|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 12:11, 29 Lis 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Kiedy otuliła ją męska koszula, popatrzyła nieco podejrzliwie na Erica, bo przypomniała sobie, co o nim myślała w pubie. Posądziła go - co prawda pół żartem, pół serio, ale zawsze - o bycie typem faceta-łowcy, który szuka towarzystwa samotnych kobiet. Przez sekundę zastanawiała się, czy nie staje się właśnie ofiarą. Ale kiedy pociągnął ją lekko w stronę przychodni, uśmiechnęła się tylko lekko w odpowiedzi. Ten gest dodał jej otuchy i odwagi. Było jej po prostu raźniej. I oczywiście nie mogła podejrzewać Erica o jakieś nieczysto-flirciarskie zamiary. Nie w tych warunkach, nie w drodze do przychodni, by sprawdzić tożsamość martwego człowieka. To byłoby zbyt makabryczne. Poza tym to kłóciłoby się z jej zasadą szukania w ludziach dobra. Jakoś nie wzięła pod uwagę, że w przychodni najprawdopodobniej jest Curtis - tak dobry człowiek, że z tej dobroci wysłał na tamten świat kilka niewinnych istnień.
- Tak. - przytaknęła na słowa mężczyzny. - Sprawdźmy, co mamy sprawdzić, a potem chcę już tylko napić się ciepłej herbaty na dobry sen.
Stanęli przed drzwiami przychodni i Claude przywarła mocniej do ramienia Erica. Odwaga odwagą, ale przychodnia kojarzyła jej się tylko z niezbyt miłymi rzeczami. Nic nie mogła poradzić na to, że się boi.
[przychodnia]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Pon 12:14, 29 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Pon 12:37, 29 Lis 2010 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Kiedy wyszedł na placyk, jego spokój zburzył się jak powierzchnia wody, do której rzucono kamień. Wszędzie czaiły się cienie, dżungla szumiała a mgła przesłaniała czasem światło księżyca.
Teraz jest najodpowiedniejsza pora aby opuścić osadę, ludzie śpią, nikt raczej nie będzie wiedział gdzie ja jestem, oprócz Claude i Erica.
Mimo wszystko musiał pokonać jednak strach i iść, chociażby ze względu na kota. Wszak nie jego właściciela nie było już za długo, a poranna porcja karmy na pewno już zniknęła. Peter przyspieszył kroku, rzucając przelotne spojrzenia na prawo i lewo, jakby z ulgą żegnając to miejsce.
[Dżungla - Plaża]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 23:10, 29 Lis 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Do domku numer dwa dotarli dość szybko. Mgła i atmosfera rodem z gotyckich powieści nie zachęcała do kontemplowania mglistej rzeczywistości. Claude wtulała się w Erica, bo trzęsła się z zimna (a może z nadmiaru wrażeń) i szukała nawet najmniejszego źródła ciepła. Rozmyślała nad ostatnimi słowami, jakie padły z ust mężczyzny w przychodni. Tak, ktoś mógłby rzeczywiście nałykać się jakiegoś paskudztwa. Kto to komu zabroni? Cała przychodnia leków i różnego rodzaju sprzętu... - wzdrygnęła się, na wspomnienie różnych makabrycznych scen z filmów katastroficznych albo tych traktujących o degradacji człowieczeństwa. - Jesteśmy narażeni nie tylko na zagrożenie ze strony wyspy, ale i nas samych.
Stanęli przed drzwiami. Claude ściągnęła z ramion koszulę i podała ją Ericowi. Uśmiechnęła się pogodnie. Świeże powietrze dobrze jej zrobiło i czuła się zdecydowanie lepiej.
- Czuję się, jak na randce w szkole średniej. - zaśmiała się, otwierając drzwi domku. - Chodź, zrobię ci herbatę. Potraktuj to jako podziękowanie za twoją pomoc. Jak nie skorzystasz, to się obrażę.
Elton wślizgnął się od razu do wewnątrz. Claude była pewna, że usadowił się już dawno w pokoju Jacoba, który przecież aktualnie był jej.
[domek nr 2]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Pon 23:11, 29 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Eric Borovsky
|
Wysłany:
Wto 0:44, 30 Lis 2010 |
|
|
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Hmm... no, z pewnością nie chciałbym, żebyś się na mnie obrażała już na samym początku naszej znajomości - ruszył za dziewczyną. - Jeśli chcesz już koniecznie, możesz zrobić to później. Co prawda herbatę pijam nieczęsto, ale wolę uniknąć konsekwencji.
Randka w szkole średniej... Chryste, kiedy to było? Brakuje tylko, żeby w środku czekali jej rodzice, przed którymi musiałbym się wyspowiadać, jak spędziliśmy wieczór
Ruszył za dziewczyną nie wiedząc, czy spotka kogoś w środku. Stary pryku, randek ci się zachciewa! Ale... sam nie traktował dzisiejszego wieczoru jako randki. Towarzystwo Claude było miłe, sympatyczne i ujmująca, a ona sama była raz bezbronna jak dziecko, raz niezależna i patrząca z dystansem. Jakby coś w niej samej krzyczało "Przytul mnie! Ale nie za mocno..."
- Dzień dobry - rzucił w ciemność przekraczając próg. - Wiesz, randka czy nie - zwrócił się do Claude - ale zawsze uważałem, że znajomość rozpoczęta tańcem na stole musi być udana.
[dom nr 2]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Eric Borovsky dnia Wto 0:45, 30 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Eric Borovsky
|
Wysłany:
Śro 17:31, 01 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Nie ciągnęło go do domu. Do pustych czterech ścian? Do współlokatorów przemykających chyłkiem i łypiących na niego i na siebie na wzajem spode łba? Z nimi wszystkimi razem wziętymi zamienił dotychczas mniej słów niż w ciągu dzisiejszego wieczora z Claude.
Claude... coś w niej było takiego, że Eric gotów byłby zamienić obiecane przez White Raven pieniądze na możliwość spotkania jej w rzeczywistości. W życiu w LA. Była zdecydowanie bardzo interesującą dziewczyną i z chęcią porozmawiałby z nią jeszcze o tym i owym. Poznał ją lepiej. Dotknął ręką policzka w miejscu, gdzie dotknęły jej usta przy pożegnalnym pocałunku. Wyglądało na to, że Claude nie miała nic przeciwko ich znajomości.
- To podnosi wartość naszego ego. - przypomniał sobie słowa Claude.
Przewrócił oczami. Kobiety! Dogadać się z nimi nie można, ale bez nich świat straciłby tak wiele ze swego uroku...
Musiał się ogolić. I wziąć za siebie. I zacząć coś robić. Postanowił, że od jutra zacznie "dyżury" w przychodni. Zrobi remanent, zobaczy czym osada dysponuje. Zamknie pod kluczem leki, do których nie wszyscy powinni mieć dostęp. Zrobi coś ze zwłokami tego tam... jak mu było? Curtisa - przypomniał sobie. No i... Może ktoś będzie chciał skorzystać z usług lekarza. Byłaby to miła odmiana po ostatnim czasie wegetacji.
Na razie jednak nie zwracając uwagi na niezbyt optymistyczną atmosferę i dziwne dźwięki wokół, stał w centralnej części placyku i wpatrywał się w niebo, starając się przebić wzrokiem mgłę i dostrzec gwiazdy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Eric Borovsky dnia Śro 17:32, 01 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Czw 23:54, 02 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień 19.
Słońce wstawało powoli, jakby niechętnie. Nie miało również siły, by rozgonić nocne mgły. Dzień wstawał ponury i wilgotny, a opar mgły mimo upływu czasu nie rozwiewał się ani nie podnosił. Szepty stawały się bardziej wyraźnie. Niektórzy mieszkańcy osady mogliby przysiąc, że słyszeli w nich własne imiona i nawoływanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pią 9:45, 03 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Na zewnątrz już nie było jej tak radośnie. Mgła zdawała się wysysać z Claude dobre samopoczucie, a w zamian zastępować je lękiem. Ciągle miała wrażenie, że słyszy, jak ktoś ją nawołuję. Oglądała się spłoszona wokół siebie, ale mgła była tak gęsta, że widoczność ograniczała się do kilku metrów. Zadrżała. Przykucnęła przy psie, potargała go za uszy. Z niepokojem stwierdziła, że husky też się denerwuje i rzuca wokół niespokojne spojrzenia, strzygąc uszami.
- Załatw szybko, co masz załatwić, przyjacielu. - przysiadła na jednej z ławek. - I zwiewamy stąd, ok?
Pies jak na zawołanie oddalił się, znikając we mgle, a Claude pożałowała swoich słów. Została sama na środku placyku, bojąc się jak cholera. Wsadziła dłonie w kieszenie, skuliła się w sobie, modląc się, żeby pies zaraz wrócił.
Co ci strzeliło do głowy, Claude? Zupełnie zwariowałaś? Jesteś teraz jak kaczka gotowa do odstrzału. Miała na myśli duchy oczywiście. Wcale się nie czuła, jakby był poranek. Raczej jakby czasu nie było, a ona znajdowała się we śnie, w koszmarze. A gdzieś czai się Freddy Kruger... Przełknęła głośno ślinę.
- Elton! - zawołała łamiącym się głosem, a gdy po chwili pies nie pojawił się, powtórzyła głośniej. - Elton John, do nogi!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 18:38, 06 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Pies długo nie wyłaniał się z mgły. Czuła, jak przechodzi ją zimny dreszcz. Kiedy jeszcze Elton bł przy niej nie bała się tak bardzo, a teraz nie dość, że została sama, to jeszcze futrzak nie przybiegał. Złapała się nawet na tym, że wyostrza słuch, czy przypadkiem nie słychać gdzieś pisku. Ale nie... Tylko te cholerne szepty! Ledwo zdążyła to pomyśleć, gdy po placyku rozległo się radosne szczekanie, a zaraz potem Elton przybiegł do Claude, merdając ogonem.
- Nie strasz mnie, Eltonie Johnie. - przykucnęła i z westchnieniem ulgi potarmosiła psa za uszy. - Już nigdy więcej, jasne? A teraz czas do domu. Śniadanie i te sprawy...
Miała nadzieję, że zastanie w domku Jacoba i uda jej się napić z nim kawy. Od dwóch dni go nie widziała i zaczynała się poważnie niepokoić. Idąc przez placyk, zastanawiała się, gdzie się podziewał. Właściwie to byłoby do Jacoba podobne, gdyby poszedł szukać chatki (albo Johna) sam, nie mówić o tym nikomu, nawet jej. Pewnie doskonale wiedział, że próbowałaby go od tego odwieść. Albo wkręcić się w tą eskapadę.
Ciągle miała wrażenie czyjejś obecności, rozglądała się na wszystkie strony. Więc gdy znalazła się już w domku, odetchnęła głęboko.
[domek nr 2]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Czw 15:09, 09 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Gwałtowne uderzenie wiatru rozgoniło mgłę, przygięło drzewa rosnące na skraju placu i zagwizdało w szczelinach. Gdzieś trzasnęły drzwi, gdzieś przewrócił się śmietnik i w powietrze poleciały foliowe i papierowe opakowania i śmieci. Dopiero teraz, gdy mgła zniknęła całkowicie okazało się, że niebo nad wyspą przykryte jest ciemnymi, nisko wiszącymi chmurami. Jednak ci, którzy rozejrzeliby się uważniej dostrzegliby, że horyzont jest ich pozbawiony, tak, jakby chmura wisiała nad centralną częścią wyspy.
Zrobiło się ciemno jak przed burzą. Drugie uderzenie wiatru sprawiło, że zatrzeszczała konstrukcja dachu w wielu domkach osady. Potężna błyskawica rozświetliła na chwilę ciemność, uderzając w dżunglę daleko na zachód od osady, jednak nie spadła ani jedna kropla deszczu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Sob 11:27, 11 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Widok placyku sprawił, że Peter odetchnął z ulgą. Spojrzał ukradkiem na Maję, zdając sobie sprawę że wziął na swoje barki odpowiedzialność za nią a także za to, skąd uciekła i kim jest. Po jej twarzy rozpoznał, że nigdy wcześniej tego miejsca nie widziała, nigdy tu nie była.
- Dotarliśmy na miejsce!
Gdzie teraz? Kogo obarczyć swoją obecnością i prośbą o zamieszkanie?
Chłopak powoli ruszył przez placyk, próbując znaleźć dla nich tymczasowe schronienie przed wichurą. Gdzieś daleko ponownie uderzył piorun, wywołując na plecach Petera mały dreszcz trwogi. Mimowolnie przystanął przed zgliszczami swojego domku, rozrzuconymi przez wiatr na większą część placyku. Odwrócił się na pięcie, intensywnie myśląc nad pewnym pytaniem, które jednak nie padło. Wolał poczekać, aż dziewczyna sama zacznie mówić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Sob 11:58, 11 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Maja biegła, osłaniając przedramieniem twarz, by żadna z gałęzi jej ani nie zadrapała, ani nie wybiła oka. Opuściła rękę dopiero wtedy, gdy przestała czuć opór. Jej oczom ukazały się drewniane domki, niewielki placyk. Zatrzymała się gwałtownie, potem niepewnie postąpiła kilka kroków, rozglądając się.
Mała osada... - myślała z niedowierzaniem. - Skąd oni się tu wzięli? Ile lat tu mieszkają i dlaczego nic o nich nie wiemy? Czy są niebezpieczni? Dlaczego...
Trzymała się Petera, idąc za nim krok w krok. Kurczowo zaciskała dłonie na ramieniu plecaka. Wciąż się rozglądała, zadając sobie milion pytań. Wiatr wciąż dął niemiłosiernie, rozwiewał rude włosy Mai na wszystkie strony. Mężczyzna zatrzymał się zgliszczach jednego z domków.
- Co tu się stało? - rzuciła, ale pytające spojrzenie Petera sprawiło, że nie czekała na odpowiedź, tylko odwróciła wzrok. - W którym domku mieszkasz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Peter Edwards Zakładnik
|
Wysłany:
Sob 12:36, 11 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5
|
Peter nie był zdziwiony tym pytaniem.
- W tym jest problem, że nie mam gdzie mieszkać. Dlatego byłem na plaży, w szałasie, który zniszczyła wichura. Postanowiłem więc wrócić tutaj, na stare śmiecie, jak widać.
Ruszył, niezdecydowany dokąd iść na dobry początek, aby w spokoju wysłuchać tego, co dziewczyna mu powie.
- Chodźmy do pubu, tam raczej będzie spokojniej i cieplej. Przy okazji się przebierzesz, żeby nie marznąć jeszcze bardziej. Masz jakieś ubrania na zmianę?
Ruszyli w kierunku pubu, a gdy stanęli przed drzwiami prowadzącymi do środka, Peter najpierw uchylił drzwi, a następnie wszedł, upewniając się, że nikogo w środku nie ma.
[Pub]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Sob 12:51, 11 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Niewiele rozumiała z tego, co mówił do niej Peter. Wywnioskowała tylko tyle, że najprawdopodobniej chłopak mieszkał w domku, który teraz był tylko sterta spalenizny. Tylko dlaczego nikt nie zajął się zgliszczami? I kiedy to było. Poza tym skoro Peter nie miał teraz gdzie mieszkać, to pewnie organizacja życia społecznego w tym mini-miasteczku musiała być marna. Niezdecydowanie Petera sprawiło, że Mai zrobiło się go strasznie żal.
- Mam coś w plecaku. - odparła, drepcząc za mężczyzną.
Nie spodziewała się jednak, że sweter i spodnie do czegoś się nadadzą. Po dwukrotnym upadku między fale cała zawartość plecaka była pewnie mokra.
[pub]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Sob 16:15, 11 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Pogoda faktycznie nie nastrajała do spacerów, ale Jen była w zbyt radosnym nastroju by coś takiego jak wiatr i błyskawice miały jej przeszkadzać. Kuląc się przed podmuchami, starając się zapanować nad rozwiewanymi włosami, szła w kierunku placyku gdy nagle potknęła się o coś i wyłożyła jak długa. Trzymane w kurczowo zaciśniętej dłoni "zdjęcie" z USG pofrunęło w górę, po czym zakręciło z wiatrem i poleciało dalej.
- Wracaj! - wrzasnęła Jen i rzuciła się w pogoń. Podskakiwała, rzucała się na boki goniąc skrawek papieru, a gdy już myślała, że straciła swój skarb, wiatr wbił zdjęcie w krzak rosnący tuż koło wejścia do pubu. Dziewczyna rzuciła się na nieszczęsną roślinę przygniatając ją sobą i po chwili już odzyskała zgubę. Podniosła wzrok i zobaczyła światło nad drzwiami pubu. Postanowiła odpocząć chwilę. A może podzielić się z kimś wrażeniami? Pokazać zdjęcie? Tak czy owak, nie ciągnęło ją do domu, bo wizja czekającego na nią kolejnego prania była niezbyt kusząca.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Sob 16:15, 11 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Sob 16:35, 11 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wiatr powoli zaczął się uspokajać, błyskawice przestały bić w Wyspę. Chmura - jakby z wahaniem, niechętnie, zaczęła się rozpraszać i znikać, jednak słońce wciąż nie miało siły się przez nią przebić. Dżungla szeptała tajemniczo, wsączając w serca ludzi zwątpienie i strach.
Nastało południe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|