|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 19:16, 23 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob przebudził się, ze zdumieniem odkrywając nad sobą sufit - zamiast dziurawego, nieporęcznie skleconego z gałęzi i liści paproci baldachimu, pod którym spędził ostatnie nocy, a którego to baldachimu z pewnością, nawet przy najlepszych chęciach, nie dało się nazwać szałasem. Ukłucie niepokoju poderwało mężczyznę do pozycji siedzącej. Przetarł oczy. Salon zalewało jaskrawe światło dnia, rażące, niemające wiele wspólnego z kojącym chłodem i spokojem zieleni, i w tym właśnie świetle Jacob zobaczył naprzeciwko siebie męską sylwetkę.
I broń. Znów broń.
- To ty...? - wymamrotał Jacob, z trudem i niedowierzaniem rozpoznając w postaci Johna Robertsona. - John? Skąd... Co...? - wskazał dłonią pistolet, w gardle czuł suchość. - O co tu chodzi?!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Śro 19:26, 23 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 19:57, 23 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Upper zachowywał się, jakby zobaczył ducha. Jego totalne zaskoczenie wzbudziło w Robertsonie przypuszczenia jakiejś teorii spiskowej, na mocy której miał być martwy. Szybko wyrzucił z głowy tę absurdalną myśl. Jeżeli Jacob wyglądał na zaskoczonego, to... może po prostu rzeczywiście był. W końcu John mierzył do niego ze spluwy, mimo że kilka dni temu prawie złamał mu szczękę przy ucieczce.
- Wybacz.
Przysunął broń przed oczy, przyjrzał się jej, jakby z niedowierzaniem, że mógł celować w Uppera po tym wszystkim, co się stało od ich pierwszego spotkania. A może właściwie nie było w tym nic dziwnego... W każdym razie John odłożył glocka na ławę. Na tyle blisko siebie, by z łatwością mógł po niego sięgnąć.
- Ostatnie wydarzenia... - przełknął ślinę, przypominając sobie zajście w pubie. - wprowadziły nieco zamieszania. Dżungla mnie prześladuje, duch wyspy... Jakkolwiek to nazwać. - przerwał na chwilę. - Pamiętasz, przy naszym ostatnim spotkaniu pytałeś o chatkę. Byłeś tam? W zachodniej części dżungli? Byłeś?!
Ostatnie pytanie zadał natarczywie, wręcz obłąkańczo. Świadomość, że musi tam iść, by odnaleźć dokumenty, że to jego karta przetargowa, że chce wrócić do domu - wszystko to mąciło Johnowi w głowie, wprowadzało chaos. Zachowywał się bardziej jak oprawca, a nie człowiek, który ma zamiar prosić o pomoc.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Śro 21:07, 23 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob wiedział już, że z Robertsonem należy postępować jak bombą, która może wybuchnąć w przypadku przecięcia złego kabelka. Nie uważał go za szaleńca, ale niektóre zachowania Johna były w przekonaniu Jacoba co najmniej "przesadzone" - jak teraz.
- Co działo się z tobą? - zapytał mężczyznę, wstając i zgarniając rozrzucone dokoła części garderoby, które zamierzał na siebie ubrać. - Po ucieczce? Nieźle nam to wyszło. Aż zbyt, kurwa, realistycznie... - uśmiechnął się krzywo, lecz bez pretensji. W końcu sam prosił się o tę dramaturgię.
Nie otrzymał na razie odpowiedzi. Robertson był wyraźnie pochłonięty jakimś innym zagadnieniem, którym - jak łatwo wywnioskować - zamierzał się chyba podzielić.
- Duch wyspy, hm? - mruknął Jacob słysząc słowa mężczyzny. - Chyba miałem przyjemność zobaczyć go... TO... na własne oczy. I, tak, pamiętam o chacie. Od kilku dni penetruję zachodnią część dżungli. Czekam na kogoś. Lub coś... - teraz to w jego głos wkradł się cień.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 21:30, 23 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Nic się nie działo. - odparł, myśląc o kartce z ostrzeżeniem, podpisanej ręką jego córki. - Rozważałem różne możliwości. Po tym, jak ten mały bachor zmusił mnie do postrzelenia jednego z waszych, nie mam co liczyć na to, że wasza mała społeczność przyjmie mnie do siebie za ładne oczy. A ja... Ja muszę wrócić do domu. Potrzebuję tego, co jest w chatce, potrzebuję akt z pierwszego White Raven. To będzie moja karta przetargowa.
Od siedmiu lat zależało mu na powrocie do siebie, do rodziny. Jedynie ta myśl trzymała go przy życiu. Znosił wizje, które fundowała mu Wyspa. Przetrwał, ale... Chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy, utknął w 2003 roku. Żona i córka od czasu uwięzienia na wyspie miały tyle samo lat - Judy była wciąż piękną szatynką, Marry Ann uroczą sześciolatką. Tęsknił do rodziny, którą znał sprzed lat. Jasne, wiedział, że wszystko się u nich zmieniło, tylko jakoś nie dopuszczał tego do siebie.
- Na co czekasz? - spytał, mrużąc oczy. Wyczuł zmianę w głosie Uppera. - Na to... Na to, co naprawdę czai się za wizjami i halucynacjami? - zadrżał. - Nie wywołuj tego. To cię zniszczy. Po prostu zostaw. Pomóż mi dojść do chaty tak, by nie rozwścieczyć wyspy jeszcze bardziej. Może uda nam się przeżyć. - zrobił się wyraźnie nerwowy, kręcił się na fotelu. - Naprawdę to widziałeś? Nie wiem przyjacielu czy zajrzałeś w oczy Wyspy tak głęboko, jak ja...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Śro 23:20, 23 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Poranek nieoczekiwanie przeszedł w południe. Czyste niebo nie zwiastowało żadnych niemiłych zmian pogodowych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Czw 12:11, 24 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Dlaczego? - pomyślał Jacob, coraz bardziej zły - Dlaczego mam tego nie wywoływać? Dlaczego miałbym na siebie uważać, rezygnować z prawdy na rzecz własnego bezpieczeństwa?
- Przeszedłem już przez kilka kręgów piekła, jestem zahartowany - wzruszył ramionami, dając Johnowi do zrozumienia że ma już dość przestróg. - Myślisz, że coś jest w stanie mnie zniszczyć? Zabić, w porządku. Ale zniszczyć? Nie - odsłonił zęby w złym, bardzo nieprzyjemnym uśmiechu. - Co możemy znaleźć w tych aktach? I w jaki sposób mogą być dla nas użyteczne?
Jacob sam nawet nie zauważył, kiedy zaczął się wypowiadać w liczbie mnogiej. Odszedł na chwilę do kuchni, aby przygotować dwa kubki mocnej, czarnej kawy, z którymi wrócił do salonu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Czw 12:16, 24 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Czw 12:41, 24 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Dla nas? - Robertson uśmiechnął się do siebie. - Dla mnie mogą być użyteczne, a dla ciebie...? Gdyby mógł sobie pozwolić na wzruszenie ramionami, to właśnie to by teraz uczynił.
- To cała dokumentacja pierwszego projektu White Raven. Nazwiska, cele projektu. Kto wie, może jakieś wnioski, wskazówki. W każdym razie wiele informacji.
Zastanowił się, czy informacje w wystarczający sposób zmotywują Jacoba. Czy były dla niego na tyle ważne, by dotrzymać towarzystwa. John miał wątpliwości. Jednocześnie był zdeterminowany.
- Ale dla ciebie chyba będzie ważniejsze samo miejsce. Bo tam, mój drogi przyjacielu, tam siedzi całe to upiorne gówno.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Czw 12:57, 24 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob nie zastanawiał się długo nad słowami Johna. W gruncie rzeczy, był zdecydowany od samego początku - od chwili, gdy Robertson po raz pierwszy wspomniał o kryjącej się w dżungli chacie, tylko czekał na propozycję wyprawy do tego owianego złą sławą miejsca. W kilku momentach rozważał nawet samotne poszukiwania, które zapewne skończyłyby się na niczym. Teraz perspektywa zagłębienia się w mroki wyspy wraz z przewodnikiem była jeszcze bardziej kusząca. Jacob z trudem panował nad emocjami.
- Przecież to tylko budynek... - mruknął, odwracając twarz w stronę okna, aby John nie zobaczył jej podekscytowanego wyrazu. Chyba zdradził się jednak po głosie, napiętym. - Dlaczego właśnie tam? To, co widziałem, chyba niespecjalnie lubi przyjmować gości na herbatę i herbatniki, dlaczego miałoby siedzieć w leśnej chacie?
Coś przykuło uwagę Jacoba: na placyku znowu wybuchła jakaś awantura, ktoś chyba kogoś uderzył, ale z tej odległości nie można było mieć pewności.
- Kiedy wyruszamy? - zapytał krótko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Czw 13:49, 24 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Choćby zaraz. Byle tylko się przygotować. Wolałbym jednak wyruszyć pod osłoną nocy.
John rozluźnił się, rozsiadł wygodnie na fotelu. Nawet wywalił nogi na ławę. Wcześniej myślał, że trudno mu będzie przekonać Jacoba, ale teraz... Teraz już wiedział - Upper był równie szalony, co on. Tylko w drugą stronę. Robertson zrobiłby wszystko, by uciec z Wyspy, odciąć się od całej nienormalności, wrócić do rodziny. Jacob natomiast - jak przypuszczał - chciał zostać za wszelką cenę. Tajemnice Wyspy przywoływały go do siebie.
- A co do samej chatki... - pokręcił głową. - Nie wiem dlaczego akurat tam. Po tym, jak rozbiła się moja łódź, tylko raz tam byłem. Po śmierci Jonesa. Jedyne co wiem, to tylko to, że tam jest najgorzej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Czw 14:06, 24 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Odpowiedź Johna wywołała na twarzy Jacoba lekki uśmiech, połączony ze skinieniem głową. Jacob nabrał pewności, że tym razem sprawy faktycznie mają szansę posunąć się do przodu, że skończy się wreszcie to przeklęte gonienie w piętkę. Równocześnie dostrzegł w oczach Robertsona jakąś refleksję, błysk zrozumienia - i właśnie dlatego postanowił zdradzić mężczyźnie pewien ukrywany przez siebie fakt.
- Nie jestem tu przypadkowo - powiedział, upijając łyk kawy. Była gorzka i diabelnie mocna, dokładnie taka, jak lubił. - To znaczy, nie jestem tu przypadkowo w taki sposób, jak reszta. Nie mieliśmy pojęcia, co nas tu czeka, to prawda, ale... Wszyscy odpowiedzieli na ogłoszenie... A ja już wcześniej wiedziałem, że takie ogłoszenie pojawi się w gazecie. I że zostanę zakwalifikowany do tego przeklętego projektu - zarechotał z głębi kubka, łypiąc na Robertsona rozognionym wzrokiem charakterystycznym dla człowieka ogarniętego gorączką. - Długo na to czekałem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Czw 14:34, 24 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- W porządku. - skwitował.
John się mylił - Jacob był jeszcze bardziej szalony niż się wydawało. Jeżeli takie zmiany wywołał w Upperze trzytygodniowy pobyt na Wyspie, to kim by się stał po siedmiu latach? Robertson wolał się o tym nie przekonywać. Jacob mógł robić, co mu się żywnie podoba. Dopóki nie będzie się starał z jakiegoś powodu przeszkodzić Johnowi w powrocie do domu, ten był w stanie traktować go jak przyjaciela. Właściwie, wiele razem przeszli. Nic nie stało na drodze tego, by się teraz przyjacielsko napili.
- Co to, przyjacielu? Zanim ruszymy tam, gdzie gna nas przeznaczenie, może uraczysz mnie czymś mocniejszym niż kawa? - zdjął nogi z ławy, oparł łokcie na kolanach, przechylając się w stronę Jacoba. - Powiedz mi tylko. Jak ułożyły się sprawy po mojej ucieczce? Co gadali ludzie? Czy masz kogoś zaufanego, kto mógłby nam towarzyszyć?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Czw 15:03, 24 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Propozycja Robertsona przypadła Jacobowi do gustu - dlatego wygrzebał ze sterty brudnych ubrań jedną ze zdobytych poprzedniego wieczoru butelek whiskey. Ot, tak, na dobry początek - pomyślał, podając ją Johnowi i układając sobie w myślach odpowiedź na jego pytanie.
- Większość chciałaby cię chyba widzieć ponownie w drewutni. Jeśli nie gorzej. Nie można się zresztą dziwić tym ludziom, to dosyć naturalne. Ale być może udałoby się znaleźć kogoś, kto by nam pomógł.
Tak? Kogo? Claude? Obiecałeś sobie przecież, że będziesz ją chronił.
- Mamy czas do wieczora. Zrobię wstępny rekonesans, niewykluczone, że są tu oprócz nas jacyś straceńcy. Widzisz, ja też nie cieszę się specjalną popularnością w miasteczku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Czw 20:41, 24 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Promienie popołudniowego słońca wpadały do salonu, sprawiając, że John prawie poczuł domową atmosferę. Prawie. Zbyt wiele lat spędził na Wyspie, by gdziekolwiek czuć się jak w domu. Ale może w jego przypadku tylko "prawie, jak w domu" było tym, co mógł dostać. Niech to diabli! Wypijmy za to. Przyjął od Jacoba butelkę, odkręcił ją wprawnym ruchem. Mocny trunek palił gardło, przywracał do życia.
- Nie chciałem strzelić do tamtego nieszczęśnika w pubie. - odezwał się po chwili, oddając whisky Upperowi. - Naprawdę.
Powiedział to kolejny raz. Musiał. Strzelanie do kogoś, kto atakuje, kto jest zagrożeniem nie było dla Robertsona problemem. Zranienie niewinnego nadal wzbudzało wyrzuty sumienia. To chyba oznacza, że nadal jestem człowiekiem. Zerknął na Jacoba. Wyglądała - ba! - on po prostu był zdecydowany na wyruszenie niemal natychmiast. John przypomniał sobie kartkę na lodówce i ostatnie zdanie pozostawionej wiadomości, która nie mogła zostać pozostawiona przez kogoś innego niż Claude. Tylko ona dawałaby instrukcje względem Eltona.
- Widziałem kartkę na lodówce. - powiedział wolno. - Czy to oznacza, że będziesz chciał z nią jeszcze porozmawiać? Chociaż, bardziej mnie interesuje, czy Claude ma wpływ na twoją decyzję.
Miał szczerą nadzieję, że nie. Wystarczyło, że dziewczyna była zupełnie bezużyteczna, jako kandydatka do nauki strzelania. Na tym jej limit powinien się skończyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pon 22:09, 28 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Słońce dotarło do granicy horyzontu i zanurzyło się w oceanie, pozwalając nocy objąć w posiadanie obie wyspy. Dżungla ucichła, jednak pozostało wyczuwalne napięcie, nieokreślone uczucie wywołujące niepewność i strach, przypominające wpatrywanie się prosto w ślepia przyczajonej do ataku pumy. Niektórzy gotowi byliby przysiąc, że w ciemnych zakamarkach widzieli nieokreślone, ruchome kształty. Inni mieli uczucie, jakby ktoś wciąż przypatrywał im się spośród drzew i liści.
Nastała noc budząca nieuchwytne lęki...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 13:03, 01 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Dzień upłynął im na przygotowywaniu niezbędnego do wyprawy ekwipunku, krótkich wymianach zdań, które poprzedzała i zamykała wymiana butelki - a gdy skończyła się pierwsza, Jacob z trudem powstrzymał się przed otwarciem następnej. Ochotę przezwyciężyła praktyczność. Wolał zachować względną jasność umysłu, chociaż wciąż przesłaniały ją mroczne cienie tego, co widział i do czego ponownie kierował swe kroki.
Nie spakował zbyt wielu rzeczy: garstkę produktów żywnościowych, takich, które nie zepsują się w upale zaraz po wyciągnięciu z lodówki, rondel, kilka pudełek zapałek i świece znalezione w piwnicy. Ze sterty znoszonych ubrań wybrał te znoszone najmniej, kierując się znaną każdemu prawdziwemu mężczyźnie zasadą testu zapachowego. Koc - zerwany z kanapy w salonie, ponieważ swój własny Jacob zostawił przy polanie w zachodniej części dżungli. Przez chwilę rozważał kradzież ze dwóch kuchennych noży, doszedł jednak do wniosku, że niehartowana stal nie sprawdzi się w ekstremalnych warunkach dżungli. A Jacob ukrył przecież w szałasie coś znacznie lepszego...
Zmierzch zastał ich odpoczywających i zbierających siły przed wyprawą. Jeśli chcieli, aby ktokolwiek uczestniczył w ich obłąkanej ekspedycji, nadszedł ostatni moment na poszukiwanie zainteresowanych.
- Jak mam kogokolwiek przekonać? - zapytał cicho, posępnie, zorientowawszy się, jak może zostać odebrany... Na przykład przez Claude. - Mamy bilety w jedną stronę, John. Jeżeli znowu stanę twarzą w twarz z tym czymś... Trafi kosa na kamień, jak to się mówi - parsknął, ale nie było w tym żadnej wesołości, raczej świadomość i przyzwolenie na to, co może się stać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|