpnięciem otworzyła drzwi i wpadła do środka.

[przychodnia]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Benjamin Linus
Templers
PostWysłany: Sob 7:28, 18 Cze 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Obserwacja osady Obcych mogłaby być ciekawa, gdyby odbywała się za dnia. Teraz, wieczorem i na początku nocy, niewiele osób pojawiało się na centralnym placu, ale również - co było szczególnie ciekawe - nie we we wszystkich domach pozapalały się światła. Elektryczność. Pewnie również bieżąca woda i kanalizacja. Cała infrastruktura... Kiedy zdążyli to zrobić? I po co?

Nie ciągnęło go do tego gniazda szkodników. Przyszedł tu żeby zobaczyć je na własne oczy, żeby trochę pomyszkować i się rozejrzeć ale teraz, gdy stał i obserwował to mrowisko, nie mógł się przemóc by w nie wejść. Najchętniej wydałby już teraz rozkaz usunięcia wszystkich Obcych i zrównania całej tej śmiesznej osady z ziemią. A w tym celu musiał wrócić do domu.

Już miał się odwrócić i zniknąć z pola widzenia mieszkańców, gdy z jednego z domów wyszły dwie osoby - mężczyzna i kobieta. Nie uszli daleko, gdy burza zaatakowała na dobre. Zaczął padać deszcz i rozmył wszystko - tak widoczność, jak i humor Bena. Niespodziewanie dla siebie samego ruszył ukosem przez plac, truchtając w kierunku domu z którego chwilę temu wyszła obserwowana przez niego para. Wszedł na werandę, stanął pod osłaniającym od deszczu dachem i rozejrzał się wokół.

Pusto.

Zachowując ostrożność, nacisnął klamkę i pchnął drzwi ciesząc się, że tu również nie ma obyczaju zamykania ich na klucz.

[domek nr 2]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 21:26, 18 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 28.

Burza nie dawała za wygraną. Ciemne chmury nadal przesłaniały niebo – szczelnie i nienaturalnie. Było niemal tak ciemno, jak w nocy. Porywisty wiatr szarpał drzewami, wzburzał morze. Wyspa najwyraźniej nie miała najlepszego humoru.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Czw 14:00, 23 Cze 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Weszła do wioski od zachodniej strony. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy były zgliszcza jednego z domków. Uśmiechnęła się pod nosem. Z raportu Coffmana, którego fragmenty przekazał jej Linus wynikało, że to sprawka towarzysza. Ładnie rozpoczęta, aczkolwiek niedokończona sprawa. Poranek był zbyt ciemny, by mogła dostrzec szczegóły. Burza nie ułatwiała sprawy.

Zwinnie niczym kot, dyskretnie obeszła całą wioskę, uważając, by nikt nie zwrócił na nią uwagę. Wiedziała, że gdzieś za nią czai się Joshua, ale na razie się nim nie przejmowała. Było za wcześnie na jego atak - Judy podejrzewała, że ma trochę czasu, zanim Joshua zapragnie wyładować na niej swój gniew.

Zatoczyła krąg. Znów stanęła przy zgliszczach. Wioska nie była zachwycająca i prezentowała się raczej marnie. Dwanaście domków i jakieś dwa inne budynki. Judy podejrzewała, że jeden może być związany z rozrywką, wyglądał trochę jak pub z amerykańskich filmów. Drugi... Nie potrafiła określić, do czego mógł służyć, ale postanowiła przyjrzeć się mu bliżej. Teraz jednak potrzebowała dachu nad głową. Zerknęła na domek numer cztery. Dobry, jak każdy inny. Miała nadzieję, że domownicy będą wewnątrz.

[domek nr 4]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 12:57, 29 Cze 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

W przeciwieństwie do ciepłego, jasnego i suchego wnętrza przychodni, na dworze było po prostu paskudnie. I to nie tylko z powodu lejącego deszczu, który znów przemoczył Jen do suchej nitki. Mimo tego, że dzień wstał już dawno było mroczno i ponuro. Szum deszczu wytłumiał wszystkie dźwięki wokół (włączając w to szepty dżungli, co było miłą odmianą), zacierał kontury i rozmywał kształty wzmagając poczucie izolacji i wyalienowania. Błoto i woda ciamkały pod stopami nawet wtedy, gdy Jen szła po trawie, mijając kolejne domki i starając się nie zgubić. Wiedząc, że na zawartość swojej lodówki nie ma co liczyć (a na wyprawę do piwnicy nie miała ochoty), nie szła do swojego domku, tylko okrążyła placyk i chwilę później wchodziła już do domu Claude.

[domek nr 2]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Czw 18:59, 30 Cze 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wkroczył na placyk demolowany przez burzę. Pomniejsze gałązki siekały go po twarzy, jakby chciały wydrapać mu oczy a silny wiatr sprawiał, że Hank ledwo łapał oddech. Prawdę mówiąc był zmachany i niewiele widział, musząc ciągle ochraniać oczy przed ulewnym deszczem i gałązkami. Pomiędzy palcami widział targane wiatrem drzewa, skrzypiące gdzieniegdzie deski werand. Nigdzie nie paliło się światło, nigdzie oprócz przychodni. Dlatego od razu skierował swoje kroki w tamtą stronę.
[Przychodnia]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 23:47, 01 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Deszcz padał z coraz mniejszą siłą, zniknęły błyskawice i grzmoty. Powietrze stało przyjemnie rześkie. Zapadła cisza.

W południe zza ustępujących chmur nieśmiało wyjrzało słońce.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:47, 10 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Popołudnie przeciągało się leniwie. Parne powietrze stawało się nie do zniesienia. Wyglądało na to, że po deszczowych dniach nastały te upalne. Wieczorne niebo było czyste od chmur, rozgwieżdżone niebo cieszyło oczy.

Było cicho i spokojnie. Ale wyspa nie spała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 22:30, 20 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 29.
[b]Po cichej i spokojnej nocy, nadszedł podobny poranek. Promienie słońca nagrzewały powierzchnię wyspy. Zaczęło się robić duszno i upalnie, a co gorsza wiatr postanowił odpocząć, pozbawiając wszystkich, przynoszących ochłodę lekkich podmuchów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Śro 23:11, 20 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 11:14, 28 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Trawa była jeszcze mokra od porannej rosy. Claude wyczuwała to bosymi stopami, gdy przywierała plecami do ściany przychodni. Dyszała ciężko. Umysł generował milion sytuacji - te, które działy się w przychodni oraz te, w których dziewczyna mogła brać udział lada moment. Bo może wariatka z kuszą zaraz wybiegnie i strzeli bełtem prostu między oczy Francuzki. A może wściekły Coffman zaatakuje od tyłu i zrobi rzeczy, których Claude nie dopuściłaby do siebie nawet w najgorszych koszmarach. A jeśli wokół miasteczka są inni obcy? Jeśli obserwują, tylko czekają na odpowiednią chwilę? Tak, te wszystkie myśli sprawiały, że Claude dyszała ciężko, nie mogąc się uspokoić.

Próbowała wrócić pamięcią do kojącego głosu ojca. Claudie. Słyszysz mnie, mała Die? - mówił cicho i łagodnie. Kiedy to było? Miała siedem lat i strasznie bała się ludzi. Zwłaszcza publiczności. Siedziała pod ścianą w garderobie niewielkiego teatru, sparaliżowana strachem, w stroju turkusowego kwiatka. Głowę chowała w ramionach złożonych na podciągniętych pod brodę kolan. Nie myśl o nich. - mówił ojciec. - Ich nie ma. Liczy się tylko cel i satysfakcja. Jesteś zdeterminowana, mała Die? Bo jeśli nie, to oznacza, że taniec nie znaczy dla ciebie aż tak wiele. Pokonywanie strachu pozwala nam zrozumieć ile coś jest dla nas warte. Słyszysz, mała Die? Ile znaczy dla ciebie ten występ? Wtedy znaczył wiele. Więc otarła łzy i wyszła na scenę. Pierwszy i ostatni raz, bo to okazało się nieporozumieniem. Ale była z siebie dumna.

Ile znaczy dla ciebie JJ? - pytał ojciec tym samym łagodnym głosem. - Co zrobisz, by uratować ludzi w przychodni?

Drobne palce Claude ze zniszczonymi paznokciami zacisnęły się mocno w pięści. Musiała zrobić cokolwiek. Pierwsze kroki skierowała do domku Collisa. Dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie, że Lancaster mówił coś przecież o drinku. Odwróciła się na pięcie. W sumie bar był bliżej.

[pub]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:48, 31 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Żar lejący się z nieba niemal odbierał zmysły. Nieliczne, delikatne powiewy wiatry były gorące, jakby pochodziły z głębi hutniczego pieca. Dżungla zamarła w milczeniu, jakby oczekując na coś, co miało się już wkrótce wydarzyć. Atmosfera oczekiwania i napięcia wpływała na ludzi, powodując rozdrażnienie, dekoncentrację i nerwowość. Oczekiwanie... czego? Tego, co było, tego co miało nadejść? Powietrze zdawało się być przesycone statyczną elektrycznością, czekającą tylko na zapalną iskrę... by eksplodować. By obrócić wszystko w nicość...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Pon 11:12, 01 Sie 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Coffman wszedł na placyk, obserwując uważnie otoczenie. Żałował teraz, że nie ma ze sobą broni, którą oddał Judy. Jego spojrzenie padło na pub. Pub pełen alkoholu.
Nie, nie teraz.
Zarzucił sobie JJ wygodniej na ramię i wszedł za przychodnię, wchodząc od razu do dżungli. Jego uwadze nie umknął fakt, że okienko w łazience było otwarte a trawa pod nim wygnieciona.
- Brunetka pobiegła po pomoc. Walker, streszczaj się.
Z tymi słowami Joshua zagłębił się w gęste listowie i o ile było to jeszcze możliwe, przyspieszył kroku.

[Dżungla]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 65, 66, 67, 68  Następny
Strona 66 z 68

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin