www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Mieszkanie - Jacob, Robert, Debbie, Annabell
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30, 31, 32, 33  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 22:45, 12 Cze 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Gdy Collis odebrał jej łyżkę, aż zatrzęsła się z oburzenia. Eeej... sam sobie przynieś... To moje! Zanim jednak zdążyła wymyślić odpowiednio ciętą uwagę, mężczyzna wstał i przyniósł jej nową łyżkę, rehabilitując się odrobinę.

- Zapierz w zimnej wodzie, to plama zejdzie. Jeszcze nic straconego, koszula do odratowania - wpakowała łyżkę do słoika i nabrała solidną porcję, ale nim zdążyła zakleić nią sobie usta, usłyszała propozycję udania się do przychodni.

- Sumienia nie masz... - burknęła, teatralnym gestem wrzucając łyżkę na powrót do słoika - ciągasz mnie tylko z miejsca na miejsce...

Przyjrzała się Collisowi. Nie wyglądał najlepiej. Na jego twarzy często gościł grymas bólu, opatrunek zaczynał przesiąkać krwią. Wizyta w przychodni stawała się powoli priorytetem.

- Dobra, przekonałeś mnie - wstała z oparcia fotela i chciała ruszyć w kierunku drzwi, ale zamiast tego zatrzymała się przy Lancasterze. - Ostatecznie możemy pójść, ale masło zabieram ze sobą. U mnie w domu już się skończyło, a do piwnicy mi się nie chce schodzić. Wstawaj, panie ładny - wyciągnęła ku niemu rękę, chcąc pomóc mu wstać z sofy. - Idziemy do naszego doktorka.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Pon 8:26, 13 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 0:10, 15 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

W międzyczasie, za oknami zapadał wieczór. Początkowo był spokojny i przyniósł ukojenie w postaci chłodnego wiatru. Nie trwało to jednak zbyt długo.

Pierwsze krople deszczu mieszkańcy osady przyjęli nawet z radością, po chwili jednak niebo rozświetliła błyskawica. Burza uderzyła na wyspę, z całą siłą.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Śro 0:15, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Benjamin Linus
Templers
PostWysłany: Sob 7:44, 18 Cze 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wnętrze nie było luksusowe, ale spełniało wszystkie wymogi funkcjonalności. Rozejrzawszy się po salonie Ben ostrożnie sprawdził wszystkie pomieszczenia upewniając się, czy na pewno jest sam. Sypialnie, łazienka, salon z telewizorem (ale nie odbierający żadnego kanału telewizyjnego, co Ben skrupulatnie sprawdził), piwnica i kuchnia. I to wszystko.

Z zaciekawieniem przeczytał zapiski na kartce przypiętej do lodówki, przetrząsnął szafki nie przejmując się zostawianym przez siebie bałaganem. Nie martwił się tym, że ktoś może wejść. Podczas burzy raczej niewiele osób chciałoby biegać po osadzie, a jeżeli nawet, to z pewnością udałoby mu się przekonać ewentualnego gościa do postaci Henry'ego Gale'a. Tak, jak zrobił to w dżungli.

Z zamrażalnika wyjął porcję lasagne, zerwał worek i włączył kuchenkę mikrofalową, a już po chwili nasycał swój głód. Posiłek - zjedzony na szybko, ale sycący - popił wodą z plastikowej butelki, dodatkową butelkę zapakował do chlebaka "na drogę" i... i stwierdził, że nie ma już dłużej ochoty przebywać na wyspie Obcych. Już miał wyjść, lecz zawrócił i z szuflady koło zlewu wyjął długi, wąski nóż do filetowania. Brak jego ulubionego rewolweru odczuwał jako pewien dyskomfort, a posiadanie noża uspokajało go nieco. Zawsze to jakaś broń.

W salonie znalazł latarkę, która zastąpiła jego własną, ze zużytą baterią i nie oglądając się za siebie wyszedł z domku prosto pod kurtynę deszczu, nie przejmując się gaszeniem światła czy zamykaniem drzwi.

[placyk -> dżungla]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 21:25, 18 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 28.

Burza nie dawała za wygraną. Ciemne chmury nadal przesłaniały niebo – szczelnie i nienaturalnie. Było niemal tak ciemno, jak w nocy. Porywisty wiatr szarpał drzewami, wzburzał morze. Wyspa najwyraźniej nie miała najlepszego humoru.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 23:40, 01 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Deszcz padał z coraz mniejszą siłą, zniknęły błyskawice i grzmoty. Powietrze stało przyjemnie rześkie. Zapadła cisza.

W południe zza ustępujących chmur nieśmiało wyjrzało słońce.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 8:28, 06 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Uchylone, niedomknięte drzwi i zapalone światła zdziwiły ją. Claude była w przychodni, więc nie ona mogła je tak zostawić. Może ktoś z pozostałych domowników? Może Jacob?

Weszła do środka i prowadzona burczeniem w brzuchu skierowała się prosto do kuchni. Lecz to, co zobaczyła w pomieszczeniu sprawiło, że stanęła jak wryta i nerwowo rozejrzała się wokół. Kuchnia wyglądała, jakby przeszła przez nią trąba powietrzna. Zawartość otwartych szafek walała się po podłodze, a porozrywane i popękane opakowania uwolniły ich zawartość, mieszając ją na ziemi. W zlewie znajdowało się niedbale wrzucone, oblepione resztkami jedzenia opakowanie po lasagne, po którym łaziły pewne siebie, tłuste muchy.

Jen wycofała się z kuchni. Kto to mógł zrobić? Jedyne osoby, które jej przyszły do głowy, to ogarnięty szałem niszczenia Jacob. Albo ta demoniczna dziewczynka. Albo... Coffman...

Sama myśl o tym, że Obcy mógł wciąż być w miasteczku napawała ją przerażeniem. Natychmiast pożałowała, że przyszła tu sama, bez towarzystwa. Albo bodyguarda. Gdyby był tu z nią Lancaster, czułaby się z pewnością bardziej pewna siebie. Zwłaszcza, że Collis miał broń.

Rozglądając się nerwowo, na paluszkach wycofała się do salonu i przykucnęła za kanapą. Nikt jej nie zaatakował, nic nie spadło na jej głowę, do jej uszu nie doleciał żaden dźwięk. Z duszą na ramieniu zajrzała przez uchylone drzwi do wszystkich sypialni, sprawdziła łazienkę.

Pusto.

Nieco już uspokojona, wróciła do kuchni i dotarła do lodówki, której zawartość - na szczęście - była na swoim miejscu. Stan, w jakim znajdowała się kuchnia nie nadawał się do jakichkolwiek "kuchennych rewolucji", dopóki pomieszczenie nie zostałoby doprowadzone do porządku, a na to Jen nie miała ani nerwów (Może, gdybym nie była sama i gdyby ktoś pilnował drzwi wejściowych...), ani ochoty. Wizja powrotu tego kogoś, kto tak tu nabałaganił sprawiała, że jej serce waliło jak młot. Z zamrażalnika wyjęła dwa opakowania lasagne (takie same jak to puste, znajdujące się w zlewie - mimo nieapetycznych much i ogólnego bałaganu na samą myśl o tym daniu Jen poczuła wzmożone ssanie w żołądku), po czym podgrzała je w mikrofalówce.

Nałożyła grube rękawice kuchenne, wzięła obie paczki jedzenia ustawiając je jedna na drugiej i już miała wyjść, ale zapach wydobywający się z pudełek sprawił, że zawróciła spod drzwi wejściowych. Z kuchennej szuflady wyjęła widelec i wyszła z domu - tym razem już na dobre - pałaszując po drodze zawartość jednego z opakowań. Deszcz na szczęście przestał już padać, ale Jen - zajęta jedzeniem - niemal tego nie zauważyła.

[przychodnia]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:47, 10 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Popołudnie przeciągało się leniwie. Parne powietrze stawało się nie do zniesienia. Wyglądało na to, że po deszczowych dniach nastały te upalne. Wieczorne niebo było czyste od chmur, rozgwieżdżone niebo cieszyło oczy.

Było cicho i spokojnie. Ale wyspa nie spała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 22:29, 20 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 29.
[b]Po cichej i spokojnej nocy, nadszedł podobny poranek. Promienie słońca nagrzewały powierzchnię wyspy. Zaczęło się robić duszno i upalnie, a co gorsza wiatr postanowił odpocząć, pozbawiając wszystkich, przynoszących ochłodę lekkich podmuchów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Śro 23:10, 20 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:46, 31 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Żar lejący się z nieba niemal odbierał zmysły. Nieliczne, delikatne powiewy wiatry były gorące, jakby pochodziły z głębi hutniczego pieca. Dżungla zamarła w milczeniu, jakby oczekując na coś, co miało się już wkrótce wydarzyć. Atmosfera oczekiwania i napięcia wpływała na ludzi, powodując rozdrażnienie, dekoncentrację i nerwowość. Oczekiwanie... czego? Tego, co było, tego co miało nadejść? Powietrze zdawało się być przesycone statyczną elektrycznością, czekającą tylko na zapalną iskrę... by eksplodować. By obrócić wszystko w nicość...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 10:49, 14 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Mrok zaczął ogarniać obie wyspy. Wieczór nie „nadchodził”. Wieczór pożerał i pochłaniał. Brak słońca nie obniżył temperatury. Noc przynosiła ze sobą duchotę i parne powietrze. Trudno było to wytrzymać.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Pon 21:20, 15 Sie 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Gdy tylko znalazł teczkę szybko wrócił do domku. tak jak przewidywał był pusty. Claude pewnie organizuje tą pogoń, albo już nawet goni tamtych dwoje co porwali Jenefer, znając ją.Był tak podenerwowany, że drzwi trzasnęły tak mocno, gdy je zamykał, że aż go zabolały uszy. Robert przeklął, ale po chwili zrobił tak samo z drzwiami do swojego pokoju. Pokręcił głową i usiadł na łóżku.

Papiery z teczki wyglądały na stare. Robertson mówił wiec prawdę, że znajduję się tu od tych kilku czy tam kilkunastu lat. Mimo wieku były jednak w dobrym stanie, jakby nikt oprócz Erica i Raya ich nie ruszał przez ten czas. Teraz miał je także Roberta i każdą kolejna stronę czytał coraz szybciej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 23:43, 16 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zamknęła za sobą drzwi. Cicho tak bardzo, jakby się włamywała. Ale kto mógł ją usłyszeć? Ewentualnie Robert, co do obecności którego nie miała pewności. Przeszukiwanie pokoi jakoś nie wchodziło w rachubę. Zresztą Claude było wszystko jedno. Jacob jej nienawidził albo co najmniej darzył czymś, co odebrała jak mieszankę obojętności ze szczyptą pogardy. Tęskniła za Eltonem. Miałaby przynajmniej jakieś wsparcie. Od momentu, gdy Dylan zabrał psa nie widziała ani jednego, ani drugiego.

Kilka dobrych chwil zajęło jej zauważenie, co stało się z kuchnią, która wyglądała, jak wypatroszona. Claude stanęła na środku bałaganu z szeroko otwartymi oczyma. Czy to sprawka Jacoba? A może Coffmana albo Walker? Nie umiała sobie odpowiedzieć na to pytanie. Z wahaniem i bez przekonania zaczęła sprzątać. Chciała się czymś zająć, odgonić myśli, wyłączyć się. Bez skutku. Próbowała sobie wmówić, że tak naprawdę nic się nie stało. Morderstwa, zwidy, nieporozumienia, ataki obcych z drugiej wyspy... To zupełne nic. Nie dotyczy mnie. Ale dotyczyło. I sprzątanie stało się nagle zupełnie bezsensowne, abstrakcyjne.

Powlokła się do pokoju, gdzie zwinęła się na łóżku. Na początku łzy płynęły łagodnie po policzkach. Były oznaką rozrywającej się tamy, która puściła, a Claude rozpłakała się całkowicie. Wyła w poduszkę, dopóki sen jej nie uspokoił.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 22:54, 18 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 30.

Tuż przed wschodem Słońca temperatura gwałtownie, drastycznie spadła. Wilgoć zgromadzona w powietrzu niemal natychmiast skrystalizowała się w postaci warstwy szronu osadzającego się na liściach, trawie, drzewach i domach osady. A potem... wstało Słońce. A gdy pierwsze promienie dotknęły wyspy, ziemia zatrzęsła się, jednak nie przypominało to normalnego trzęsienia ziemi. Szarpnięcie było krótkie, pojedyncze, dość silne, ale nie powtórzyło się drugi raz. Bardziej przypominało uczucie, które towarzyszy upadku dużego ciężaru na ziemię - głuche tąpnięcie, wibracja spowodowana upadkiem sporej masy. Chwilę później temperatura powietrza zaczęła rosnąć, a szron intensywnie parować.

Niebo było czyste i bladobłękitne, a Słońce szybko nagrzewało wyspę, zwiastując kolejny gorący dzień.

Claude zasnęła na łóżku w szpitalnej koszulce, wtulona w mokrą od łez poduszkę. Gdy przedświt rozświetlił nieco wnętrze rozganiając mrok nocy, postronny widz mógłby zobaczyć postać małej dziewczynki stojącą u wezgłowia łóżka i opierającą dłoń na głowie śpiącej, jakby delikatnie ją głaszcząc. Dziewczynka nie przypominała widywanej wcześniej w osadzie Sary. Miała ciemne włosy i piwne oczy, a rysy twarzy po której igrał tajemniczy uśmiech podobne do Claude. Postać zniknęła, gdy tylko pierwsze promienie poranka wpadły przez okno.

Zaczytany w wyniesionych z domu Raya dokumentach Robert nawet nie zauważył nadejścia świtu, Ostrożnie przewracał kartkę za kartką i wczytywał się w nie, jakby bał się uronić choć jedno słowo. Lecz gdyby uniósł głowę i spojrzał w okno swojego pokoju, dostrzegłby w nich zarys trójkątnego pyska psa rasy husky i gorejące ślepia wpatrzone w czytającego.

Nastał 30 dzień pobytu na wyspie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Pią 9:23, 19 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Pią 18:34, 19 Sie 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Ona czerpie siłę z tego posągu. Gdyby udało się go zniszczyć, Ona i Jej moc zostałaby rozproszona! (...) Potępiacie to, czego nie rozumiecie.

Robert nie wybrał sobie dobrej lektury pod poduszkę. Dokumenty z teczki zawierały tyle różnych informacji, że ogarnięcie tego zdecydowanie przekroczyło jego wczorajsze możliwości. Niektóre notki zawierały zagadnienia z fizyki czy chemii o których Robert nigdy nie słyszał, więc próby zrozumienia ich i dzisiaj nie udałyby się. Było jednak coś, co nie dało mu spać. A przynajmniej nie dałoby gdyby przespał poprzednie noce.

O posągu był tylko krótki fragment, nie opisywał gdzie on jest dokładnie, ale gdzieś na wschodzie. Robert liczył, że tyle jednak wystarczy. Zniszczenie posągu pewnie by ją rozwścieczyło... Ale kto wie, może to ją osł... - przypomniał sobie pierwsze spotkanie ze Stanleyem Jonesem, albo raczej jego duchem. - Osłabiło! Tak, to wszystko nabiera sensu... Jednak, po co kazał mi najpierw iść do tej chatki... Tylko po to? Może tam jest jeszcze coś o tym? Jak skutecznie zniszczyć?

Robert znalazł szybko kartkę z opisem posągu, ale nie było tam nic więcej. Tylko dopisek na marginesie mówił o jego zniszczeniu. Reszta nie wspomniała o jego zniszczeniu w ani jednym miejscu. Posąg jak posąg, pewnie można zniszczyć go normalnie...

Robert poczuł nagle, że miał braki nie tylko snu, ale też i jedzenia. Udał się więc do kuchni i go zamurowało. Ktoś tu był w nocy? Usłyszałbym go! Chociaż... Czy mogłem być aż tak zajęty teczką, że wszedłszy do domu nie zauważyłem tego?

Zjadł na szybko jakąś bułkę z serem i wziął się za sprzątanie. Normalnie zajęłoby mu to dużo czasu, ale z jedną raczej niesprawną niż sprawną ręką szło mu to wybitnie wolno. Jednak to mu uzmysłowiło, że nie może iść sam. Musi mieć kogoś do pomocy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 22:44, 19 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Poranne promienie słońca łaskotały Claude po powiekach. Nie chciała ich unosić. Otwarcie oczu oznaczało powrót do rzeczywistości, do zdarzeń na wyspie, do tego całego bagna, w którym siedzieli wszyscy uczestnicy White Raven. Noc przebiegała nieprzyjemnie i dziewczyna bała się, że to wszystko wróci. A jednak, mimo wszystko, czuła się nieco spokojniejsza. Nawet miała przez chwilę wrażenie, że ktoś dotyka jej włosów (Jacob?...), ale gdy otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju, nikogo nie zobaczyła. Nikogo. Tylko pozostałości po bytności Uppera, elementy bagażu, rzeczy Claude poukładane w nieładzie tu i tam. Nie wrócił. - zmarszczyła z żalu brwi. Pocałunek - krótki, przypadkowy i nieoczekiwany - wydawał się odległy i nierealny. W ciągu miesiąca zdążyła się z Upperem związać w jakiś pokrętny emocjonalny sposób i zostać odrzuconą. Bolesny policzek.

Zwlekła się niechętnie z łóżka. Co złego czekało ją tego dnia? Przemknęła się do łazienki, by wziąć prysznic, potem przebrała się w czyste - i przede wszystkim swoje - ciuchy. Shorty i trochę rozciągnięty t-shirt szczytem mody nie były, ale już dawno przestała się przejmować swoim wyglądem. Po doprowadzeniu się do porządku, z mokrymi włosami opadającymi na plecy, stanęła nad sprzątającym Robertem.

- Witaj, Robercie. - uśmiechnęła się lekko. - Sporo się nie widzieliśmy.

Właściwie wykonał kawał dobrej roboty, już kończył, więc pomogła mu raczej w "kosmetycznych" sprawach.

- Nie powinieneś przemęczać barku. - powiedziała z troską, gdy już siedli przy stole. Chociaż sama była tak blada, że powinna myśleć raczej o swoim przemęczeniu. - Lepiej nie narażać się na komplikacje. Nie wiadomo jakie są tak naprawdę możliwości naszej przychodni. - Zagryzła wargę. Wyraźnie się nad czymś zastanawiała. - Nie było Jacoba na noc? Wrócił do wioski, ale... - urwała. Po minie Roberta widziała, że odpowiedź na pytanie jest negatywna. Więc tylko przytaknęła ze zrozumieniem głową. - Dużo się ostatnio dzieje.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30, 31, 32, 33  Następny
Strona 29 z 33

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin