www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Mieszkanie - Jacob, Robert, Debbie, Annabell
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28 ... 31, 32, 33  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 21:21, 01 Mar 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Kiedy wchodziła do mieszkania, ostatnie promienie słońca oświetlały placyk, zapowiadając ciemną noc. Jeszcze zanim zamknęła drzwi, pomyślała, że już jej brakuje radosnego szczekania Eltona, dopraszania się o pieszczoty. Gdzieś w głębi serca poczuła bolesne ukłucie, ale jakby zagłuszone. Najwyraźniej tabletki od Erica działały bez zarzutu, bo emocje wręcz same trzymały się na wodzy. Chyba tylko dlatego nie dostała zawału, widząc w salonie Johna. Stanęła, jak wryta. Popatrzyła pytająco na Jacoba, potem znów przeniosła spojrzenie na Robertsona. Na sztywnych nogach podeszła do sofy, bez słowa opadła niemal bezwiednie obok Jacoba. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale aby poczuć się pewniej, realniej, położyła dłoń na jego kolanie, zaciskając lekko. Pod dłuższym milczeniu zaśmiała się nerwowo

- John... - wykrztusiła w końcu. - Co ty tu robisz?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Wto 21:48, 01 Mar 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Mój bilet obejmuje powrót do rzeczywistości. W poczynaniach i słowach Uppera był jakiś dziwny fatalizm, przekonanie o nieuchronności pewnych wydarzeń. John nie miał pojęcia, o co może chodzić. Nie przeszkadzało mu to. Na razie liczyło się to, że będzie miał wsparcie we wschodniej części dżungli.

- Chyba właściwie pytanie brzmi kogo możesz ewentualnie przekonać. - mruknął.

Odchylił się wygodnie na fotelu. Broń nadal leżała na ławie, jednak szybko znalazła się w dłoni Robertsona, gdy ten usłyszał jak ktoś wchodzi do domku. To był odruch, wyuczony przez ostatnie lata. Przez krótką sekundę mierzył w nieświadomą niczego Claude, która nawet jeszcze go nie zauważyła. Szybko schował glocka między udo, a podłokietnik fotela. Wolał nie ryzykować tego, jak dziewczyna zareaguje. Nie potrzebował sceny histerii. Z uwagą obserwował jej zaskoczoną twarz, niepewne ruchy. Nie umknęło mu to, jak od razu garnęła się do Jacoba. Ale też specjalnie go to nie zdziwiło. Pamiętał, jak przywitała go po tym, jak wrócił po "porwaniu".

- Witaj, Claude. - uśmiechnął się nieznacznie, zaraz jednak skierował spojrzenie na Uppera. - Załatwiam sobie bilet w jedną stronę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Śro 18:33, 02 Mar 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Przyjście Claude idealnie zsynchronizowało się z zamiarem wyjścia Jacoba - teraz było już za późno, zwykła karteczka na lodówce mogła nie wystarczyć. Jacob poczuł niewyobrażalną ochotę, aby wyrwać Robertsonowi broń, przyłożyć sobie do głowy i pociągnąć za spust. Emocje walczyły z nim z siłą i wściekłością dwóch szarżujących na siebie byków, chociaż jego twarz pozostawała spokojna, jak kamienna, zapadnięta w sobie maska.

Uwaga o bilecie w jedną stronę wybiła Jacobowi z głowy jakiekolwiek argumenty, kłamstwa albo półprawdy, którymi mógłby uspokoić Claude. Teraz czuł, jakby siedział w salonie nagi - w tym wrażeniu utwierdzała go dłoń dziewczyny i dreszcz, który właśnie przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa.

- Jeszcze tej nocy wyruszamy do dżungli. - powiedział, patrząc Claude w oczy i czując jej paznokcie wbijające mu się w kolano. Położył dłoń na jej ręce, zaczął gładzić twardymi opuszkami palców jej delikatną skórę i drobne kostki. - Na zachodzie znajduje się miejsce, do którego musimy dotrzeć. John chce stamtąd coś zabrać. A ja... - urwał. - A ja kogoś szukam. Tam możemy odnaleźć rozwiązanie swoich problemów. John? - zerknął na Robertsona, mając nadzieję, że to on udzieli Claude szerszych wyjaśnień, skupiając się na swoim pragnieniu zdobycia dokumentacji projektu White Raven.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 23:00, 02 Mar 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Przez chwilę Claude czuła się, jak wyłączona z rzeczywistości, jakby była obok całej sytuacji, a nie w jej środku. Kilka minut zajęło jej przyjęcie do wiadomości, że John siedzi w salonie na fotelu. Pojawił się tak nagle, tak niespodziewanie, jak Jacob. Z tą tylko różnicą, że odpowiedź Robertsona była jeszcze bardziej enigmatyczna niż wczorajsze słowa Jacoba, który zresztą po chwili sam się odezwał, a Claude poczuła, jak wszystko się rozpada. Gdyby nie przyszła w porę, gdyby Eric zatrzymał ją o zaledwie godzinę, znów zastałaby w domku tylko pustą sofę, a potem długotrwały brak Jacoba. Patrzyła mu teraz w oczy, zaciskając palce na kolanie jeszcze mocniej. Czuła, że na nic nie ma wpływu. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, jak zareagować. Bo rozumiała, o co się rozchodzi. O stawienie czoła temu, co dzieje się na wyspie. Przecież tak niedawno sama twierdziła, że można te zjawiska jakoś zbadać. Nabrała w płuca powietrze, ale nie powiedziała ani słowa. Przeniosła tylko pełne oczekiwania spojrzenie na Robertsona.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Czw 7:35, 03 Mar 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Z lekkim zniecierpliwieniem dyskretnie postukiwał palcem w lufę ukrytego pistoletu, żałując, że nie wyszli wcześniej. Emocje, które wprowadziła Claude, były zbędne. Zanim przyszła liczyły się konkrety, cel i ewentualne korzyści dla obu mężczyzn. Robertson uśmiechnął się półgębkiem, ale bez wesołości. Może i Jacob wglądał na emocjonalnie wypranego, jednak jego mowa ciała mówiła coś innego. "Kogoś" szukasz? Czegoś, Upper! Czegoś, nie "kogoś". - irytował się. A gdy Claude popatrzyła na Johna, ten przypomniał sobie moment, jak wiązał ją i kneblował pod dachem drewutni. Cholera, miał teraz ochotę zrobić to samo - unieszkodliwić Francuzkę.

- W chacie w zachodniej części dżungli są dokumenty dotyczące pierwszego projektu White Raven. - zaczął rzeczowo. - Musimy je zdobyć. Ja będę mieć kartę przetargową, dowód na to, że nie jestem przypadkowym gościem strzelającym do niewinnych ludzi. A wy otrzymacie parę informacji o tym, w jakim gównie siedzicie.

Widział, że nie bardzo ją przekonuje. Jakieśtam zrozumienie tliło się w oczach dziewczyny, ale nie był pewien czy to wystarczy. Lada moment mogła zacząć przekonywać Jacoba, by został. John poruszył się niespokojnie na samą myśl o tym. Daję słowo, chyba bym ją za to zastrzelił.

- Jasne, to niebezpieczne. - postanowił zaryzykować i uprzedzić słowa Claude. - Ale chyba rozumiesz, że to nieuniknione, prawda? Aby przetrwać, musicie podejmować działanie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 18:12, 03 Mar 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Działanie? Owszem. - myślała, zagryzając wargę. - Tylko chciałabym być na to "działanie" przygotowana psychicznie. A nie - nagle dżungla, plany, decyzje podjęte na szybko. To wszystko zupełnie jej się nie podobało. Co innego mówienie o czymś, co innego robienie. Wyobrażała sobie możliwości ducha wyspy, jego złośliwość. Tasując w głowie wszelkie filmy grozy, które obejrzała, błędnie założyła, że mniej więcej wie z czym mają do czynienia.

- Rozumiem. - przytaknęła w końcu, chociaż nie była do końca pewna czy tak jest rzeczywiście. - Przewidujecie jakieś towarzystwo?

Mimowolnie ścisnęła dłoń Jacoba, jednak nie patrzyła mu w oczy. Podejrzewała jaką wyczyta w nich odpowiedź i wiedziała, że jest to ostateczna decyzja. Nie bardzo podobała jej się wizja Johna i Jacoba razem w dżungli. Samych. Obaj mieli swoje własne światy i własne cele. Obaj mogli się w każdej chwili zapomnieć. Poza tym zostałaby tutaj sama. Robert ostatnio się ukrywał, Elton wrócił do swojego prawowitego właściciela... Wzdrygnęła się na myśl o samotnych nocach w pustym domku.

- Chce iść z wami. - powiedziała nagle cicho.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Czw 18:13, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pią 20:24, 04 Mar 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob wiedział, że Claude w którymś momencie wypowie te słowa. Wiedział, a jednak gdzieś w myślach płonęła mu jeszcze iskierka nadziei: Może uda mi się jej to jakoś wyperswadować? A może Claude w ogóle nie zaryzykuje takiego szaleństwa? Nie, oczywiście, była to złudna nadzieja. Dziewczyna była pod pewnymi względami przewidywalna... Anioł Miłosierdzia nie mógł pozwolić dwójce idiotów wałęsać się beztrosko po dżungli i zapomnianych, demonicznych chatach. Musiał im towarzyszyć, wspierać ich w tej beznadziejnej misji, ratować przed potencjalnymi niebezpieczeństwami i opatrywać im potencjalne rany.

Jacob wzdrygnął się, momentalnie zwalczywszy w sobie cynizm.

- Chyba właśnie dostaliśmy opiekunkę, John - powiedział, uśmiechając się półgębkiem, bez śladu nieżyczliwości. - Nie będziemy mogli śpiewać sprośnych piosenek przy damie.

Odwrócił twarz w stronę Claude.
- To RZECZYWIŚCIE może być niebezpieczne - odezwał się poważnym głosem. - Nie zgodziłbym się, gdyby nie fakt, że tutaj też jest niebezpiecznie. A tak przynajmniej będę cię miał na oku, słoneczko. Nie będzie lekko, więc zbieraj się szybko, tylko najpotrzebniejsze rzeczy, wymarsz za pół godziny, kapralu!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 22:41, 04 Mar 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zerknęła gwałtownie na Jacoba spod opadających na oczy włosów. Była przygotowana na kategoryczne "nie", na to, że będzie musiała przeforsować swoją obecność w "drużynie", a Jacob pozwolił sobie nawet na żart. Aż sama się uśmiechnęła, rozluźniła. Jakoś nie miało znaczenia to, że zaangażowała się właśnie w coś niebezpiecznego, liczył się brak odrzucenia. A nawet więcej - w słowach Jacoba wyczuła troskę. Mogła sobie wyrzucać swoje zbyt emocjonalne podejście do rzeczywistości, ale to nie zmieniało faktu, że będzie teraz zwracać uwagę na takie rzeczy. Obyś się nie rozczarowała. - głos tak dawno niesłyszanego Guido był aż nazbyt wyraźny. Ponadto za jego słowami czaił się podtekst - "Nie tylko się rozczarujesz - zostaniesz cholernie zraniona." Zignorowała to. Przytaknęła ochoczo głową i pobiegła do pokoju spakować się, zanim Jacob zmieni zdanie.

Przebrała się w długie jeansy, na koszulkę zarzuciła ciepłą bluzę. Z trudem odnalazła swój plecak, a potem skompletowała niewielki "ekwipunek" zostawiając miejsce na jedzenie i wodę. Wiedziała, że czegoś na pewno zapomniała. Była podekscytowana, śpieszyła się. Ale pamiętała o tabletkach otrzymanych od Erica. Wcisnęła je do bocznej kieszeni plecaka. Nie zapomniała też o kilku bandażach, Curiosinie, wodzie utlenionej, plastrach. Po kilkunastu minutach wróciła do salonu. Oparła się o sofę tuż nad głową Jacoba. Koniuszki jej palców dotykały lekko jego karku.

- Obiecuję sprawiać, jak najmniej problemów.

Czuła się spokojniej, wiedząc, że będzie z Jacobem, że nie wyrusza sam w którąś ze swoich tajemniczych wycieczek. Z jakiegoś powodu wydawało jej się, że w razie czego będzie mogła pomóc.

- Zastanawiam się tylko, czy nie powinnam powiedzieć JJ o tej... hmm... wycieczce. Co prawda się wścieknie, ale nie chcę, żeby się martwiła. - zastanawiała się głośno.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Pią 23:03, 04 Mar 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Rozsiadłszy się wygodnie na fotelu, splótł dłonie na brzuchu i bawił się kręcąc kciukami. Reakcja Claude go zaniepokoiła, ale był pewien, że Jacob ukróci jej zapędy. Nieprzyjemne zaskoczenie, które spłynęło na kark Robertsona, zmieniło się w krótki, acz silny gniew. Kciuki się zatrzymały, zacisnął splecione palce, aż kostki strzeliły. Mówiąc "musimy je zdobyć" nie miałem na myśli ciebie, Claude! Nie wtrącaj się, do diabła! Oczywiście nie wypowiedział tego na głos. Zażyłość Jacoba i Claude zaczynała go drażnić. Ale tylko dlatego, że wydawała się zagrożeniem. Kiedy ochłonął chwilę, a Claude poszła się pakować, był nawet skłonny stwierdzić, że towarzystwo dziewczyny nie będzie aż takie złe. Chyba że wpłynie na działania Jacoba. Przechylił się do przodu, opierając łokcie na ławie i nachylając się w stronę Uppera.

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. - powiedział poważnie, przyciszonym głosem. - Nie chcę, żeby zaczęła płakać w połowie drogi, ciągnąc cię do wioski. I mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że to nie ona będzie nas niańczyć, ale my ją. Przepraszam, nie my. Ty.

Wrócił do poprzedniej pozycji. Broń umieścił za paskiem tak, by wygodnie ją było wyszarpnąć w każdym momencie. Po chwili wróciła Francuzka. Zmierzył ją wzrokiem, starając się nie reagować nerwowo na to, co właśnie powiedziała odnośnie do Jenefer.

- Wszystko mi jedno, czy ona będzie wiedzieć. - zaczął wolno. - Ale nie mamy na to czasu. - wskazał kciukiem za siebie w stronę kuchni. - Zostaw kartkę na lodówce. Widziałem, że jesteś w tym dobra.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pon 12:30, 07 Mar 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Obserwując zmieniające się rysy twarzy Robertsona, Jacob zaczął odczuwać coś w rodzaju złośliwej satysfakcji - tej samej, która w poprzednim życiu pojawiała się nagle, znikąd, bezzasadnie, tej samej, która zazwyczaj wpędzała go w kłopoty. Tego się nie spodziewałeś, John? - pomyślał, nie spuszczając wzroku z wyraźnie zdenerwowanego mężczyzny. Ale już chwilę później zmitygował się, powstrzymał przed powiedzeniem czegoś, czego mógłby żałować. John znowu dał Jacobowi do tego okazję, gdy Claude wyszła. Na szczęście, szyderczy chichot wyparował z głowy Jacoba równie szybko, jak się pojawił. Jego miejsce zajęła chłodna kalkulacja. Minimalizowanie strat, mówiąc konkretnie.

- Wiem, co robię - odezwał się w odpowiedzi, zakładając nogę na nogę, tak jakby prowadzili tutaj niezobowiązującą biznesową pogadankę. - Myślę, że tam, dokąd idziemy, Claude przyda się znacznie bardziej niż to żelastwo - kiwnął głową na pistolet Robertsona, a zrobił to tak, jakby mężczyzna trzymał za paskiem niewinną zabawkę. - Potrzeba nam... Czegoś mniej konwencjonalnego.

Uśmiechnął się lekko. Na dobrą metę, istniały tylko dwie możliwości: albo Jacob miał rację, albo po prostu oszalał. Jedno nie wykluczało zresztą drugiego.

Kiedy Claude wróciła, Jacoba po raz kolejny uderzyła jej naiwność, pogoda dziecka nie wyczuwającego zbliżającej się burzy.

- Jenefer? - mruknął niemrawo - Tej wariatce ani słowa. Może faktycznie zostaw jej wiadomość - zerknął wymownie na Robertsona. Następnie wstał, trzeszcząc kośćmi jak stary mebel. W tym miejscu słowa "Ruszajmy", "No to chodźmy" i inne komendy wymarszu aż same cisnęły się człowiekowi na usta. Ale, wychodząc, Jacob nie powiedział niczego. Ani jednego słowa.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Pon 12:31, 07 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 19:49, 09 Mar 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 23.

Mrok powoli, aczkolwiek konsekwentnie dawał się pokonać przez pierwsze promienie wschodzącego słońca. Mieszkańcy Ras-Shamry, znużeni i wciąż niepocieszeni nieprzybyciem Luska, budzili się z niejasnym uczuciem, że coś jest nie tak. Dżungla ucichła zupełnie. Nie poruszył się ani jeden listek, żaden ptak nie wydawał z siebie dźwięku, nie mówiąc już o owadach. Cisza była nienaturalna, a przez to budząca niepokój. Ludzie podświadomie szukali swojego towarzystwa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Sob 12:21, 12 Mar 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Położyła dłoń na klamce i już chciała pchnąć drzwi i wejść do środka, gdy przypomniała sobie skwaszoną minę Jacoba. Chyba widziała ją za każdym razem, gdy starała się wejść do jego domu. Zupełnie, jakby ten facet nie życzył sobie wizyt Jen...

Pfff! też coś... Niedorzeczność...

Załomotała do drzwi, poczekała całą sekundę, aż ktoś się w środku odezwie, po czym - mimo, że nie doczekała się zaproszenia - pchnęła drzwi, weszła do środka i rozejrzała po salonie.

Pusto. Pociągnęła nosem szukając zapachu porannej kawy, ale i tego zabrakło.

Pewnie Claude jeszcze śpi. Pytanie tylko, czy nie będę jej przeszkadzać... - pomyślała pamiętając o tym, jak Claude była szczęśliwa z powrotu Jacoba i o tym jak bardzo zaczynają się zacieśniać relacje między tą dwójką.

Weszła do środka, rozglądając się wciąż. Zajrzała do kuchni, przelotnie zerknęła przez uchylone drzwi do łazienki, po czym starając się zachować jak najciszej, uchyliła drzwi wszystkich sypialni i sprawdziła, czy nikogo nie ma w środku.

Było pusto i cicho, jakby nikogo tu nie było od dawna. Jen zmarszczyła nos z dezaprobatą. Gdzie Claude mogła być? I Jacob do tego? No, chyba, że gdzieś poszli we dwójkę... Nocny spacer po plaży? Nie, Jen nie podejrzewała Jacoba o taki romantyzm.

W brzuchu jej zaburczało, więc nie zastanawiając się wiele przeszła do kuchni, odruchowo niemal włączając czajnik i przetrząsając szafki. Wyjęła chleb, kawę, znalazła słoik dżemu. Podeszła do lodówki i wyjęła masło. Odwróciła się w kierunku szafki, na której miała przygotowaną resztę produktów, gdy uświadomiła sobie, co właśnie zobaczyła na drzwiach lodówki. Powoli odwróciła głowę i przebiegła wzrokiem to, co było napisane wielkimi literami na kartce formatu A4. Aż dziw, że tego wcześniej nie dostrzegła.

Cytat:
"JJ, POSZŁAM Z JACOBEM NA COŚ W RODZAJU SPACERU. NIC MI NIE JEST. NIE MARTW SIĘ."


- Czyli jednak ten łysol ma jakieś romantyczne odruchy - powiedziała na głos, czytając napis na kartce ponownie. - Niesamowite. Jestem pod wrażeniem. Chyba normalnie padnę z wrażenia - otworzyła ponownie lodówkę, zajrzała na sam jej tył i wyjęła słoik ogórków konserwowych.

Postawiła sobie wszystko na szafce, po czym zabrała się za przyrządzanie stosu kanapek z dżemem, wciąż mrucząc do siebie.

- Ale żeby przyjść i po ludzku powiedzieć, to nie - mamrotała. - "Dzisiaj wieczorem idę na randkę z Jacobem". Albo cośkolwiek. Myślała, że jej zabronię czy coś? - odkręciła słoik z dżemem, nabrała odrobinę na palec i spróbowała, po czym skinęła głową z uznaniem. - Ale nie. Lepiej zostawić kartkę na lodówce. I to jeszcze na swojej! Jakby była jakakolwiek szansa, że ją znajdę. - sięgnęła po słoik z ogórkami i naprężyła się próbując go otworzyć. - A tak w ogóle to po co kartka? Na randkę się idzie i z randki się wraca - podważyła wieczko nożem, po czym wzięła w rękę ogórka, w drugą kanapkę i zaczęła jeść. - Kartkę zostawia się, gdy jest szansa, że się przez jakiś czas nie wróci - dokończyła przełknąwszy resztę ogórka i oblizując dżem z palców.

- Nie wróci...? - odwróciła się powoli do lodówki i przeczytała jeszcze raz to, co było na niej napisane. - "Nie przejmuj się?" No, teraz to się dopiero zaczęłam przejmować... Wiesz co, Claude? Mam nadzieję, że nie zaszyłaś się z Jacobem tam, gdzie on siedział przez ostatnie dni. Zawiodłam się na tobie. I jeśli dziś jeszcze nie wrócisz i nie zdasz mi relacji, to strzelę takiego focha, że... - Wzięła w dłoń ostatnie kanapki, ze słoika wydłubała jeszcze dwa ogórki i ruszyła do wyjścia.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Sob 12:22, 12 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:38, 13 Mar 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Słońce niespodziewanie szybko sięgnęło zenitu, czego zajęci sobą mieszkańcy nawet nie zauważyli. Co prawda cisza nadal ogarniała całą Wyspę, ale teraz w powietrzu pojawiło się coś nowego - ledwo odczuwalne drgania. Jakby stało się pod kolumną na koncercie i odczuwało basy całym ciałem.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 17:43, 18 Mar 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Jeszcze zanim słońce zdążyło sięgnąć horyzontu, na niebie pojawiły się gęste chmury nadciągające z południa. Bardzo szybko zakryły niebo, mimo że na wyspie nie odczuwano podmuchu wiatru. Zapowiadała się czarna noc, podczas której trudno będzie cokolwiek dostrzec w ciemności.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 22:22, 22 Mar 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 24.

Chmury nadal wisiały nad wyspą, przepuszczając tylko nieliczne promienie słońca. Dzień wstawał ponury i mglisty.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28 ... 31, 32, 33  Następny
Strona 27 z 33

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin