|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Śro 22:59, 16 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Słońce zaszło - jak zwykle w tropikach - gwałtownie i nad Wyspą zapadły ciemności rozświetlane mdłym światłem Drogi Mlecznej i miliarda gwiazd. Z nad horyzontu powoli wznosił się zbliżający się do pełni Księżyc, zapewniając dodatkowe, silne źródło światła.
Zrobiło się chłodno, ale nie tak jak zwykle po zmierzchu. Powietrze było niemal mroźne, oddechy nielicznych, zdezorientowanych osób które pojawiały się na placyku, zmieniały się w obłoczki pary.
Dżungla już nie szeptała. Dźwięk, który z niej dochodził, można było przyrównać do pomruku pantery szykującej się do ataku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Czw 14:59, 17 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Ciemne okna zmyliły Jacoba, który sądził, że w domku nikogo nie ma albo jego mieszkańcy udali się wcześniej na spoczynek. Albo umarli, jeśli statystyki przestępczości w miasteczku nie zmalały.
O swoim błędzie przekonał się, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Jakiś wściekły potwór wczepił się w nogawkę spodni Jacoba, gryząc i szarpiąc zawzięcie jak szatan. Jacob potknął się o bestię i runął przed siebie, w ciemność. Wyrżnął łokciem niechybnie w jakiś stojący w przedpokoju mebel, ułamek sekundy później coś uderzyło go w potylicę. Dopiero później miał się dowiedzieć, że był to zdradziecki obuch siekiery, która podczas upadku obluzowała się z plecaka i zaatakowała swojego właściciela.
Potwór nie ustępował, Jacob gramolił się na podłodze, kopiąc lewą nogą na oślep. Prawą miał unieruchomioną w szczękach bestii.
- Puszczaj, cholero! - krzyknął w bezsilnej rozpaczy, opędzając się od rozszalałej bestii trzonkiem siekiery. Dopiero, kiedy usłyszał znajome szczeknięcie, opamiętał się. - Elton? Elton, to ty?!
Potwór zrezygnował z nogawki, zaszczekał - Jacob miał nadzieję, że radośnie - i zabrał się za rękę Jacoba, wczepiwszy się w nią zębami - i tu było już Jacobowi obojętne, czy pies zrobił to z wesołości czy nie. Zabolało jak diabli.
- ELTON!!! - ryknął. Wreszcie udało mu się odepchnąć czworonoga i chwiejnie wstać z podłogi. Pies kręcił się mu pod nogami, kiedy szukał w ciemności włącznika światła. Gdy znalazł, szybki rzut oka upewnił go w przekonaniu, że faktycznie ma do czynienia z Eltonem, aczkolwiek pies sprawiał wrażenie zmizerowanego. I - chyba - ucieszonego z obecności człowieka. A Jacob mimowolnie uśmiechnął się na widok starego znajomego.
- Stęskniłeś się, co? Stęskniłeś się, pomyleńcu, to widać... A może po prostu zgłodniałeś? Cholera, Claude cię tutaj nie rozpieszczała, tak, zaraz coś na to zaradzimy... Może znajdziemy jakieś żarcie w lodówce... O ile nie wyjedli wszystkiego - dodał z przekąsem, a potem spojrzał na swoje spodnie. Z prawej nogawki zostały wyłącznie strzępy. Jacob nie zdenerwował się jednak, wręcz przeciwnie - żałosny stan ubrania doprowadził go do wybuchu niekontrolowanego śmiechu, którego nie potrafił stłumić.
Rycząc ze śmiechu i ocierając łzy wszedł do kuchni, a potem zaczął przygotowywać dla siebie i Eltona prosty posiłek składający się z przypadkowej kombinacji składników i resztek wygrzebanych z dna lodówki.
- Danie w sam raz dla takich włóczęg jak my, panie Elton - powiedział, podrzucając to wszystko na patelni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 15:51, 17 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Otwarła drzwi, będąc pewną, że pies będzie czekał zaraz za nimi. Nie czekał. W salonie było włączone światło, w kuchni też. Claude zmarszczyła brwi. Nie przypominała sobie, żeby któryś z domowników zaprzyjaźnił się z Eltonem na tyle, by gardził jej obecnością. W pierwszej chwili pomyślała o Dylanie, ale szybko wyrzuciła ten pomysł z głowy. To byłoby po prostu nieprawdopodobne. Nie pozostawało jej nic innego, jak sprawdzić, co się dzieje w domku. Powolnymi i ostrożnymi krokami przeszła salon i zajrzała do kuchni. Zamarła. Elton dopiero wtedy podbiegł do niej, merdając ogonem. Dziewczyna zachowała się, jakby go w ogóle nie było. Całą uwagę skupiła na Jacobie. Którego stan przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy.
W pierwszej chwili poczuła niewyobrażalną ulgę, że nic mu nie jest. W drugiej złość. Za to, jak się czuła, jak się zamartwiała. A dlaczego? Bo Jacob nawet nie raczył jej powiadomić o swoich zamiarach, jakiekolwiek by one nie były. Zacisnęła mocno pięści. Miała zamiar wyjść, trzasnąć drzwiami. Wiedziała jednak, że jeśli to zrobi, Jacoba wcale to nie ruszy. Owszem, może do niego dotrze dlaczego Claude jest zła, ale co z tego? Poza tym, pewnie gdyby wyszła, po powrocie mogłaby już nie zastać Uppera. I to też ją zdenerwowało. Podeszła do mężczyzny i wymierzyła mu cios pięścią w ramię. Z całej siły, ale i tak nie był mocny.
- Czy zastanawiałeś się chociaż przez chwilę, co będę czuła, nie wiedząc, co się z tobą dzieje przez te kilka dni?! - kolejny cios. - Czy masz w ogóle pojęcie, jak się martwiłam?! Czy to by cię coś kosztowało, gdybyś zostawił jakąś pieprzoną wiadomość na lodówce?!
Stopniowo podnosiła głos, nieświadoma, że z oczu płyną jej łzy ulgi. Chciała uderzyć Jacoba jeszcze raz, ale zabrakło jej już sił. Opuściła bezwładnie ręce wzdłuż ciała. Czuła jakąś totalną bezradność. To był zdecydowanie za długi dzień.
- Za kogo ty mnie w ogóle masz, Jacob? - szepnęła, jakby do siebie, spuszczając głowę. Dopiero, gdy się uspokoiła, zerknęła na patelnię. - I co to ma być, na Boga?
Elton gapił się na Claude merdając ogonem i nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. Ona sama niewiele rozumiała ze swojej reakcji.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Czw 15:53, 17 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 17:23, 20 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Usłyszał, jak wchodzi. To mógł być ktokolwiek, na przykład Robert, ale Jacob instynktownie wiedział, kto zmierza ku niemu. Nie odwracał się. Monotonnie podrzucał warzywa i kawałki mięsa na patelni, zagryzając wargę.
Nie zdążył też niczego powiedzieć.
Krzyki Claude zlały się w potok pretensji i żalu, którego nie mogła powstrzymać - Jacob rozumiał jej zachowanie, nie protestował, ignorując uderzenia, nawet wtedy, gdy opadały na gojącą jeszcze ranę ukrytą pod brudnym, wystrzępionym bandażem. Widok Claude - wściekłej, roniącej łzy - ucieszył go znacznie bardziej, niż to sobie wyobrażał, wracając przez dżunglę do miasteczka. Alkohol i pozytywka były chyba tylko pretekstem jego wizyty w Ras-Shamrze... Prawdziwy powód stał teraz przed Jacobem: drżący, bezradny i czekający na jego reakcję.
- I co to ma być, na Boga?
- To? - Jacob spojrzał na patelnię tak, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu - Nie mam bladego pojęcia.
Uśmiechnął się rozbrajająco, a w tym uśmiechu zawierały się wszystkie emocje, które przez ostatnią minutę w sobie tłumił: radość, ulga i rozbawienie. Pochwycił Claude w ramiona, obdarzając ją silnym, ale ostrożnym uściskiem.
- Dobrze cię widzieć, mazgaju - szepnął zmienionym głosem, dotykając wargami ucha dziewczyny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 18:57, 20 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
- Nie! - próbowała się na początku wyrwać z uścisku. - Nie wybaczę ci tak szybko. Jestem wściekła!
Objęła Jacoba. Palce momentalnie zacisnęły się na koszulce, a złość odeszła równie szybko, jak przyszła. Zastanawiała się, jak to się stało, że ten szorstki w obyciu mężczyzna, do którego większość ludzi bałaby się odwrócić plecami, przez ostatnie trzy tygodnie stawał się dla Claude naprawdę ważny. Dawał jej to, czego potrzebowała - opieki oraz wsparcia. Co prawda wychodziła z siebie z nerwów, gdy Jacob znikał (porwany bądź z własnej woli), ale była zła właśnie dlatego, że znaczył dla niej naprawdę dużo.
- Nienawidzę cię, wiesz? - mruknęła w odpowiedzi na słowa Jacoba.
Gdy jednak poczuła na uchu dotyk, jak jej się wydawało - czuły, zrobiła coś, co zaprzeczało znaczeniu wypowiedzianych przez nią słów. Pocałowała Jacoba. I to nie w policzek, jak miała w zwyczaju. Prosto w usta, obejmując dłońmi twarz mężczyzny. Przez bardzo krótką chwilę zapomniała, że jest na wyspie, że bierze udział w jakimś poronionym projekcie. Zapomniała o wszystkim. Nagle zorientowała się, co robi i cofnęła się natychmiast. Przyciskała dłoń do ust, patrząc na Jacoba z szeroko otwartymi oczami.
- Ja... To... Znaczy...
Jąkałą się, nie skończywszy ani jednego zdania. Nie żałowała pocałunku, ale bała się reakcji Jacoba. Popatrzyła na patelnię, w której upatrywała jakiś ratunek. Chciała jak najszybciej zmienić temat. Bez słowa chwyciła za rączkę, a niezidentyfikowane usmażone coś wyrzuciła bezceremonialnie do kosza.
- Zrobię coś... normalnego. - powiedziała cicho, nie patrząc w stronę mężczyzny. - A ty... Ty zrób ze sobą porządek. Wyglądasz okropnie. Gdybyś zdążył zapomnieć, to łazienka jest tam. - drewniana łyżka posłużyła Claude do wskazania kierunku. Zdradziła również, że dziewczynie trzęsą się ręce.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Nie 18:59, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 19:34, 20 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Stało się.
Tylko tyle przyszło Jacobowi do głowy w pierwszym momencie, gdy Claude oderwała od niego usta i cofnęła się - zmieszania do granic możliwości. On sam nie poczuł się zakłopotany, być może odrobinę zaskoczony nagłą zmianą sytuacji. I własną reakcją. Jeszcze kilka tygodni temu nie dałby wiary, że dopuści kogokolwiek do siebie na taką odległość, jeszcze kilka dni temu nie pozwoliłby na to Claude - nie z braku chęci, lecz z przezorności. A teraz? Wmawianie sobie, że traktuje dziewczynę tylko jak przyjaciółkę byłoby jawnym oszustwem. Fakt, że nie był najlepszym kandydatem do romansów, jak gdyby przestał się liczyć. Przez krótką chwilę liczyły się wyłącznie jej usta - delikatne i słone.
- No proszę - uśmiechnął się zawadiacko, przekrzywiając głowę. Claude nadal sprawiała wrażenie zszokowanej swoim "niecnym występkiem". Jacob, nie wiedzieć dlaczego, lubił ją taką. Położył, na moment, dłoń na jej ramieniu w uspokajającym geście.
Do dalszych poleceń Claude zastosował się bez słowa protestu czy komentarza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 20:13, 20 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Claude odetchnęła głęboko dopiero wtedy, gdy usłyszała trzask drzwi od łazienki. Oparła dłonie o blat, zwiesiła głowę, pozwalając, by włosy opadły na twarz. Uśmiechała się. Bała się, że posunęła się za daleko, że podrażniła nie tę strunę emocji Jacoba, co trzeba. Że weszła na teren, od którego powinna trzymać się z daleka. Spokojna reakcja Jacoba rozwiała wątpliwości.
Coś pod nogami dziewczyny pisnęło, otarło się. Elton domagał się błagalnie pokarmu, wzbudzając tym wyrzuty sumienia Claude. Pogłaskała psa z uczuciem, po czym wsypała karmę do miski, usypując kopiec. Następnie zajęła się posiłkiem dla Jacoba. W tym celu musiała odwiedzić piwniczkę, by uzupełnić zapasy. Zdecydowała się na przygotowanie spaghetti - szybkie i proste danie. Po dwudziestu minutach wszystko było gotowe. Claude wyraźnie się uspokoiła, odprężyła. Gotowanie zawsze ją relaksowało, oczyszczało myśli. Gdy jednak postawiła obie porcje na stole, było po gotowaniu, a głowa Claude znów wypełniła się zbyt wieloma pytaniami. Zastanawiała się, jak teraz powinna się zachować.
- Naturalnie. - odpowiedziała sobie szeptem. Z uśmiechem.
Dla pewności wcisnęła dłonie w kieszenie jeansów. Oparła się o kuchenny blat, czekając na Jacoba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 21:08, 20 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob umył się i ogolił. Ubrał się w ostatnie znalezione w pokoju czyste ubrania: stare bojówki w kolorze khaki i czarną koszulę, której rękawy podwinął na wysokości łokci. Obserwując swoje odbicie w lustrze zauważył małe rozcięcie na czole, rankę, o której nawet nie wiedział - musiał skaleczyć się w dżungli jakimś ostrym pnączem. Potarł ją palcem, a potem przyjrzał się paznokciom, spod których nie udało mu się usunąć całego brudu.
Trudno - pomyślał, wychodząc z łazienki. - Nie wybieram się na żaden bankiet...
Zastał Claude przy blacie. Za jej plecami garnek buchał gęstą parą.
Jacob usiadł przy stole, chrząknął. Wiedział, że Claude należą się obszerne wyjaśnienia, ale nie miał bladego pojęcia, od czego zacząć. Jak wytłumaczyć jej przyczynę swojego zniknięcia i - przede wszystkim - jak uprzedzić ją o tym, co zamierzał zrobić.
Tak, żeby nie wzięła mnie za szaleńca... Chociaż, w gruncie rzeczy, dlaczego by nie? Może faktycznie nim jestem?
- Należą ci się przeprosiny - powiedział poważnie, wbijając wzrok w swoje splecione palce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 21:34, 20 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
O wiele lepiej. - pomyślała, widząc "ogarniętego" Jacoba. Chociaż i tak wyglądał na zmarnowanego. To nasuwało pytania o powód jego nieobecności. Na szczęście sam zaczął ten temat. Nie musiała się zastanawiać, jak podejść Uppera.
- Należy mi się coś więcej, Jacob. - poruszała palcami w kieszeniach. Nadal była lekko nerwowa po pocałunku. - Nie tylko przeprosiny. Chcę wiedzieć, gdzie byłeś. Co się z tobą działo. No i zupełnie nie rozumiem dlaczego nic mi nie powiedziałeś.
Odbiła się lekko od blatu i usiadła przy stole na przeciwko Jacoba. Podała mu sztućce, skinęła głową na jeszcze ciepłe spaghetti, które już za chwile będzie tylko zimną breją.
- Twoja spowiedź może chwilę poczekać. - uśmiechnęła się lekko. - Jestem ciekawa, jak diabli, ale chcę, żebyś najpierw zjadł, co byś nie zemdlał w trakcie opowieści. - podparła dłonią podbródek i spojrzała z troską na Jacoba. - Musisz być wykończony.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 23:24, 20 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob zabrał się do konsumpcji. Jadł powoli, oszczędnie, delektując się smakiem. Po kilku dniach odżywiania się owocami - z których co najmniej połowa okazywała się niezdatna do spożycia - i pieczonymi na rozgrzanym kamieniu chrabąszczami, ta "niewyszukana" potrawa napełniała go rozkoszą, której nie potrafił i nie zamierzał ukrywać.
- Łatwiej byłoby - powiedział między jednym kęsem a drugim - pokazać, gdzie byłem. Mówiąc w dużym skrócie: w okolicy...
Widząc, że Claude już zamierza coś wtrącić, przycisnąć go i zmusić do dokładniejszej wypowiedzi, podniósł dłoń, uprzedzając dziewczynę.
- Być może uznasz to za... Pokręcone - znalazł właściwe słowo, które nie robiło z niego od razu wariata - Być może to JEST pokręcone... Ale nie bardziej niż pojawiająca się z piekielnych czeluści dziewczynka.
Umilkł. Przez minutę w kuchni słychać było tylko widelec uderzający o talerz.
- Musiałem... Nadal muszę coś sprawdzić. Pamiętasz tamtą polanę? Tę w zachodniej części wyspy. To, co nas odwiedza, przychodzi właśnie stamtąd. Jestem tego pewien. A ja... Cóż, rzucam temu kurewskiemu czemuś wyzwanie. Wystawiam się, rozumiesz? Chcę TO znowu zobaczyć.
Chcę TO znowu poczuć.
Wiedział, że mówi nieskładnie. Wiedział, że nie mówi całej prawdy. Wiedział, że Claude wie. Inaczej jednak nie potrafił.
- Claude, ja nie trafiłem tu przypadkowo - powiedział cicho, przypominając sobie zdarzenie, do którego doszło na zapleczu pewnego podłego baru z meksykańską kuchnią, niecałe trzy miesiące temu. - Mam tu coś do zrobienia. To coś czeka na mnie tam, na zachodzie dżungli - machnął ręką w kierunku, który mógł być kierunkiem zachodnim tak samo jak każdy inny. - Proszę, nie pytaj teraz. Wyjaśnię ci wszystko, co tylko chcesz. Ale w swoim czasie. I nie po zmroku - ściągnął brwi, wytrzeszczając komicznie oczy, jakby opowiadał ogniskową historyjkę z duchami. Jego żart nie wypadł przekonująco.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Nie 23:27, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 0:29, 21 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Beznamiętnie dźgała widelcem własną porcję. Jedzenie w ogóle ją nie interesowało. Skupiała całą uwagę na tym, co Jacob mówił. I nie podobało jej się to. Ale czy podobała jej się upiorna dziewczynka? Albo szepty w dżungli? A przecież te wydarzenia miały miejsce, były rzeczywiste. Westchnęła głośno. Pamiętała polanę, oczywiście. Pamiętała, co wtedy czuła, jak zachowywał się Jacob. Nie chciała go widzieć w takim stanie. Nie potrafiła sobie również wyobrazić, że jest w tamtym miejscu sam. I na dodatek te słowa... "Chcę to poczuć", "Nie znalazłem się tu przypadkowo", "Mam coś do zrobienia"... Brzmiały bardzo niepokojąco.
- Nie rozumiem. - wbiła widelec w makaron tak, że stał nawet, gdy wypuściła go z dłoni. - I tak, to jest pokręcone. Mam złe przeczucia, ale...
Machnęła ręką, dając do zrozumienia Jacobowi, że to nie ma znaczenia. Ufała mu. Może nie powinna, ale po prostu ufała. Nie mówił teraz wszystkie, obiecał wyjaśnić w swoim czasie. Claude przyjęła to do wiadomości.
- Twoje żarty są beznadziejne, kiedy się starasz. - powiedziała poważnie, ale kąciki ust jej drgały.
Posprzątała ze stołu. Miała się zabrać za naczynia, ale zmęczenie i emocje dały o sobie znać. Czuła, że zaraz nogi ugną się pod ciężarem ciała. Nie miało to nic wspólnego z sennością, wiedziała, że jeszcze trochę minie zanim poukłada sobie wszystko w głowie. Ale musiała się położyć. Odpocząć. Przetarła oczy.
- Jestem wykończona. - powiedziała cicho. - Zbyt wiele się dzisiaj wydarzyło. Więc pójdę do siebie... - uśmiechnęła się. - Znaczy, do ciebie. I wiesz... Zawsze miałam wyrzuty, że śpisz na kanapie, więc jakby przyszło ci do głowy, żeby mnie przytulić, to nie krępuj się.
Ostatnie słowa mówiła idąc do pokoju. Nie chciała, by Jacob widział, jak się rumieni. Ale miała ochotę na głęboki, dobry sen w poczuciu bezpieczeństwa. Bez gwałtownych zrywów na każdy dźwięk, bez lęku, gdy budzi się sama w ciemności. Poza tym po prostu tęskniła za Jacobem.
Po chwili przebierała się w przyduży t-shirt za zamkniętymi drzwiami sypialni Jacoba. Potem wgramoliła się pod kołdrę. Oczywiście nie zapomniała o Eltonie, który teraz układał się do snu przy nogach dziewczyny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pon 13:23, 21 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień 22.
Poranne słońce wyłoniło się leniwie zza horyzontu, ogrzewając wyspę. Temperatura podniosła się, po chłodzie nocy pozostało tylko wspomnienie. I nieprzyjemne wrażenie, że coś jest nie tak.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 15:09, 21 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
W nocy długo myślała o tym, co powiedział Jacob. Nie potrafiła sobie tego ułożyć w żadną logiczną całość. Był przekonany, że ma do wypełnienia coś w rodzaju misji. Przyłożyła obie dłonie do twarzy. Oby to nie były jakieś objawy szaleństwa. Przekręciła się na bok, zwijając w pozycję płodową, na co Elton warknął z rozdrażnieniem. Zeskoczył z łóżka i zwalił się ciężko na podłogę, z wyrzutem. Claude zacisnęła powieki, w myślach miała nowe relacje z Jacobem. Zmęczenie powoli zaczęło wygrywać i dziewczyna zapadła w nieco niespokojny sen.
***
Obudziła się gwałtownie, aż podniosła się lekko. Zaraz jednak zorientowała się, że nieprzyjemne uczucie miało źródło w śnie, którego zresztą nie pamiętała. Opadła na poduszkę. Ręką sprawdziła miejsce obok siebie, jakby wzrok mógł ją zwodzić. Może nic się nie zmieniło. - westchnęła. - Może to był tylko głupi sen. Przez chwilę naprawdę zaczęła w to wierzyć, zaraz jednak pokręciła przecząco głową. Wzięła pod pachę rzeczy do przebrania i wymknęła się do łazienki. Szybki prysznic zmył z powiek Claude resztki snu. Założyła szorty i bluzkę z krótkim rękawkiem, wydawało się, że dzisiaj będzie o wiele cieplej. Mokre włosy związała na czubku głowy w rozczochrany kok.
Jacob leżał na kanapie w salonie, pogrążony we śnie. Claude z troską pogładziła go po policzku.
- Co ci chodzi po głowie, Jacob? - powiedziała niemal niedosłyszalnie. - Bo, że to wszystko jest "pokręcone", to mało powiedziane.
Przeszła do kuchni. Kubek gorącej kawy był czymś, za co Claude mogłaby zabić. Po kilku minutach siedziała przy stole nad kubkiem z parującą zawartością. Z ręką podbierającą podbródek. Całkowicie zamyślona. I uśmiechająca się do własnych myśli. Elton pałętał jej się pod nogami, domagał wyjścia, więc wypuściła go na chwilę na zewnątrz, sama zaś dokończyła kawę. Nie chciała budzić Jacoba, należał mu się zdrowy odpoczynek. Poza tym Claude chciała porozmawiać z JJ, w końcu jej to obiecała, a przyszłej mamie z pewnością nie było łatwo, nawet jeśli nie chciała tego pokazywać.
Wyjęła z kuchennej szuflady dużą kartkę A4 i marker. Nakreśliła na niej kilka zdań, po czym z tłumionym śmiechem przyczepiła do lodówki.
"JACOB, TAK WYGLĄDA WIADOMOŚĆ NA LODÓWCE.
ZAPAMIĘTAJ NA PRZYSZŁOŚĆ!
Poszłam poszukać JJ. Zaopiekuj się Eltonem.
Nie dawaj mu żadnych śmieci do jedzenia! Tylko karmę.
I lepiej, żebyś tu był, gdy wrócę!"
Potem zawołała psa, a gdy ten wbiegł do salonu, Claude przykucnęła przy nim i poczochrała po łbie.
- Pilnuj Jacoba. Jeśli będzie chciał znowu gdzieś wyruszyć, odgryź mu tyłek. - cmoknęła psa w czoło i już jej nie było.
[placyk]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Pon 18:25, 21 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 12:00, 23 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Cicho zamknęła drzwi za sobą i oparła się o nie, zakładając ręce za siebie. Oczekiwała, że Jacob wszystko jej dzisiaj wyjaśni, odpowie na pytania, nie będzie się wykręcał. Wtedy mogłaby się jakoś ustosunkować do jego zamierzeń, spróbować zrozumieć, ocenić jak bardzo ryzykuje i... Pokręciła przecząco głową. Nie miała dalszych pomysłów, bo chyba nie było niczego, co mogłaby zrobić. Niezależnie od tego ile mówiła i co próbowała wyperswadować Jacobowi, ten tak czy inaczej robił swoje.
Z westchnieniem rezygnacji oderwała się od drzwi. Jacob nadal odsypiał swoje na sofie w salonie. Mogłaby go obudzić, porozmawiać na siłę, dopiąć swego. Tyle tylko, że nie była tego typu osobą. Nawet gdyby podjęła takie działanie, pewnie po chwili już by miękła, mając wyrzuty sumienia, że chce komukolwiek coś narzucać, zabraniać, kontrolować.
Zamiast tego zrobiła sobie kanapkę, którą potem przeżuła z mozołem. Odzwyczajała się na wyspie od jedzenia. Jakby karmiła się strachem, stresem i złudnym bezpieczeństwem w gronie ludzi. Wypiła jeszcze jedną kawę. Jacob wciąż pochrapywał w salonie. Claude domyślała się, że wiele przeszedł. Potrzebował regeneracji.
Wyszła na ganek domku, by zawołać Eltona. Jednak ten nie przyszedł. Zagwizdała, zawołała raz jeszcze. Nic. Zaniepokojona zeszła ze schodów na placyk.
[placyk]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
John Robertson
|
Wysłany:
Śro 19:05, 23 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Cicho, niczym skradający się drapieżnik, przekroczył próg. Nie słyszał żadnych odgłosów domowej krzątaniny. W domki panowała niczym nie zmącona cisza. No, może nie wliczając miarowego oddychania śpiącego na kanapie mężczyzny. John wiedział kim jest, nie sposób było się pomylić, patrząc na łysą głowę. Rozejrzał się uważnie, sprawdził wszystkie pomieszczenia. Pusto. W kuchni zerknął na kartkę zostawioną przez Claude. Dziecinada.
Wrócił do salonu, w międzyczasie wyciągając glocka zza paska spodni. Usiadł na fotelu na przeciwko śpiącego Uppera. Odbezpieczył broń i wycelował prosto w głowę.
- Cześć, przyjacielu. - powiedział głośno, kopiąc nieznacznie ławę, by mężczyzna się obudził.
Robertson wolał mieć Jacoba na muszce. Nie wiedział jak i czy w ogóle sytuacja się zmieniła. Może i Jacob kilka dni był nieocenioną pomocą. Może i uratował Johna przed samosądem mieszkańców Ras-Shamry. Ale John z doświadczenia wiedział, że kilka dni to bardzo długo. I wiele może się zmienić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|