www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Niewielka przychodnia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 43, 44, 45  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 21:49, 10 Paź 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- O co mi chodzi? - spytała niemal z wyrzutem. - Pamiętasz? Mówiłam ci, że na tej wyspie straszy! Mówiłam, że coś tu jest nie tak. Ale to zbagatelizowałeś. Nie wierzyłeś mi wtedy i teraz nie wierzysz sobie.

Oddychała głęboko, aż ramiona i cała klatka piersiowa widocznie się unosiły. Co właściwie chciała udowodnić? Istnienie ducha? Może popadła tylko w jakieś urojenia. Strach przed wyspą zmaterializowała w widziadło. Ale przecież widziała ją! Widziała, że Dylan też na nią reaguje. Lynn... Lynn też mówiła o dziewczynce w hotelu. A teraz jeszcze Jacob...

- Nie tylko ty widziałeś to dziec... - głos ledwo się wydobywał z pobielałych warg. Nie dokończyła. Do pokoju wpadła ożywiona Jenefer, która zaczęła nawijać, jak katarynka. Gdy puściła do Claude oko, ta skrzywiła się mimowolnie. Nie miała ochoty na żarty i podteksty. Z ulgą przyjęła wyjście przyjaciółki. Była rozdrażniona, zdenerwowana i przerażona. Trajkotanie JJ przyprawiało o ból głowy. Sięgnęła więc po tabletki, które trzymał Jacob. Wycisnęła na dłoń jedną pigułkę, a po namyśle drugą. Przełknęła głośno.

- Albo po prostu wariuję. - powiedziała ochryple.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Śro 12:35, 13 Paź 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Zdenerwowanie Claude zaczynało udzielać się Jacobowi, który nie lubił być o coś bezpodstawnie oskarżany. Czy kiedykolwiek zbagatelizował jakiś, nawet najbardziej irracjonalny, problem tej dziewczyny?

- Nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę - wzruszył ramionami, podchodząc do umywalki. Przepłukał twarz, uważając, aby nie podrażnić policzka. Wytarł dłonie w spodnie. - A tym bardziej nie należy ponad potrzebę mnożyć jakichś pieprzonych duchów. Czemu nie możemy uznać tego za przewidzenie?

A czemu ty CHCESZ to uznać za przewidzenie?
- zapytał sam siebie w myślach, ale nie zdążył znaleźć odpowiedzi. Wtargnięcie Jenefer zaburzyło równowagę w przyrodzie. Jacob poczuł się tak, jakby do pomieszczenia wpadł chaos w czystej postaci. Z trajkotu Jenefer udało mu się zrozumieć tyle, co nic, gdy dziewczyna zniknęła równie szybko jak się pojawiła.

- Co to było, do jasnej cholery? - mruknął, wpatrując się w drzwi. - Chyba nie miałem racji. Tu rzeczywiście straszy.

Uznał, że dalsze przebywanie w tym miejscu nie miało żadnego sensu. Nie był przecież obłożnie chory.

- Wyjdźmy na zewnątrz - poprosił, a potem otoczył lekko Claude ramieniem, wyprowadzając ją z pomieszczenia.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 20:21, 13 Paź 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Elton warknął ostrzegawczo, gdy Jacob zbliżył się do Claude, ale gdy zauważył, że nie jest atakowana, postawił tylko uszy i nie odstępował jej o krok. Wyraźnie tęsknił za Dylanem, ale dziewczyna w ostatnich dniach stała się nową "panią", więc pies zachowywał się tak, jakby nie chciał, żeby ona też gdzieś znikła. Tym bardziej, że Claude odruchowo klepnęła się w nogę, by przywołać psa. Wciąż była zdenerwowana i roztrzęsiona. W głowie przeplatało się milion myśli.

- I jeszcze ten twój policzek.

Odwróciła się lekko w stronę Jacoba i - wciąż idąc - musnęła palcami opuchnięte miejsce. Zachowywała się, jakby nie zauważyła, że rozmowa się już skończyła. Mało tego - że dotyczyła zupełnie czegoś innego. Claude wtrącała na głos zdania, które w założeniu miały nie przedrzeć się przez krtań.

- Może powinieneś jednak zostać. Co prawda opieka medyczna jest żadna, ale przynajmniej jest dostęp do leków, bandaży... innych rzeczy. - mówiła cicho, do siebie. - Nikomu nie musisz udowadniać, że jesteś twardzielem. Wiem, że jesteś. Wytrzymałeś moje zszywanie.

Ostatnie zdania były niemal niedosłyszalne. W połowie ginęły wśród echa butów stukających o podłogę korytarza.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 6:15, 15 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Słońce zawisło w zenicie. Mieszkańcy wyspy niedługo mieli się jednak cieszyć ładną pogodą. Z północy nadchodziły ciemne deszczowe chmury i to nadchodziły z nienaturalną szybkością. Wiatr się wzmógł. Temperatura spadła do zaledwie kilkunastu stopni. Drobne ptactwo poderwało się z wrzaskiem z drzew. Zaniepokojeni ludzie wychodzili na werandy, ale szybko chowali się w domkach. Bardzo dobrze pamiętali ostatni huragan.

Nastało południe.

Jenefer wyszła z łazienki na korytarz. Pogłębiająca się za oknem ciemność od razu zwróciła jej uwagę. Chciała podejść do okna, ale już po kilku krokach usłyszała za sobą trzaśnięcie drzwi. Gdy się odwróciła, spotkała się twarzą w twarz z dziewczynką, którą już kiedyś widziała i wcale nie miała ochoty na kolejne spotkanie. Tym razem trzymała się jakby na dystans, marszczyła brwi i wpatrywała się w brzuch blondynki. Nagle wrzasnęła ze złością. Jarzeniówki w korytarzu zamigotały. Jenefer przymknęła na sekundę oczy, a gdy je otworzyła upiornej dziewczynki już nie było. Migotanie światła ustało.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 15:55, 15 Paź 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Gdy zobaczyła dziewczynkę, zamarła, niezdolna wykonać jakiegokolwiek ruchu, niezdolna nawet do wydobycia z siebie żadnego dźwięku. Po prostu stała jak słup soli i wpatrywała się w to nierealne, upiorne dziecko. Gdy zrozumiała, że dziewczynka wcale nie patrzy na nią, tylko na jej brzuch, czar prysnął. Niemal automatycznie jej dłonie zasłoniły obserwowaną część ciała. Ona wie!. Ten obrony gest musiał rozzłościć "gościa". Dziecięcy krzyk wściekłości sprawił, że Jen zamknęła oczy a, dłonie przycisnęła do uszu. Cofnęła się o krok, straciła równowagę i po raz drugi w ciągu doby wylądowała na tyłku. Jednak gdy otworzyła oczy, dziewczynki nie było.

Dopiero teraz Jen zaczęła czuć strach. Niemal panikę. Gwałtownym, przerywanym oddechem łapała powietrze, serce waliło jej jak oszalałe.

- Kim jesteś?! - wrzasnęła czując, jak po jej policzkach zaczynają płynąć łzy. - Czego chcesz?! Dlaczego nas dręczysz?! Zostaw nas w spokoju!

Nie podnosząc się na nogi, na czworaka, ruszyła tyłem w kierunku drzwi wyjściowych z przychodni, lustrując bacznie korytarz. Dopiero gdy jej stopy uderzyły w drzwi, zerwała się, jednym szarpnięciem otworzyła drzwi i na oślep ruszyła biegiem przed siebie. Aby dalej od przychodni.
Dobiegając na placyk, zderzyła się z bogu ducha winnym mężczyzną. Oboje przewrócili się na trawę, ale Jen zerwała się natychmiast i wskazując palcem na przypatrującego się jej zaskoczonym wzrokiem, gramolącego się powoli mężczyznę, krzyknęła ponownie.

- Zostaw nas w spokoju! Zostaw!

Nie zwracając uwagi na zdziwione i zaciekawione spojrzenia kilku innych osób, odwróciła się i pobiegła w kierunku swojego domu.

[domek nr 10]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Pią 15:58, 15 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 18:10, 21 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wiatr targał gałęziami, zrywał listowie, z siłą obijał się o ściany domków. Po placyku walały się gałęzie. Ci, którzy zdecydowali się wyjść na zewnątrz, ledwo utrzymywali równowagę. Co jakiś czas błyskawica przeszywała niebo, a potem rozlegał się głośny grzmot. Wyglądało na to, że do rana z pewnością nic się nie zmieni.

Nastała noc.

W przychodni panował mrok. Przy łóżku Curtisa stały dwie kobiety - obie nienaturalnie blade, obie... jakby martwe. Nachylały się nad konającym, kładły na ciele dłonie. Nie. One wkładały dłonie w ciało mężczyzny, odbierając mu resztki życia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Pią 14:11, 22 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 23:06, 24 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień: 17

Burza szalała przez całą noc. Pioruny i wichura wzbudzały co prawda niepokój, ale zmęczeni mieszkańcy Ras-Shamry i tak w końcu zasnęli niespokojnym snem. O poranku nad wyspą znów zaległa mgła. Z wiszących nisko chmur sączyła się mżawka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 16:03, 28 Paź 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

- Halo? Jest tu kto? - Jen wyjęła z uszu słuchawki a jej głos odbił się echem od wymalowanych na jasne kolory ścian korytarza.

Nie było żadnej odpowiedzi. Jen rozejrzała się niepewnie. Po co tu w ogóle przyszła? po tym, jak zobaczyła tu ostatnio tą diabelską dziewczynkę obiecywała sobie, że więcej tu jej noga nie stanie. A tu co? Nie minęła doba, a obietnica ulotniła się z pamięci. Obietnica może i tak, ale nie wspomnienie. Po co tu przyszła? Żeby przekonać się, że to tylko było złudzenie. Że wszystko tu jest w jak najlepszym porządku i nie ma tu żadnej wampirzycy...

Dla dodania sobie pewności Jenefer zapaliła światło i jarzeniowy blask rozjaśnił nieco korytarz. Ostrożnie podeszła do drzwi pierwszego z pomieszczeń i sięgnąwszy do włącznika światła, rozejrzała się po jego wnętrzu. Był to pokój, w którym spotkała wczoraj Jacoba i Claude. Na szafce koło leżanki wciąż jeszcze stały butelka z resztkami wody mineralnej i fiolka środków przeciwbólowych. Poza tym nie było tu nic niezwykłego.

Dziewczyna zgasiła światło i powoli, na palcach, podeszła do drzwi drugiego pokoju. Zapaliła światło i aż cicho krzyknęła, zaskoczona. Na leżance ktoś leżał. Jen dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, kto to może być.

- Curtis - wyszeptała i ruszyła w kierunku łóżka. Ale każdy kolejny krok był coraz wolniejszy. Jen wpatrywała się w zastygniętą twarz leżącego i w jego nieruchome spojrzenie wbite w sufit. - Curtis? Co z tobą? - spytała, choć znała już odpowiedź. Stanęła koło łóżka i ostrożnie dotknęła jego ręki.

Była zimna i twarda.

Wciągnęła głęboko powietrze do płuc i cofnęła się o krok. W jej oczach malował się strach. Stała tak przez dobrych parę minut. Próbowała wykrzesać w sobie choć iskrę współczucia dla zmarłego, ale nie potrafiła. Przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie w przychodni, szamotaninę, umierającego Tanga i leżącego w kałuży krwi i wymiocin Curtisa. Wtedy jeszcze żył. I miał na sumieniu kilka osób. Dafne, Mina, Tang... A teraz było już po wszystkim.

Nosił koń po błoniach, ponieśli i konia - pomyślała i ta myśl jakby odblokowała ją. Odetchnęła głęboko, podeszła ponownie do łóżka i prześcieradło, którym zwłoki były okryte, naciągnęła na jego twarz. Ale oczu już nie odważyła mu się zamykać. Obrzuciła jeszcze raz, szybkim spojrzeniem ciało leżące pod całunem, wystającą spod niego dłoń i odwróciła się do wyjścia. Dość tych emocji na razie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 11:28, 29 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Do południa ponura atmosfera nie opuściła wysypy. Mieszkańcy wioski w większości pozostawali w domkach. Ani pogoda, ani nastroje nie zachęcały do wspólnych spotkań.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 17:57, 04 Lis 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Granica pomiędzy pochmurnym popołudniem a równie ciemnym i nieprzyjemnym wieczorem rozmyła się w oczach mieszkańców Ras-Shamry, jakby jej w ogóle nie było. Większość z nich zdecydowała się spędzić we własnych domach, których ściany stwarzały pozorne wrażenie ochrony przed nieznanym zagrożeniem... Nastała noc.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 11:19, 10 Lis 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień: 18

Słońce unosiło się powoli nad horyzontem. Chmury niemal całkowicie znikły, zapowiadał się upalny dzień. Spokój był aż podejrzany. Niektórzy z mieszkańców mieli czasem wrażenie, że słyszą nawoływania, wypowiedziane niemal szeptem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 21:05, 16 Lis 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Leniwy poranek płynnie przeszedł w równe leniwe p o ł u d n i e. Mieszkańcy Ras-Shamry powoli starali się coraz bardziej aktywnie, ale nie do końca w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Niektórzy zdawali już sobie sprawę, że zapasy żywności będą się stopniowo kurczyć. Stawali się podejrzliwi, tworzyli małe zamkniete grupki. Dodatkowo ludzie zaczęli coraz częściej i głośniej mówić o tajemniczym mężczyźnie w czarnym garniturze, którego nikt nie znał, nie kojarzył ani z hotelu, ani z samolotu.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eric Borovsky
PostWysłany: Śro 13:52, 17 Lis 2010


Dołączył: 04 Lis 2010

Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Było już popołudnie, gdy wszedł do przychodni i rozejrzał się po niewielkim korytarzyku, z którego sześcioro drzwi prowadziło do innych pomieszczeń. Pierwsze drzwi od razu ujawniły swoją tajemnicę - narysowane na nich kółko i odwrócony trójkąt mogły się kojarzyć tylko z toaletami. Pchnął drugie drzwi i zobaczył niezbyt przestronną salkę będącą skrzyżowaniem gabinetu przychodni i sali szpitalnej. Szafki z lekami, blat, niewielki stolik w kącie, w drugim aparat USG (dość nowoczesny, co stwierdził z podziwem), dwie szpitalne, wąskie kozetki i szafki przy nich. Wycofał się i pchnął kolejne drzwi.

Podobne pomieszczenie, choć tutaj widać było ślady "używania" - jedna szafka była otwarta, na blacie walały się opakowania po lekarstwach, a na jednej z kozetek leżał...

Eric podszedł do kozetki, uchylił prześcieradło i spojrzał na twarz leżącego pod spodem, martwego mężczyzny. Eric nie znał go, więc zareagował na znalezisko jedynie lekkim zdziwieniem. Znieczulica spowodowana faktem oglądania już niejednych zwłok sprawiła, że przyglądał się zmarłemu bardziej z zainteresowaniem niż niepokojem. To, że był martwy, widać było na pierwszy rzut oka - nienaturalna bladość, sine wargi i zasinienia wokół oczu nie były objawami występującymi zwykle u żywych osób. Odchylił prześcieradło dalej - końce palców dłoni również były sine, ale były sztywne, co wskazywało na zgon już ładnych parę godzin temu. Doba? Półtorej?

Zresztą, to nie było teraz najistotniejsze.

Przykrył zwłoki na powrót prześcieradłem i podszedł do szafek na lekarstwa i medykamenty. Już w pierwszej z nich znalazł woreczek soli fizjologicznej i wenflony. Wybrał jeden - z białym korkiem, oraz strzykawkę i dwie jednorazowe igły. Odłożył wszystko na blat. Pierwszy krok zrobiony, szukamy dalej.. Przeszukiwanie szafek w pobliżu zakończyło się odnalezieniem wody destylowanej i glukozy, ale prawdziwy uśmiech na jego twarzy wywołało dopiero odkrycie w lodówce ampułek z roztworem wolnych aminokwasów. Gdyby jeszcze potas... albo potas i sód... Niestety, w tym przypadku poszukiwania okazały się nieskuteczne. Jedynym, co znalazł, były musujące tabletki o wysokiej zawartości witamin, magnezu i potasu. Zebrał wszystkie swoje znaleziska w jednym miejscu i przystąpił do przygotowań.

Cztery tabletki witaminowe wrzucił do szklanki wody i czekając, aż się rozpuszczą, zaczął tworzyć "koktajl Mołotowa". Wysycony roztwór glukozy zrobił na oko - pół menzurki wody destylowanej i mieszał, aż dosypywana glukoza przestanie się w niej rozpuszczać. Do wolnej kozetki przyciągnął stojak na kroplówki, zawiesił na nim sól fizjologiczną i podłączył wężyk. Zawartość dwóch ampułek wolnych aminokwasów nabrał do strzykawki, uzupełnił roztworem glukozy i spojrzał pod światło na mętnawy płyn. Wzruszył ramionami, wbił igłę strzykawki w membranę worka kroplówki i wstrzyknął roztwór do soli fizjologicznej.

Wenflon.

Ręce mu się lekko trzęsły, ale trafił w żyłę na wierzchu dłoni. Przytrzymując zębami rolkę oderwał pasek plastra i przykleił wenflon. Trzema łykami opróżnił zawartość szklanki z rozpuszczonymi tabletkami, ułożył się na kozetce i do wenflonu podłączył wężyk kroplówki. Wyregulował prędkość "kapania" i odetchnął głęboko.

- Widzisz, przyjacielu - odezwał się do zwłok leżących na sąsiedniej kozetce - mnie jeszcze można postawić na nogi. Ciebie już nie...

Dwadzieścia minut. Tyle powinna potrwać kroplówka. A gdy glukoza, aminokwasy, spód i potas trafią do krwi, a wraz z nią do mózgu i mięśni, będę jak nowonarodzony...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 13:07, 27 Lis 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Całkiem pogodny dzień powoli stawał się mglistym wieczorem. Szepty przybierały na sile, wśród nich dało się też słyszeć chichoty. Po zmierzchu między domkami majaczyły czasem jakieś ulotne, ciemne sylwetki, trudno jednak było stwierdzić czy to jakieś konkretne osoby czy tylko nocny majak.

Nastała noc.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pon 13:30, 29 Lis 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Po przekroczeniu progu przychodni przestała się trząść ze strachu i napięcia. Nawet nie chodziło o to, że przestała się bać. Po prostu przekroczyła pewną granicę, za którą była świadomość, że nie ma odwrotu od podjętej decyzji. Obejrzała się na Erica, by upewnić się o jego obecności. Bez słowa wskazała na drzwi pokoju, w którym leżał Curtis, a gdy mężczyzna przytaknął, Claude odetchnęła. Skoro to to samo pomieszczenie, to trupem z pewnością jest Curtis, a nie Dylan. Przynajmniej miała nadzieję, że to pewne.

Wolno, stawiając ostrożnie kroki, jakby zaraz miało ją zaatakować zombie, weszła do pokoju. Od razu zatkała usta i nos dłonią - trupi odór był nie do zniesienia. Na łóżku leżał człowiek przykryty prześcieradłem. Claude skierowała się w jego stronę, a gdy Elton otarł się o jej nogi krzyknęła głucho, podskoczywszy nerwowo. Pies odpowiedział równie stłumionym piskiem, po czym przysiadł przy drzwiach. Najwyraźniej nie miał ochoty iść zapuszczać się w głąb pokoju. Claude natomiast opanowała się z trudem. Odchyliła nieco prześcieradło, by zobaczyć twarz. Martwe, otwarte oczy Curtisa gapiły się tępo w sufit. Ogarnął ją niewyobrażalny żal. Przecież kiedy była tu ostatnio, mężczyzna jeszcze żył, a ona pozostawiła go samego sobie. Nie mogła mu pomóc, wiedziała o tym. Ale mimo wszystko... Świadomość, że na wyspie człowiek może tak po prostu umrzeć i nikogo to nie obejdzie, ścisnęła serce Claude. Drżącą ręką przykryła twarz ponownie. Odwróciła się do Erica. Była blada jak ściana. Stres, odór, leżące na łóżku zwłoki, strach i ogólne napięcie mięśni sprawiły, że zakręciło jej się w głowie, a żołądek miał ochotę na rewolucję.

- Chyba zwymiotuję... - mruknęła. Ale zamiast tego zachwiała się, niemal mdlejąc.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Pon 13:52, 29 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 43, 44, 45  Następny
Strona 23 z 45

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin