|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Pon 6:12, 30 Maj 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Peter zna prawdę i to wystarcz. - odparła, wodząc za Jenefer wzrokiem. - Nie potrzebują od was nikogo więcej. I zrobię wszystko, żeby nie stała mu się krzywda.
Nawet, jeśli będę musiała wydać was wszystkich. Własna myśl nawet jej nie zdziwiła. Na początku, kiedy zobaczyła "wyrok" na ludzi z obcej wyspy, przeraziła się, w głowie jej się nie mieściło, jak można podjąć taką decyzję. Czuła współczucie, chęć pomocy. A potem wszystko się zmieniło. Sprawy skomplikowały. Rzeczywistość przerosła Maję. Potyczki z Coffmane uświadomiły, że nie może uratować wszystkich, nawet gdyby chciała. To dlatego zaczęła się koncentrować na sobie i Peterze. Była mu to winna.
- Nie, nie można wiedzieć.
Nie chciało jej się tłumaczyć, jakie zasady panują u niej w domu, na rodzinnej wyspie, i jak wszystko jest poukładane według ustalonego setki lat temu prawa. Mieszkańcy byli podporządkowani liderowi, to zapewniało ład i harmonię. O ile nikt się nie sprzeciwił. Maja na chwilę zatopiła się we własnych myślach. Może to nie Sergiej uświadomił jej prawdę, może gdzieś głęboko sama to czuła, tylko nie widziała w tym nic złego. W zasadzie teraz też... Linus po prostu robił wszystko, by ochronić świątynię i wyspę.
- Na wyspie nie ma zbyt wielu miejsc do ucieczki. - odpowiedziała wymijająco i uśmiechnęła się krzywo.
Wstała, była gotowa do wyjścia. Chciała, żeby Peter już wrócił, chciała wyjść. Co prawda noc ogarnęła już całą wyspę, ale nie dbała o to.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 13:35, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Jen patrzyła na fukającą Majkę jak na jadowitego pająka w terrarium. Z odrazą wymieszaną z odrobiną ciekawości. Dziewczyna coraz mocniej działała jej na nerwy i chyba zdawała sobie z tego sprawę. Odpowiadała półsłówkami, nie dając się pociągnąć za język. I nie robiła nic, by Jen próbowała zmienić swoje nastawienie w stosunku do niej.
- Zrobię wszystko, żeby nie stała mu się krzywda - Jen zmarszczyła nos i jak papuga przedrzeźniła Majkę. - Obawiam się, że już to się stało, Słoneczko. Trzeba było być na wczorajszym zebraniu. Peter nie jest teraz zbyt popularną osobą w naszej małej społeczności. I masz rację, że na wyspie nie ma wielu miejsc do ucieczki. Obawiam się, że na twojej wyspie też tak jest.
Wzruszyła ramionami i prychnęła jak kotka. Uśmiechnęła się nerwowo.
- Po co do mnie w takim układzie przychodziliście? - niespodziewanie zaatakowała Majkę. - Ostrzec? Super i świetnie, ale w takim układzie wybraliście złą osobę. Też nie mam tutaj najlepszych notowań, a po tym jak wczoraj stanęłam w obronie Petera, mam już całkiem przegwizdane. Nikt mi nie zaufa ani uwierzy. Powiedzieć, że uciekacie? Też dobrze. Miłej włóczęgi życzę. Ale sądzę, że łatwiej jest w grupie. I bezpieczniej.
Zrobiła dwa kroki w kierunku swojej sypialni, ale zawróciła w stronę kanapy. Z siedziska zabrała swoją torebkę z pistoletem i nie zaszczycając Majki już ani jednym spojrzeniem, z obrażoną miną zniknęła w swoim pokoju. Mocne trzaśnięcie drzwiami pozwoliło jej wyładować odrobinę złości.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Czw 14:17, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Drgnęła i zatrzęsła się z oburzenia, gdy Jenefer zatrzasnęła drzwi. Majka miała po dziurki w nosie pretensjonalnego podejścia do życia blondynki. Jakby wiecznie miała do świata pretensje, że nad czymś nie panuje albo czegoś nie wie. I wydawało jej się, że może osądzać wszystkich tak po prostu. Była narwana i cięta, zupełnie inna od pogodnej i skrytej w sobie Majki... No, przynajmniej od Majki sprzed dwóch tygodni. Tym razem ruda nastolatka nie zdołała zdusić w sobie emocji. Ruszyła za Jenefer, z rozmachem otworzyła drzwi do sypialni. Nie weszła jednak, stała w progu - napięta jak struna i nafaszerowana adrenaliną i złością.
- Gdyby to ode mnie zależało, sama nasłałabym na ciebie Joshuę. - warknęła. - Ale Peterowi najwyraźniej na tobie zależy... z zupełnie niezrozumiałych dla mnie powodów... - spuściła trochę z tonu. - Jest mu trudno. Sama pewnie wiesz, jak dobre ma serce. Chciałby ocalić wszystkich, stąd to niepotrzebne zebranie...
Zamilkła na chwilę, zawstydzona swoim własnym gniewem. Bardzo rzadko jej się to zdarzało. Dopiero teraz, po wcześniejszych słowach Jenefer, uświadomiła sobie jaką opinię miał Peter po wczorajszym zebraniu. Zagryzła wargę. Wszystko przez to, że wpadłam na niego na plaży. Był w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. W dodatku ma to nieszczęście, że coś do mnie czuje. Czuła się cholernie winna. Może powinna teraz po prostu odejść, nie narażać jeszcze bardziej Petera. Ale po prostu nie mogła.
- Słuchaj. - odezwała się cicho. - Widziałaś jaki jest Coffman. Nie spodziewałam się tego, nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że może być kimś takim. Jest jednym z najbliższych ludzi naszego lidera, inni z pewnością też tacy są. Uważaj na siebie. I nie miej skrupułów. My... - urwała gwałtownie, mając na myśli swoją wyspę. Przełknęła ślinę. I poprawiła się. - Oni nie mają.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 14:38, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Jen niemal podskoczyła, gdy drzwi do sypialni otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich wściekła Majka. Mina Jen też nie wróżyła nic dobrego i tak naprawdę wystarczyłaby mała, zapalna iskierka, by rozpętała się karczemna awantura. I gdy Majka zaczęła swoją przemowę, Jen niemal siłą powstrzymywała się w ryzach. Ale gdy usłyszała ostatnie słowa rudzielca, powietrze uszło z niej jak z przekłutej dętki. Siadła ciężko na łóżku i splotła dłonie.
- Majka? - odezwała się cicho, zanim tamta zdążyła się odwrócić. - Przepraszam cię. Chyba chodzi nam o to samo, a kłócimy się jak wariatki... On tu wróci, prawda? Ten Coffman? I inni? I zrobią z nami jakieś straszne rzeczy, prawda? Czy naprawdę nic nie możemy zrobić, by sobie poszli? Ty znasz ich najlepiej. Ty musisz coś wiedzieć...
Zagryzła wargi, wstała z łóżka i zerknęła przez okno w ciemności panujące na zewnątrz.
- Dzisiaj już chyba nici z waszej wyprawy - odezwała się głucho. - Jeśli chcecie, możecie zostać na noc tutaj. Dwie sypialnie są praktycznie puste. Jeśli koniecznie chcecie uciekać, możecie to zrobić równie dobrze jutro rano. Chociaż... - dodała po chwili - sądzę, że powinniście zostać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Czw 14:58, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Zmierzyła blondynkę podejrzliwym spojrzeniem. Wyglądała jakby przeszła jej chęć na rozszarpanie Mai na strzępy. A potem te pojednawcze słowa... Mimo wszystko nastolatka podchodziła do nich z dystansem. Oparła się o framugę barkiem, dłonie wcisnęła w kieszenie zniszczonych spodni. Nie, nie chodzi nam o to samo. Mi zależy na Peterze. Tylko na nim. A mówiąc, że zrobię dla niego wszystko, mam na myśli... cóż, WSZYSTKO. Zachowała myśli dla siebie. Moralność Majki mieściła się w zakresie zwyczajnego bycia w porządku, tego nauczył ją Sergiej. Ale tak naprawdę nie widziała granic. Uważała, że jest winna Peterowi odwdzięczenie się za jego opiekę. Bez względu na cenę.
- Żeby oni sobie poszli? - otwarła szerzej oczy ze zdziwienia. - To wy jesteście obcy, wy wtargnęliście na nasze terytorium. Najlepszym rozwiązaniem by było, gdyby ten, kto was tu przysłał, zabrał z powrotem. - zawahała się po zorientowaniu, że nie o to chodziło w pytaniu. - Nie wiem zbyt wiele. W zasadzie w swoim wieku powinnam być już w coś wtajemniczona, powinna być mi przypisana jakaś rola. Jedyne co wiem to to, że głównym zadaniem lidera jest ochrona Świątyni i wyspy. I to ochrona na zasadzie "cel uświęca środki". Więc jeżeli przyjdą tutaj żołnierze lidera, to nie będzie przyjemnie. Zwłaszcza, że wśród nich są tacy, co mają nierówno po sufitem. - zadrżała na myśl o Judy Walker, która była pacjentką Sergieja. Zawsze trzymała się od niej z daleka.
Osobiście nie chciała zostawać u Jenefer. Mogła przedzierać się przez szepczącą dżunglę, wszystko jedno. Chciała znaleźć się u siebie jak najszybciej. Westchnęła.
- Decyzję o pozostaniu zostawiam Peterowi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 22:25, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Zmarszczyła brwi słuchając słów Majki na temat "żołnierzy", a jej mina zmieniała się z każdym kolejnym słowem. Była przerażona, zdumiona i zaskoczona. A gdy Majka skończyła, Jen uniosła w górę ręce.
- My? Wtargnęliśmy na wasze terytorium? - przewróciła teatralnie oczami. - A kim wy jesteście? Indianami? A my zajęliśmy wasze tereny łowieckie czy coś takiego? O co tu chodzi do cholery? - znów zaczęła w niej wzbierać złość. Opuściła dłonie, z trzaskiem klepiąc się w uda i zaraz potem skrzywiła się z bólu. Zapomniała o spieczonej, poparzonej skórze. Ale nic nie powstrzymałoby ją teraz przed mówieniem. Zadawała pytania, które siedziały w niej od dawna, od samego początku dziwnych wydarzeń, wybuchów i kolejnych śmierci w Ras-Shamra. Wreszcie miała komu zadać te pytania. Wreszcie był ktoś, kto wiedział więcej od niej samej.
- Świątynia? Jesteście jakąś sektą? - powoli zaczęła iść w kierunku Majki, celując w nią wskazującym palcem. - I co, jeśli się natychmiast w magiczny sposób nie ulotnimy, nie teleportujemy z tąd, to przyjdą wasi siepacze i wyrżną nas wszystkich po kolei bo zatruwamy wam atmosferę?! No to powiem ci, że z dziką radością bym się ulotniła z tego obozu przymusowego wypoczynku i wróciła do domu, do Queens! I zapomniała o tym całym koszmarze, który się dzieje wokół! Na bogów Valhalli, ile bym dała za to, żeby ten pieprzony samolot wreszcie się pojawił!
Ostatnie zdanie wykrzyczała Majce niemal w twarz. Oczywiście patrząc na nią nieco z dołu. Nawet ona musi być ode mnie wyższa! Niewiele, ale wyższa! Pokręciła lekko głową, po czym wróciła i stanęła znów koło łóżka.
- Nie musicie tu zostawać na noc - burknęła - próbowałam być tylko miła. Dam sobie radę sama. Jak zawsze. A teraz chciałabym się wreszcie przebrać, więc bądź łaskawa zamknąć drzwi od zewnątrz. - Na potwierdzenie swych słów spojrzała Majce w oczy, sięgnęła do zapięcia biustonosza i rozpiąwszy, zdjęła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Czw 23:15, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Majka mrugała oczami przy wybuchu Jenefer. Kilka sekund, które wydawały się całą wiecznością, zajęło jej uświadomienie sobie, że blondynka żyła przecież w innej rzeczywistości. Nie miała o niczym pojęcia. Może stąd właśnie brały się konflikty - z różnic interesów, z różnic kulturalnych.
- Nie wnikam dlaczego tu jesteście. - wzruszyła ramionami. Nie zmieniała pozycji, chociaż była spięta i zestresowana. - Ale my żyjemy tu od zawsze. I mamy swoje obowiązki.
Przez Majkę przemawiały nauki, które utkwiły w niej podświadomie. Nikt przecież otwarcie nie mówił o ich misji, ale między wersami codziennego życia wiedziała, co jest dla nich ważne tak naprawdę.
- Sekta? Nasi przodkowie byli chrześcijanami. Czy to dla was jest teraz sektą? - ciągnęła dalej. - Niczego nie potrafię ci wyjaśnić. Ale to, czego broni lider, jest na ważniejsze niż może wam (i mi) się wydawać.
Majkę zdziwił spokój i rzeczowość, z jakim to wszystko mówiła. Nagle wszystko wydało się takie oczywiste. Mordowanie i przemoc oczywiście jawiły się jako złe, ale przy mówieniu o celach ich pobytu na wyspie nagle wszystko nabierało barw - czarnych i białych. Patrzyła rozgorączkowanym ze złości wzrokiem, jak Jenefer się rozbiera. Co za reakcja stresowa... Przyjrzała się dokładnie dziewczynie. Dlaczego było w niej tyle desperacji.
- Jeśli potrzebujesz na noc towarzystwa to przecież nie zostawimy cię samej.
Sama nie wiedziała, po co to powiedziała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pią 6:46, 03 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Co było w Majce takiego, że ciągu chwili potrafiła doprowadzić Jen do szewskiej pasji? Może fakt, że mówiła z takim opanowaniem, miała argumenty na wszystko i nie dawała się do niczego przekonać? A może to, że na pojednawcze słowa Jen i na jej "przepraszam" w ogóle nie zareagowała, tylko dalej była nafukana? A może to, że była... kimś obcym.
A może po prostu to, że Jen była wściekła i obrażona na cały świat i chciała być teraz sama, a ta ruda istota nie potrafiła tego uszanować.
- Bo faktycznie jesteśmy takim zagrożeniem, że trzeba nas do nogi wybić - Jen jeszcze się nie do końca wyładowała i warczała dalej. - Szerzymy tyfus, cholerę i defetyzm. Jesteśmy uzbrojeni po zęby i agresywni. Porywamy rude nastolatki i albo je więzimy, albo zjadamy.
Stwierdziła, że wobec faktu, że Majka nie poszła sobie, stanie tak niemal nago jest głupotą, z szafy wyciągnęła swój nieśmiertelny stanfordzki T-shirt, po czym naciągnęła go na siebie.
- Nie potrzebuję towarzystwa - odezwała się niemal normalnym głosem mimo, że czuła, jak w środku wszystko jej się trzęsie. - Ani na noc, ani na dzień. Bez urazy, ale nie gustuję w rudych.
Opadła ciężko na łóżko. Mam już dość. Naprawdę dość. Niech ten koszmar wreszcie się skończy. Niech ta wyspa pozostanie tylko wspomnieniem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Maja Donowan Templers
|
Wysłany:
Pią 9:37, 03 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 26 Paź 2010
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Złość Jenefer falami zalewała atmosferę pokoju. Maja starała się zrozumieć jej wzburzenie, ale przychodziło jej to z trudem. Sama była przesiąknięta stresem i podenerwowaniem.
- Uspokój się. Rozgniewany człowiek jest łatwym celem.
Przez Majkę przemawiały słowa Sergieja. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak wiele z tych rad było tylko frazami, sentencjami przyjętymi za pewnik, które wypowiadała, chociaż tak naprawdę niewiele rozumiała. Miała zbyt mało życiowego doświadczenia. Była młodziutka i nieracjonalna.
- Wedle życzenia.
Przechyliła się do przodu, by sięgnąć po klamkę. Jakby nie chciała w pełni wchodzić do pokoju. Drzwi zatrzasnęły się z trzaskiem, a Majka, nadal trzymając dłoń na klamce, westchnęła głęboko. Może to jest najlepsze zakończenie rozmowy. Odwróciła się z zamiarem wrócenia na swoje miejsce. Peter był już w salonie. Uśmiechnęła się lekko, ale w tym uśmiechu nie było nic przepraszającego.
- Chyba ostrzegłam Jenefer wystarczająco. - powiedziała po prostu. Dłonie znów wylądowały w kieszeniach. Wyglądała teraz jak typowa zbuntowana nastolatka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Sob 7:47, 04 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Majka i Peter nie zabawili już dłużej w domu Jenefer. Zostawiwszy na stole teczkę Curtisa zabrali swoje plecaki i - przyświecając sobie latarkami - ruszyli w dżunglę ([dżungla]).
Poranek dnia 27.
Słońce pojawiło się na nieboskłonie - jak to w tropikach - nagle i niespodziewanie, a powietrze niemal natychmiast stało się parne i duszne. Lekki wiaterek był gorący jakby wydobywał się z hutniczego pieca i nie dawał ukojenia. Niebo nie było jednak błękitne, a samo Słońce znajdowało się jakby za mgłą. Od zachodu widać było ciemną chmurę i słychać było grzmoty - nie wiadomo jednak było czy zbliżająca się burza ominie Wyspę czy ochłodzi ją strugami deszczu. Cała przyroda zamarła w oczekiwaniu.
A dżungla? Wciąż szeptała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 8:07, 06 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Śniło jej się, że coś ją dusiło ciągnąc w dół, oblepiało niczym mokre ubranie, krępując ruchy i nie pozwalając złapać oddechu. Szarpnęła się ostatkiem sił i... usiadła z jękiem na łóżku w swojej sypialni. Sen był jednak częściowo prawdą - duchota i gorąc w sypialni sprawiły, że Jen obudziła się w przepoconym T-shircie, owinięta wilgotnym prześcieradłem i balansując na krawędzi łóżka. Wyplątała się z pościeli, ściągnęła ubranie i rzuciła wszystko w kąt.
Jedyne, o czym teraz marzyła to prysznic. Związała wilgotne na karku włosy w wysoki kuc, chwyciła ręcznik i przemaszerowała do łazienki. Prysznic był długi i oczyszczający, dał jednocześnie możliwość przemyślenia na spokojnie wczorajszych wydarzeń i kłótni z Majką.
Jedno było pewne. Majka mimo swojego negatywnego nastawienia do Jen próbowała jej przekazać ostrzeżenie - ostrzeżenie dla Jen, ale również dla całej osady. Ostrzeżenie o śmiertelnym zagrożeniu i niebezpieczeństwie. Ilu jeszcze takich siepaczy jak Coffman może się pojawić? Ilu ludzi mieszkało na wyspie Majki? Tego Jen nie zapytała, ale widząc minę Majki można było się domyślić, że pozostałość grupy White Raven nie będzie dla Obcych zbyt dużym problemem. Przyjdą kiedy będą mieli ochotę i zrobią z nami to, co będą chcieli... Co ja teraz mam robić? Ostrzec pozostałych? Wyśmieją mnie i uznają za jeszcze większą wariatkę. Albo zamkną w drewutni... Pozostanie w osadzie zaczynało być dla Jen równie głupim pomysłem, co ucieczka i ukrywanie się na Wyspie. Chyba, że... Może John ma tu jakąś kryjówkę? Ukrywał się tu przez siedem lat... z pewnością nie spał pod gołym niebem. Może jakaś jaskinia?
Zaklęła głośno. Wymarzone wakacje na tropikalnej wyspie. Że też byłam taka głupa... Skusiły mnie te dwa miliony baksów...
Chwyciła jeden z ostatnich czystych ręczników, owinęła się w niego niedbale i nie przejmując się wycieraniem włosów, na bosaka wyszła do salonu. Jej wzrok padł na leżącą na stole, pozostawioną przez Petera teczkę z przeszłością Curtisa. Z ciekawością wzięła ją do ręki, ale okazała się cięższa niż na to wyglądała, wyślizgnęła się z mokrej dłoni dziewczyny i huknęła o ziemię. Z ust Jen padło kolejne przekleństwo, a dziewczyna podniosła teczkę i trzymając ją pod pachą skierowała się do kuchni. Rzuciła ją na pobliską szafkę, poprawiła opadający ręcznik i zajrzała do lodówki. Ogórki konserwowe już dawno się skończyły, a po oliwkach zostało już tylko wspomnienie. Wyjęła pakowany próżniowo ser i butelkę musztardy, rozłożyła wszystko na szafce obok teczki, po czym oparła się łokciami o blat, pogryzając plasterki sera oblane musztardą, zaczęła przeglądać dokumenty.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Pon 8:08, 06 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Pon 8:24, 06 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Zanim dotarł do domku Jenefer, dopalił papierosa. Pewnie od razu by zapukał, ale przypomniawszy sobie, że temperamentna blondynka zakazała mu palenia, wyciągnął na schodach jeszcze jednego. Spalał go wolno, opierając się niedbale o balustradę werandy. Zastanawiał się, co właściwie chce powiedzieć dziewczynie i po co, do jasnej cholery, tutaj w ogóle jest. Właśnie dlatego nie lubię bratać się z ludźmi. - zmełł w ustach przekleństwo. - Bo wzbudzają emocje. Na kurwę mi emocje. Z ostatnimi słowami na synapsach, wyrzucił kiepa i stanął przed drzwiami. Zapukał głośno, ostentacyjnie. Cofnął się o krok, ręce schował do kieszeni. Bażancie piórko sterczało z kapelusza. Wyglądał jak zbuntowana, nieco podstarzała gwiazda alternatywnego rocka.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Collis Lancaster dnia Pon 8:25, 06 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 8:40, 06 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Uniosła głowę, słysząc pukanie do drzwi. Co, do cholery... Wczorajsze pukanie zakończyło się kłótnią z Rudą i poważnymi ostrzeżeniami. Kto tym razem stoi pod drzwiami? Przez sekundę przed jej oczami pojawiła się twarz Coffmana, ale on, gdyby chciał tu wejść, z pewnością by nie pukał.
Z bijącym szybko sercem przebiegła na palcach do swojej sypialni, spod łóżka wyciągnęła swoją torebkę z pistoletem i z torebką na ramieniu przebiegła znów do salonu, rzucając po drodze wzrokiem na drzwi. Oczywiście, nie były zamknięte na zamek, co było przyczyną jeszcze większego zdenerwowania dziewczyny.
- Otwarte! - krzyknęła stając za sofą, poprawiając ponownie ręcznik i żałując, że nie miała czasu by przebrać się w jakieś normalne ciuchy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Pon 8:58, 06 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Donośny głos nie mógł należeć do nikogo innego, jak tylko do Jenefer. To niegrzeczne, młoda damo. Drzwi powinno się gościom otwierać, to tak zwany szacunek. No ale... Kto by się szacunkiem przejmował w dzisiejszych czasach. Wzruszył ramionami i niemal od razu tego pożałował. Poruszona rana zabolała, ból rozszedł się promieniście po ręce i klatce piersiowej. Powoli zaczynał się do tego przyzwyczajać - do permanentnego dyskomfortu. Zdecydowanym ruchem sięgnął do klamki, a gdy już wszedł, jego oczom ukazała się stojąca za sofą Jenefer odziana tylko w ręcznik. A przynajmniej Collis żywił nadzieję, że nie ma niczego pod spodem. Mówiłeś, że jak siostrę? - zakpił sam z siebie. Nie było w tym wyrzutów sumienia. - W takim razie niezły z ciebie sukinsyn. Po chwili dostrzegł szczegóły. Przewieszona przez ramię torebka. Trochę przestraszone oczy. Dziwne napięcie w każdym jednym mięśniu. Kogo się spodziewasz, do diabła? Diabła?
- Wiem, że życie na wyspie bywa stresujące - odezwał się po krótkiej chwili - ale zanim gdziekolwiek wyjdziesz, pragnę zauważyć, że torebka i ręcznik to raczej niekompletny strój.
Utrzymanie na twarzy kpiarskiego uśmiechu trochę go kosztowało. Niewielka, praktycznie już zanikająca rana na wardze dziewczyny była jak wyrzut sumienia. Collis Lancaster nie lubił mieć wyrzutów.
- Cieszę się, że nie stało ci się nic poważnego. - powiedział wolno, patrząc w bok. Brzydki obrazek na ścianie nagle stał się niesamowicie interesujący.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 10:01, 06 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Gdy dziewczyna rozpoznała we wchodzącym Collisa, wyraźnie się rozluźniła. A potem, widząc piórko sterczące z jego kapelusza parsknęła śmiechem. Szybko zakryła usta dłonią uznając, że takie powitanie może być uznane przez mężczyznę za nie do końca miłe i wymamrotała "Przepraszam". Jednak, gdy Collis rzucił uwagę odnośnie ręcznika i torebki, nie wytrzymała.
- Wybieram się na bal przebierańców - rzuciła z wesołą miną, a w jej oczach migotały wesołe iskierki. - I widzę, że pan też został zaproszony, panie Lancaster. Poza tym, moja torebka służy mi głównie do samoobrony.
Naprawdę ucieszyła się z tego, że Collis stał przed nią cały i zdrowy. Miała wyrzuty sumienia, że nie odwiedziła go w przychodni, ale prawdę mówiąc mężczyzna nie wyglądał w tej chwili na obłożnie chorego. Widocznie poważna rana, o której mówił jej w pubie Eddi, okazała się nie aż tak poważna, na jaką wyglądała. Barwny i nieco ekscentryczny strój nie maskował jednak cieni pod oczami i zmęczonej twarzy Collisa. A jego kpiący uśmieszek nie był tak naturalny jak zazwyczaj. Wysunęła się zza sofy i zrobiła dwa kroki w kierunku swojego pokoju.
- Dzięki, ale na szczęście ten Coffman bije jak dziewczyna - domyśliła się, o czym mówi Collis. - A co z... - nie wiedziała czemu miała trudność w mówieniu do Collisa po imieniu. Początkowo w ten sposób igrała z nim, traktując to jako żart. Albo weszło jej to tak bardzo w naturę, albo to coś innego nie pozwalało jej posunąć się o krok dalej.
Zerknęła szybko w stronę sypialni. Zwykle było jej wszystko jedno, ale tym razem obecność Lancastera sprawiła, że poczuła się nieco skrępowana swoim "strojem" i czekała tylko możliwości, żeby się przebrać.
- Właśnie jem śniadanie... dołączy pan do mnie? Proszę tylko poczekać sekundę, narzucę na siebie coś wygodniejszego.
Przemknęła do swojego pokoju, odrobinę przymykając za sobą drzwi, zrzuciła ręcznik i zaczęła szukać odpowiedniego na taki gorący dzień stroju. Bała się, że Collis gotów sobie pójść, a chciała z nim pogadać o Coffmanie. I teczce Curtisa. I może o jeszcze jednej...
- A jak pan się czuje? - rzuciła przez drzwi - Słyszałam o strzałach... I o tym, że był pan ranny. Doktor Borovsky zajął się wszystkim? Przepraszam, że nie odwiedziłam pana w przychodni, ale... - ...ale opalałam się przez pół dnia, a drugie pół walczyłam z maścią na poparzenia. - No, chciałam zajrzeć do pana dzisiaj.
Jeansowe szorty nie chciały się dopiąć, a agrafka gdzieś się zawieruszyła, więc szorty w trybie natychmiastowym wylądowały w kącie, zaraz obok T-shirta i pościeli. Po chwili dołączyło do nich jeszcze kilka sztuk odzieży, a gdy Jen chciała już się poddać, pod ciepłymi bluzami, zupełnie teraz nieprzydatnymi, znalazła błękitną, letnią sukienkę na ramiączkach, którą z westchnieniem ulgi nałożyła. Torebka znów znalazła się na ramieniu, w dłoń trafiła szczotka do włosów i Jen, rozczesując wilgotne jeszcze włosy, wróciła do salonu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|