|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 20:23, 15 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Przez chwilę była niemal pewna, że Peter odpowie na pytania Claude. Ale ta chwila minęła i mężczyzna powędrował w kierunku dżungli.
- Peter! - krzyknęła za nim licząc, że chociaż się odwróci, ale na próżno.
- I co o tym sądzisz? - zwróciła się do Claude. - Mówił prawdę? Że dopiero ją poznał? Dlaczego jej w takim razie tak zażarcie broni? W oko mu wpadła, ruda flądra?
Wspięła się po schodkach na werandę "11-tki" i zajrzała przez okno do środka. Potem podeszła do drzwi i nie pukając nacisnęła na klamkę. Drzwi ustąpiły, a Jen uchyliwszy je, zajrzała do środka, po czym wsadziła głowę.
- Hej! - zawołała - jest tu kto? Chciałam pożyczyć trochę cukru...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Eric Borovsky
|
Wysłany:
Wto 20:33, 15 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Rękawy brudnej - niegdyś białej, obecnie pokrytej plamami w kolorach maskujących - koszuli miał zawinięte do łokci, na ramieniu oparł sobie łopatę. Twarz miał brudną, pokrytą nie goloną od wczoraj szczeciną... Zdecydowanie nie wyglądał na naczelnego lekarza Ras-Shamry, idąc tak środkiem placyku. Z daleka już widział jakieś poruszenie pod drzwiami swojego domu. Uśmiechnął się, rozpoznawszy w jednej z trzech stojących tam postaci Claude. I tą "ciążówkę", Jenefer. I chłopaka, którego nie znał z imienia, a który po chwili odszedł w kierunku drzew.
Podszedł bliżej, ostatnie kroki skradając się jak kot (stary i wyleniały, ale zawsze) i zatrzymał się dopiero jakieś trzy kroki za plecami Claude.
Z rozmachem wbił łopatę w ziemię i oparł się o stylisko.
- Witam piękne panie w ten miły dzionek - zagadnął z uśmiechem. - Czemu zawdzięczam tak miłą wizytę?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 20:59, 15 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Początkowo myślała, że Peter pęknie. Nawet była tego pewna, więc gdy chłopak znowu zaczął się wymigiwać, otworzyła szerzej oczy. Chciała przerwać jego potok słów, ale zaskoczenie pozbawiło ją refleksu. Nim się obejrzała Peter znikł w zieleni dżungli. Długo patrzyła w tamtym kierunku.
- Sądzę, że nie mówi wszystkiego. - odparła i dopiero potem spojrzała na JJ, uśmiechając się. - Flądra? Nie przesadzaj, wydawała się na całkiem sympatyczną, chociaż spłoszoną i zdezorientowaną bardziej. - zamyśliła się nad ich pierwszym spotkaniem w pubie. - Dlaczego się bała? Przecież powinna nas kojarzyć, co nie?
Jenefer przez chwilę nie odpowiadała, zajęta zakradaniem się do jedenastki. Gdy krzyknęła kwestię z cukrem, Claude zaśmiała się. Wydało jej się to tak komiczne, że sama jedną dłoń podniosła, drugą przystawiła do ust, jakby nawoływała.
- A ja soli! - krzyknęła ze śmiechem.
W tym właśnie momencie Eric wbił łopatę, a Claude tak się przestraszyła, że przy gwałtownym obróceniu się za siebie, potknęła się i upadła na tyłek. Od szarpnięcia głową czapka spadła na trawę, a włosy Claude rozsypały się na wszystkie strony. Popatrzyła spod opadającej grzywki na Erica.
- Bardzo śmieszne. - mruknęła i dmuchnęła w grzywkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Wto 22:47, 15 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
W drodze do jedenastki oddychała głęboko, wyraźnie zdenerwowana. To była ciężka próba. Majka z żalem przyznała w duchu, że chyba nie wyszła z tego obronną ręką. Ale po prostu zbyt długi czas przebywania sam na sam z obcym zadziałał na nią paraliżująco. Nabrała w płuca powietrze i westchnęła głośno. To jest trudniejsze niż myślałam.
W połowie placyku dostrzegła, że przy jedenastce stoi troje ludzi. Dwie dziewczyny znała - to były Claude i Jenefer. Nie chciała ich teraz spotkać, za nic w świecie! Mężczyzny nie znała, tym bardziej poczuła niepokój. Błyskawicznie pobiegła za dziewiątkę. Miała nadzieję, że zajęci sobą ludzie nie zauważyli jej. Znów zaczęła oddychać ciężko ze zdenerwowania. Rozglądała się na wszystkie strony, przyciskając plecy do ściany domku. Nie miała zbyt wielu perspektyw do wyboru. Więc zakradła się do dżungli na wschód od miasteczka. Czuła, że musi się ukryć. Była jak przestraszone zwierze.
[dżungla]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Eric Borovsky
|
Wysłany:
Wto 23:40, 15 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się i postąpił ku Claude, wyciągając ku niej rękę, by pomóc jej wstać. - Nic ci nie jest? - w jego oczach odmalowała się szczera troska.
- Claude, panno Johnson... pozwolą się panie zaprosić na wieczorną herbatę? No, chyba, że naprawdę przyszłyście tu po sól. I cukier - skłonił się lekko w kierunku Jenefer. - W takim razie z radością spełnię sąsiedzkie obowiązki. Musicie mi tylko wybaczyć... - omiótł spojrzeniem swoją brudną koszulę i spodnie.
Wyszarpnął łopatę z ziemi, puścił oko do Claude i ruszył w kierunku domu. Wbiegł po schodkach, stanął obok Jenefer i pchnął drzwi, otwierając je na oścież. Zlustrował wzrokiem ubranie blondynki.
- Nigdy nie nadążałem za modą, ale te nowe trendy są po prostu porażające - skomentował z uśmiechem, po czym zrobił zapraszający gest, patrząc wprost na Claude.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 0:03, 16 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Już zaczęła sama zbierać się z trawy, gdy zobaczyła przed sobą wyciągniętą dłoń Erica. Dała pomóc sobie wstać i dopiero przy wtedy zauważyła w jakim stanie jest odzież mężczyzny. Zastanowiła się przy tym, po co mu szpadel. Otrzepała spodnie, poprawiła sweter.
- Jasne, że nic. - uśmiechnęła się lekko. - Nie w takich warunkach lądowało się na tyłku. A skoro już mowa o warunkach... Gdzie cię tak sponiewierało? - uniosła lekko dłonie. - Oczywiście od razu wybaczamy to sponiewieranie, żeby nie było, że nie?
Każde spojrzenie doktora Borovsky'ego utwierdzały Claude, że powinna z nim porozmawiać tak, jak radziła Jenny. Tylko co właściwie miała powiedzieć? Co miała wyjaśniać skoro tak naprawdę nic się nie stało? Poza tym nie chciała rezygnować ze znajomości. Dobrze się czuła w towarzystwie Erica... Chociaż może nie tak dobrze, od momentu kiedy sobie uświadomiła, że chyba w którymś momencie przekroczyła granicę flirtu i miała na myśli to, że w ogóle flirtować zaczęła. Wcześniej była w tej kwestii kontrolowana przez Guido albo Pierre'a, zresztą w towarzystwie tego drugiego nawet nie czuła takiej potrzeby. (W towarzystwie pierwszego właściwie też...). Teraz gubiła się we wszystkim jak nieśmiała uczennica szkoły średniej.
Tymczasem Eric zapraszał do środka, więc Claude weszła niepewnie po schodkach. Stanęła przy Jenny i chrząknęła.
- Matki z dziećmi przodem. - zakryła usta dłonią, tłumiąc śmiech.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 0:16, 16 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
- Porażające trendy? Ja tam wolę się nie wypowiadać na temat kreacji i image'u pana doktora... - odgryzła się. Rzuciła Claude znaczące spojrzenie i poczekała, aż przyjaciółka stanie koło niej.
A gdy Claude rzuciła uwagę na temat matek z dziećmi, roześmiała się.
- Wybaczcie, ale zapomniałam wózka. Gdybym chodziła z nim, wszyscy by mnie przepuszczali - śmiało ruszyła do środka. A gdy już w środku była, rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu rudzielca. Bez rezultatu.
- Słyszałam, że macie nowych współlokatorów - odwróciła się ku wchodzącym za nią. - Petera i tą... Majkę. Kojarzy pan ją, panie doktorze?
[domek nr 11]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 13:01, 16 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob wyłonił się spomiędzy drzew i stanął na skraju miasteczka, które to ginęło w cieniu, to znów jaśniało w promieniach słońca coraz natarczywiej próbującego przebić się przez warstwę chmur. Przyłożył dłoń do czoła, obserwując okolicę.
Nie chciał rzucać się w oczy.
Nie chciał, by stan jego ubrania rzucał się w oczy.
Ogarnęło go to samo wrażenie, które towarzyszyło mu przez ostatnie lata w Camden, Baltimore, Philadelfii i innych miastach, które odwiedzał. Tak samo czuł się za każdym razem, kiedy opuszczał zajmowane przez siebie pustostany, magazyny i porzucone na bocznicach nieużywane wagony kolejowe, by znów pojawić się między ludźmi wiodącymi normalne życie, posiadającymi normalną pracę, normalny dach nad głową. Gdyby nawet spędziłby cały dzień w łazience, gdyby zakupił (a do pewnego momentu mógł sobie jeszcze na to pozwolić) najlepszy garnitur w którymś z butików przy głównej ulicy, Jacob nigdy nie potrafiłby ukryć swojej prawdziwej, szczurzej natury. Swojego niedopasowania. Ludzie instynktownie to wyczuwali. Wiedzieli, że ten facet jest "jakiś dziwny"... A Jacob wolał unikać takich sytuacji, przemykając z jednej nory do drugiej, kryjąc się w cieniu.
Teraz nie miał zamiaru ukrywać się w cieniu. Nie chciał też jednak afiszować się ze swoim przybyciem. Dlatego czekał, przyglądając się sylwetkom w oddali. Dopiero, gdy placyk opustoszał, szybkim krokiem zapuścił się między zabudowania.
Gruby pałąk, na którym się wspierał, zostawiał wyraźne, odciśnięte w trawie ślady. Ostrze przytroczonej do plecaka siekiery raz po raz odbijało słoneczne promienie.
Jacob, nim wróci do dżungli, zamierzał załatwić kilka spraw w miasteczku. Zabrać parę niezbędnych mu rzeczy i rozmówić się z dwiema osobami. Szybko i dyskretnie, nie wchodząc nikomu w drogę. Dlatego w pierwszej kolejności udał się w stronę pubu - nie spodziewał się kogokolwiek tam zastać w porze południowej.
[pub]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Śro 13:36, 16 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Śro 23:00, 16 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Słońce zaszło - jak zwykle w tropikach - gwałtownie i nad Wyspą zapadły ciemności rozświetlane mdłym światłem Drogi Mlecznej i miliarda gwiazd. Z nad horyzontu powoli wznosił się zbliżający się do pełni Księżyc, zapewniając dodatkowe, silne źródło światła.
Zrobiło się chłodno, ale nie tak jak zwykle po zmierzchu. Powietrze było niemal mroźne, oddechy nielicznych, zdezorientowanych osób które pojawiały się na placyku, zmieniały się w obłoczki pary.
Dżungla już nie szeptała. Dźwięk, który z niej dochodził, można było przyrównać do pomruku pantery szykującej się do ataku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Śro 23:52, 16 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Od razu przyczepiła się do ściany pierwszego lepszego domku. Księżyc oświetlał placyk. Z jednej strony Maja mogła wiele zobaczyć, z drugiej - wielu mogło zobaczyć ją. Gdy zdała sobie z tego sprawę, postanowiła przestać się skradać, bo to mogłoby wzbudzić podejrzenia. Nie chciała tego. Zdecydowanie. Mimo wszystko nadal przyciskała plecy do drewnianej ściany, jakby chciało się w nią wtopić. Odetchnęła głęboko. Potem jeszcze raz. I znów.
Jak grać, to grać. Jak kłamać to do końca. Jestem stąd, przemierzam sobie spokojnie placyk. Wracam do domu. Bo noc, bo strach.
Z tymi myślami w głowie skierowała się w stronę domku nr 11, w którym włączone światło nie pozostawiało wątpliwości, że ktoś jest w środku. Tylko kto? Peter? Nie miała pojęcia, toteż nie zamierzała wparować przez drzwi frontowe, jak gdyby nigdy nic. Po schodkach werandy wchodziła ostrożnie, by nie skrzypnęła nawet jedna deska. Stojąc na ich szczycie rozglądnęła się, szukając jakiejś postaci na placyku. Pusto. Co prawda nie wiedziała, czy ktoś ją obserwuje, ale musiała zaryzykować. Skuliła się w kucki, podsunęła się pod okno i zajrzała ukradkiem tak, by domownicy z wewnątrz nie mogli jej zobaczyć. Wewnątrz widziała Claude, Jenefer i mężczyznę w średnim wieku, czyli trio, które widziała po południu. Natychmiast schyliła się, siadając pod oknem. Przygryzła z nerwów paznokieć jednego z palców. Zupełnie nie zwracała uwagi, czy ktoś ją zobaczy. Całkowicie skupiła się na myśli: Co mam teraz zrobić?
Trudno jednak było odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie mogła wejść do jedenastki, nie wiedziała, gdzie jest Peter i nie miała, jak się z nim skontaktować. A na domiar złego było naprawdę zimno. Z rozmarzeniem przypomniała sobie kominek w pubie. I deklarację pomocy Collisa. Na to drugie skrzywiła się. Cóż jednak mogła począć? Pozostanie na werandzie nie było dobrym pomysłem. Toteż Maja przeszła na czworakach do schodków, a potem udała się znów w stronę pubu.
[pub]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Czw 14:22, 17 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob szybkim krokiem kierował się w stronę domku, którego nie mógł już chyba uważać za swoją "posiadłość", ale którego fasada wywołała u niego nostalgiczne, niedosłyszalne westchnięcie. Mniej więcej trzy tygodnie temu Jacob był gotów odgrodzić cały ten teren wysokim murem i/lub zasiekami.
Trzy tygodnie czy trzy miesiące? - zapytał samego siebie, ale nie dostał żadnej odpowiedzi.
Przez moment wydawało mu się, że widzi jakąś niewysoką sylwetkę przy jednym z zabudowań, ale nie zaprzątał sobie tym głowy. Zatrzymał się przed wejściem do domku nr 2 i długo wahał się, nim wkroczył na pierwszy stopień schodów. Za jego plecami wieczór gęstniał w głęboką noc. Musiał się spieszyć.
- Hello, Jack... Jacob's back... - mruknął do siebie, bez cienia uśmiechu. Następnie wszedł do środka.
[domek nr 2]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 15:31, 17 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Mrok rozświetlała pełnia księżyca, ale Claude wcale nie czuła się bezpieczniej widząc więcej. Wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że w każdym zakątku coś się czai, a zza rogów domków wyglądają jakieś upiorne istoty. Przyspieszyła kroku.
To, co powiedziała Jenefer, nie było kłamstwem. Zbyt wiele myśli kołatało się Claude po głowie. Kiedyś myślała, że każda nowa informacja, przybliży ją do prawdy o White Raven. Gówno prawda. - skwitowała w myślach. Jedyne, co uzyskała to milion nowych pytań. Bo nie chodziło tylko o White Raven, ale o jakichś innych, o Maję, o Johna, o Kevina, który zrobił na początku wielkie zamieszanie, o to, że samolot nie przyleciał oraz o to upiory i zjawy panoszące się na wyspie. Było tego o wiele za dużo, niż Claude by sobie życzyła. Do tego dochodziły relacje międzyludzkie. Cały ten mish-mash zwalił się dzisiaj na głowę Francuzki, a teraz była chwila kiedy potrzebowała spokoju, by odpocząć. O ile dało się od czegoś takiego w ogóle odpocząć. Czuła się, jakby była bez sił, jakby zmęczyła się tą krótką trasą między jedenastką, a dwójką.
[domek nr 2]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 19:42, 20 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Mimo chłodu, stała przez dłuższy czas na ganku swojego domu, opierając się plecami odrzwi i obejmując dłońmi nagie ramiona. Weranda była względnie bezpieczna - odgłosy dżungli nie były aż tak głośne i wyraźne, lecz dziewczyna i tak rozglądała się nerwowo wokół. Było zimno. Sukienka na ramiączkach nie była najlepszym strojem na dzisiejszy wieczór, a Jen nie chciało się wchodzić do domu - nawet tylko po to, żeby się przebrać. Zaskakujące, ale nie była śpiąca. Claude ją zostawiła - by może po prostu chciała być sama. Jen z kolei nie chciała siedzieć z Erikiem, ponieważ nie miała sił na zacieśnianie z nim znajomości czy szukanie wspólnych tematów. W domu raczej też nikogo do rozmowy nie spotka... Ryan chyba jej unika, Carmen zapadła się pod ziemię już dawno temu (aż strach pomyśleć, co się z nią mogło stać...) i jedyne co Jen zostało to albo włączyć sobie jakiś film na DVD i odgrywać rolę leniwca na sofie, albo pójście spać.
Żadna z tych opcji nie była kusząca.
I co ja teraz mam robić sama, biedna biedroneczka? Jedyne miejsce, w którym ktoś mógł być i z kim można byłoby pogadać o tej porze, to...
Oderwała plecy od drzwi i nerwowo rozglądając się na boki, potruchtała w kierunku pubu.
[pub]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pon 13:24, 21 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień 22.
Poranne słońce wyłoniło się leniwie zza horyzontu, ogrzewając wyspę. Temperatura podniosła się, po chłodzie nocy pozostało tylko wspomnienie. I nieprzyjemne wrażenie, że coś jest nie tak.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 19:04, 21 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Poranne słońce dopiero zaczęło nagrzewać powietrze i Claude żałowała, że nie wzięła ze sobą jakiegoś sweterka. Objęła pokryte gęsią skórką ramiona. Kierowała się w stronę dziesiątki, w której miała nadzieję spotkać Jenefer. Gdy przecinała placyk, rozglądała się. Mieszkańcy Ras-Shamry najwyraźniej jeszcze spali, bo nikogo nie dostrzegła przy domkach. Poza jakiejś kobiecej sylwetki na ganku pubu. Claude uśmiechnęła się do siebie. Kojarzyła tak sukienkę, jak i jej blondwłosą właścicielkę. Pomachała przyjaciółce, po czym ruszyła w jej kierunku.
[pub]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|