|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 15:34, 29 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Zanim weszła do przychodni, o nogi Claude otarło się coś włochatego i pisnęło cicho, jakby z wyrzutem. A dziewczyna temu piskowi zawtórowała. Okazało się, że to Elton, o którym zupełnie zapomniała przez te wszystkie wystrzały i zamieszanie. Przyklękła, objęła psią szyję.
- No już, przepraszam. - szepnęła, targając sierść na grzbiecie.
Merdanie ogonem potraktowała jako wybaczenie. Uśmiechnęła się. Przez chwilę była dawną Claude, tą sprzed dwóch tygodni. Żywą, radosną, pozytywnie nastawioną do całego świata optymistką. Potem stanęła twarzą w twarz z budynkiem przychodni, który kojarzył się ze zwłokami, rannym Curtisem, Patsy'm, a teraz... Curtis! - krzyknęła w myślach. Zupełnie o nim zapomniała. Poczuła jak żołądek zaciska się boleśnie. A jeśli on już...
Postawiła niepewnie stopę na pierwszym stopniu schodów. Trwała tak przez chwilę. Nie była do końca przekonana, czy chce tam wchodzić. Odetchnęła głęboko. Nadal myślała o Jacobie, ale wspomnienie Curtisa zdawało się to zagłuszać. Mimo wszystko miała nadzieję, że ktoś się nim zajmował. Przecież nie jest jedyną "matką miłosierdzia" na wyspie. A przynajmniej tymi torami podążały myśli Claude. W końcu odważyła się wejść do przychodni. Miała w planie zlokalizowanie Jacoba, wcześniej chciała jednak sprawdzić co z Curtisem. Upewnić się, że żyje. Bądź nie.
Wchodząc do pokoju, w którym leżał Curtis, przełknęła ślinę. Leżał nadal nieprzytomny, blady. Ale czy żywy? Z ulgą stwierdziła, że klatka piersiowa unosi się minimalnie. Niemniej jednak mężczyzna był w opłakanym stanie. Najwyraźniej nikt się nim opiekował. Swoją drogą dziwiła się, że Curtis jeszcze jest w stanie oddychać. Przyłożyła mu dłoń do zimnego czoła.
- Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie ci pomóc. - szepnęła.
Pomóc? Dziewczyno, on zabił dwie osoby, chciał skrzywdzić Lynn. To morderca zasługujący na karę, a ty się nad nim litujesz! Jesteś głupia!
Mimo wszystko, wbrew rozsądkowi i poczuciu jakiejśtam sprawiedliwości zmieniła opatrunek Curtisowi, obmyła mu twarz ciepłą wodą, a potem przysiadła na chwilę przy łóżku. Miała wrażenie, że i tak mężczyzna niedługo umrze.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Śro 15:48, 29 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
|
 |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pią 21:32, 01 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Po tym, jak ją potraktował Ray, poprzysięgła sobie zemścić się na tym mężczyźnie. Kiedyś. W jakiś sposób. Gdzieś. Odpłacę ci pięknym za nadobne.
Widziała, jak mężczyźni ponieśli Jacoba w kierunku przychodni. Widziała Claude. Sama jednak, zupełnie nie wiedząc, co ma robić, wycofała się poza niewielki tłumek gapiów i obserwowała to, co się działo w świetle latarek, sama pozostając w ciemności. Potem ruszyła w kierunku przychodni i stanąwszy za jednym z drzew, kryjąc się przed światłem żarówki na ganku przychodni, obserwowała mężczyzn wnoszących Jacoba, a potem, po jakimś czasie, wychodzących. Chciała wejść do środka, gdy pojawiła się Claude z psem.
Mimo przyjaźni do Claude, pozostała w mroku, nie odzywając się i starając się nie zdradzać swojej obecności. Claude weszła do środka, a pies nie miał chyba zamiaru wchodzić za nią. Pokręcił się przy schodach, podlał rosnący nieopodal krzaczek, po czym wrócił na schody, siadł na pierwszym stopniu, spojrzał prosto w kierunku Jen i przekrzywił głowę.
Jen słyszała kiedyś, że psy doskonale widzą w ciemności. Zachowanie tego psa tutaj wydawało się potwierdzać tą informację. Co wcale jej nie pocieszyło. Wyszła zza drzewa i podeszła do schodków. Zatrzymała się o krok od psa.
- Możesz się odsunąć? Chcę wejść do środka - czuła się głupio mówiąc do psa, ale bała się zbliżyć bardziej. Albo próbować przejść obok wpatrującej się w nią hipnotycznym spojrzeniem bestii.
Pies przekrzywił łeb w drugą stronę i rozdziawiwszy paszczę, wywalił na wierzch jęzor.
- Na Zeusa, ale ty masz zębiska... - wytrzeszczyła oczy. - No już. Sio! Zwiewaj i zajmij się... tym, czym się zwykle zajmują psy. Czy czymkolwiek. Wykop jakąś dziurę, poszukaj jakiegoś kota do upolowania... Daj mi wejść, dobra?
Pies nie ruszył się, wpatrując się w dziewczynę bez mrugnięcia okiem.
- I co? Zamierzasz tak tu całą noc siedzieć? - rozejrzała się wokół, podniosła z ziemi kawałek patyka i pomachała nim psu przed nosem. - Zobacz, jaki ładny patyczek... Przynieś! - odwróciła się, zamachnęła i rzuciła patyk na ścieżkę do przychodni, po czym spojrzała na psa.
Pies obserwował lot patyka, a gdy ten upadł na ziemię, spojrzał znów na dziewczynę.
- Eeeej... - Jen wykrzywiła usta. - Dlaczego się nie ruszasz...? Głupi pies... Bodaj cię pchły oblazły!
Pies ziewnął, po czym nie zmieniając miejsca, położył się na brzuchu. Wyglądał teraz jak sfinks pilnujący przychodni niczym egipskiej świątyni.
Jen westchnęła i podniosła wzrok na budynek przychodni. W zasadzie... to wcale nie chciała tam wchodzić. Bo i po co? W końcu była tam już Claude. Na pewno zaopiekuje się Jacobem. Budynek kojarzył się Jen z testem ciążowym, Curtisem i... Tangiem.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie była jeszcze na grobie azjaty. Znała go krótko, ale rodziła się między nimi jakaś nić porozumienia. A potem pojawił się Curtis.
Jen przypomniała sobie jego zimne, martwe ciało leżące na kozetce i zadrżała. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Irracjonalne, bo przecież niczym wówczas nie mogła Tangowi pomóc. Ale...
Nie zwracała już uwagi na psa. Odwróciła się i ruszyła w kierunku swojego domku. Postanowiła, że odwiedzi Tanga. Jeszcze dziś. Tej nocy...
[placyk --> dom -->cmentarz]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Pią 21:36, 01 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Wto 9:48, 05 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
W pokoju, w którym był Jacob jarzeniówki zamigotały. Fiolki, kapsułki i ogólnie cała szafka z lekami zaczęła się trząść. Jasno, ciemno, jasno, ciemno. Nieoczekiwanie w pomieszczeniu powoli narastała melodia nucona dziecięcym głosem. Nagle na jednym z łóżek pojawiła się trupioblada dziewczynka, wesoło machająca nogami.
- Nie wypuszczę was stąd. - zaszczebiotała, a potem jej twarz skrzywiła się w brzydkim grymasie. - Zwłaszcza ciebie, Upper. Pobawisz się ze mną.
Ostatnie słowa z pewnością nie były pytaniem i Jacoba przeszedł dreszcz, gdy to sobie uświadomił. Kilka mignięć światła później łóżko, na którym siedziała dziewczynka było puste.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 12:27, 05 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Gapiła się bezmyślnie w okno, wsłuchując się, jak Curtis rzęził miarowo, jak oddycha z wyraźnym trudem. We wspomnieniach wracała do Francji, rodziny i przyjaciół.
Głód i zmęczenie zrobiły swoje. Claude oparła się o brzeg łóżka, policzek przyłożyła do dłoni. Usnęła, zanim zdołała zdać sobie sprawę, że w innych okolicznościach miejsce, w którym była, napawałoby ją niepokojem i nigdy nie zdołałaby zasnąć na łóżku umierającego człowieka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Wto 21:31, 05 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień 16
Noc dłużyła się niemiłosiernie. Mieszkańcy Ras-Shamry przesypiali rozczarowanie urywanym snem, a rano obudzili się z nową porcją nadziei w sercach. Bo może to jednak dziś? Niektórzy zaczęli też podejrzewać, że to element eksperymentu. Nikt nie chciał wypowiedzieć na głos swoich lęków dotyczących pozostania na wyspie.
Poranek zasnuł miasteczko mglą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 15:31, 06 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Długo siedział na łóżku. Tak długo, że nawet nie zauważył, jak za oknami świat zaczął szarzeć.
Oszołomiony środkami przeciwbólowymi, których zaaplikował sobie końską dawkę, potrafił jedynie mrużyć oczy i dawać się wciągać coraz głębiej i głębiej w oszołomienie. Rzeczywistość mieszała mu się z urojeniami. Halucynacje to przybierały na sile, to urywały się nagle jak przerwany niespodziewanie film. Podczas jednego z największych "odlotów" zdawało mu się nawet, że ujrzał na jednym z łóżek uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynkę, która nie dość, że zaproponowała mu wspólną zabawę, to jeszcze zwróciła się do niego jego nazwiskiem.
Jak mogę... Jak mogę to wszystko...
Myśli zwijały się w głowie Jacoba w węzły, których nie potrafił w obecnym stanie rozplątać.
Dziewczynka zniknęła.
- Pobawić... - Jacob szepnął w przestrzeń, a potem opadł plecami na łóżko. Chwilę później już spał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 23:39, 06 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Claude miała koszmary. A najgorsze w nich było to, że przedstawiały sobą bezpieczniejszą przestrzeń niż rzeczywistość, chociaż dotyczyły wspomnień, od których chciała uciec - uczucia Guido, jego wypadek, choroba matki, udręczenie ojca, Anette ciągle patrząca z wyrzutem... Claude miała koszmary, ale wcale nie chciała się z nich wybudzać. Przez chwilę zaciskała powieki, łudząc się, że zdoła pozostać jeszcze w złym śnie. Nic z tego, Claude. - pomyślała z rezygnacją i otwarła oczy. W jednej chwili uświadomiła sobie, gdzie jest. Odskoczyła od łóżka, jak oparzona. Prawie się przy tym przewróciła. Curtis w ogóle się tym nie przejął. Nadal leżał nieruchomo. Nieprzytomny, ale nadal żywy.
Dziewczyna stała nad rannym mężczyzną, zastanawiając się, jak mogła zasnąć. W takich warunkach. W takiej atmosferze. Wycofała się powoli. Obiecywała sobie, że porozmawia z Ann, by otoczyła Curtisa minimalną opieką. Nie miała jednak pewności, że będzie o tym pamiętać. Ostatnio działo się zbyt wiele, by być czegokolwiek pewnym.
Zamknęła cicho drzwi, oparła się o nie plecami i westchnęła, a westchnienie to rozległo się głucho po korytarzu. Claude starała się zebrać myśli, które rozbijały się po głowie w chaotycznym amoku. Drewutnia, Jacob, JJ, którą odesłała do domu, zostawiony na zewnątrz Elton, Curtis, sen... Nic nie było takie, jakby chciała.
Wyszła przed przychodnię. Nic nie otarło się o nogi, nie merdało ogonem, nie powitało krótkim szczeknięcie. Claude objęła ramiona dłońmi, próbowała przeszyć wzrokiem gęstą mgłę. Miała wyrzuty sumienia, że zostawiła psa przed drzwiami. Próbowała gwizdnąć, ale nie bardzo jej to wyszło. Mimo wszystko Elton wyłonił się zza rogu przychodni i trudno było nazwać go radosnym.
- Tobie też wyspa daje się we znaki? - potargała psa za uchem.
Potem oboje znów weszli do przychodni. W końcu Claude przyszła tu, by przekonać się, co z Jacobem i nie zamierzała z tego rezygnować. Po chwili stała już w jednym z pomieszczeń, patrząc na śpiącego Uppera. Na koszulce widać było ślady krwi, policzek napuchł widocznie. Zawahała się. Zawsze zostawiała Jacoba w spokoju, gdy ten coś odsypiał. Teraz jednak podeszła do łóżka. Pies podążał za nią krok w krok. Chciała się dowiedzieć, co wydarzyło się przed drewutnią. Świadomość, że Robertson mógł odwrócić się przeciw nim mroził krew w żyłach. W końcu miał dostęp do całego arsenału broni.
Z troską położyła dłoń na poruszającej się rytmicznie piersi.
- Hej... - szepnęła. - Jacob?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 14:08, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Sny Jacoba dawno nie były tak intensywne i barwne jak teraz. W jednej chwili przechadzał się mglistymi ulicami Filadelfii, by w następnej cofnąć się dwa lata do tyłu i znów wylądować w Camden na podłodze stolarni i z tej pozycji wpatrywać się w psychopatyczne twarze braci Morales. Stąd uciekł w przeszłość, do czasów L.A., do starych przyjaciół i wrogów, wśród których nie mogło oczywiście zabraknąć Jamesona, wielkiego, ale powalonego byka. To właśnie wtedy, w dzień otwarcia The Oracle, Jameson obiecał coś Jacobowi, a potem jego ponura przepowiednia zaczęła się sprawdzać.
Gdy czyjaś dłoń spoczęła na piersi Jacoba, poczuł się jak dotknięty przez widmo.
- Alice? - wymamrotał z nadzieją, ale jego sen już zaczynał się rozmywać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 14:29, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
- Alice? - powtórzyła niemal bezgłośnie. Chyba pierwszy raz słyszała to imię w ustach Jacoba. Zastanawiała się, jak bardzo ta kobieta musiała być ważna skoro nieświadomie ją wspominał. - Nie. To tylko ja. Claude.
Przysunęła sobie krzesło do łóżka. Odgłos szurania odbił się nieprzyjemnie od ścian. Westchnęła niedosłyszalnie. Czuła, że tęskni za innymi dźwiękami - ludzi i miasta. Cywilizacji. Elton pokręcił się po pomieszczeniu, ale gdy Claude przysiadła na krześle od razu spoczął przy jej nogach.
- Gdybym wiedziała, że to ty oberwiesz, obstawałabym żebyś został w domku. - uśmiechnęła się lekko. - Miało cię nie być kwadrans. Jesteś taki niesłowny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 16:52, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob widział spod przymrużonych oczu niewyraźną plamę przy łóżku, która powoli, ale uparcie wyostrzała się w postać Claude.
- Cześć, słońce - szepnął, uśmiechając się lekko i boleśnie. Obecność dziewczyny wprawiła go w dobry humor, ale głowa pękała mu jak po ostrej libacji. Nieznacznie ją podniósł, aby zobaczyć siedzącego przy łóżku psa wiadomej rasy. - Kogo my tu mamy... - powiedział, a potem rozkaszlał się i opadł na poduszkę przyciskając palce do skroni.
- Kwadrans? No cóż... Tak to jest, jak się szwenda po gorszych dzielnicach - mruknął - Wezwał ktoś gliny?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 17:59, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
- Oczywiście, że wezwał. Gliny, antyterrorystów i Supermana.
Jacob wyglądał, jakby głowa miała mu zaraz eksplodować z bólu. Przyglądała się mężczyźnie z troską. Czy ty zawsze musisz się w coś pakować? Odchorowywać to potem? Przypomniała sobie pokryte bliznami ciało Jacoba, wśród, których z pewnością będzie jeszcze ta po ranie, którą zszywała. Pokręciła głową, by wyrzucić zbędne myśli, oczyścić umysł.
Podeszła do szafki z lekami. Poprzerzucała parę opakowań. Bez większego zrozumienia czytała nazwy leków. Nic jej nie mówiły. W końcu jednak znalazła coś przeciwbólowego - Saridon. Wróciła do Jacoba, podając mu opakowanie.
- Może nie powinieneś się "szwendać po gorszych dzielnicach". - założyła dłonie na piersi. - Aż boję się spuszczać z ciebie oczu, bo nie wiadomo w jakim stanie wrócisz. Albo czy w ogóle wrócisz. - znów usiada na krześle, łokcie oparła o łóżko, a podbródek o dłonie. Nieznacznym ruchem głowy wskazała na twarz Jacoba. - Podobno to Robertson.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Nie 18:06, 10 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 18:15, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
- Po prostu wpadłem na kolejny świetny pomysł - odparł, podnosząc się na łokciach i formując z poduszki gruby wałek, na którym oparł plecy i kark. Jeśli już musiał coś wyjaśniać, wolał to robić w pozycji siedzącej. Dotknął palcem opuchniętego policzka.
- Tak, Robertson. Facet ma uderzenie jak zawodnik baseballu. Elton, śmierdzielu, spadaj... - zrzucił z siebie łapę psa, kiedy ten spróbował wskoczyć na łóżko. - Wypuściłem go... Te sukinsyny były w stanie go zlinczować... Będą szukali okazji, żeby się wyładować. Za Luska... I za to wszystko. A w ten sposób ja odsunę podejrzenia od siebie - wzruszył ramionami. Przecież ten plan naprawdę nie był jakiś skomplikowany, a Claude - znając i jego, i Robertsona - powinna się domyślić od razu, o co poszło w tej maskaradzie.
- Jak ja tu w ogóle trafiłem? I czemu, kurwa, nikt nie pomyślał, żeby mi ściągnąć buty? - rzucił, ale bez wyraźnej pretensji. Gdy Claude podała mu pudełko, otworzył je, ale nie wyciągnął tabletek.
- W nocy pięknie odpłynąłem na prochach - parsknął. - Widziałem tu nawet jakąś dziewczynkę. Chciała się bawić. Dasz wiarę? - pokręcił głową, i zaraz tego pożałował.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 18:47, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
- Cieszę się, że z tym atakiem Robertsona to tylko przykrywka. - brzmiała trochę niewyraźnie, podpierając podbródek. - Niby mu zaufałam, ale... Siedem lat samotności może zrobić z człowiekiem różne rzeczy. Skoro był wstanie mnie związać, a do ciebie celować ze spluwy, to dlaczego nie miałby ci przywalić nawet, gdybyś mu podawał pomocną dłoń? Jest zdesperowany i nie dziwię się temu. Tylko czasem się boję, że jego chęć opuszczenia wyspy zatrze dla niego granice między tym, kto jest przyjacielem, a kto nie.
Uśmiechnęła się nieświadomie. Naprawdę się cieszyła, że sprawy miały się tak, a nie inaczej. Bo to dawało jej się świadomość trzymania się razem. Trudno byłoby teraz funkcjonować na wyspie w strachu, że najbliżsi wbiją ci nóż w plecy. Ulga i spokój zostały jednak natychmiast zastąpione przerażeniem, gdy Jacob wspomniał o dziewczynce. Claude poczuła, jak całe ciało zalewa chłód. Oparła dłonie a łóżku, palce kurczowo zacisnęła na prześcieradle.
- Dziewczynka... - szepnęła. - Miała czarne włosy? I czarne oczy niemal bez białek? Powiedziała, że chce się z tobą bawić?
Wiedziała, że zadaje pytania bez sensu, ale nie mogła się powstrzymać. Miała w pamięci swoje własne doświadczenia z upiorną dziewczynką. To w mieszkaniu podczas burzy, a potem we wschodniej części wyspy. Zadrżała. Elton, jakby wyczuł emocje Claude, bo położył jej pysk na udzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 19:19, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Wypowiedź Claude o Robertsonie przypomniała Jacobowi o czymś bardzo ważnym, a co sam zaczynał traktować jako zło konieczne.
- Samolot, jak mniemam, nie przyleciał? - zapytał mimochodem, nawet nie dopuszczając do siebie myśli, że mogłoby się stać inaczej. - Tak, do było łatwe do przewidzenia - mruknął widząc wyraz twarzy dziewczyny. - A Johnem chyba na razie też się nie trzeba przejmować. Mieszka w odludnym miejscu. Nie będziemy sobie wchodzić w drogę... - Chyba że będę potrzebował zbrojowni - I, wiesz, w jego przypadku chyba trudno mówić o przyjaciołach.
Dziwna reakcja Claude zaskoczyła go. Nie rozumiał, dlaczego dziewczynę mogłyby zainteresować jego halucynacje, ale chyba najwyraźniej właśnie tak było. Zmarszczył podejrzliwie brwi.
- Miała ciemne włosy. Nie widziałem jej wyraźnie... Zresztą, w ogóle jej przecież nie widziałem - powiedział stanowczo. Do czego miała prowadzić ta konwersacja? - O co ci chodzi, Claude? Pobladłaś...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 21:08, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Siedzącego nocą na schodach wejściowych psa nie było nigdzie widać, więc truchtem wbiegła do przychodni. Jednym szarpnięciem wyjęła słuchawki z uszu i usłyszała głosy dobiegające z jednego z pokojów. Potruchtała w tamtym kierunku i po chwili była już w środku, zatrzymując się obok Jacoba i Claude. I psa.
- Hej - uśmiechnęła się do nich szeroko. - Nie przeszkadzam wam w niczym? - puściła oko do Claude. A pan jak się czuje, panie Jacob? Bo policzek wygląda paskudnie... Co tam się stało? To John tak zaszalał? Bo ciekawa jestem niezmiernie jak on się uwolnił - słowa padały z jej ust niemal bez przerwy na oddech. - Macie tu coś do picia? - jej wzrok padł na plastikową butelkę z wodą. - Mogę? - Nie czekając na odpowiedź chwyciła butelkę, jednorazowy kubek, po czym nie przestając paplać napełniła go. - Ten pies jest niesamowity - skinęła głową w kierunku psa. - Wczoraj pilnował przychodni i nie pozwolił mi wejść. Na Nike, ależ się zgrzałam tym biegiem... - trzy sekundy ciszy, podczas których Jen duszkiem wypiła zawartość kubka, zdawały się błogosławieństwem. - Aaaach... To było dobre. A wy co tak milczycie? Jacob, nie wiesz gdzie jest teraz John? Mam nadzieję, że ten cały Ray go nie dorwał. I ciekawe, co teraz będzie się w osadzie działo. Nie no, z wami w ogóle nie można się dogadać... Halo, słyszycie mnie w ogóle? Uch... przepraszam was na moment, ale muszę do toalety... - zakręciła się, po czym znów truchtając wybiegła z pomieszczenia.
Claude i Jacob usłyszeli po chwili z korytarza trzaśnięcie drzwi ubikacji.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Nie 21:09, 10 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |