|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Megan.
|
Wysłany:
Nie 13:34, 21 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 12 Mar 2010
Posty: 187 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Trochę przynudzania, ale chcę to wszystko ułożyć "Po kolei", a nie mieszać. ; PP
24 Marca, 2007 r. Camden Town, Londyn.
W klubie Purple Turtle panował tłok. Wszędzie było mnóstwo ludzi skaczących w rytm hałaśliwej muzyki, którą sama lubiła. Siedziała przy jednym ze stolików, sącząc jakiś tani drink i obserwując każdego. Czekała na niejakiego Travisa Pengelly, z którym miała się spotkać. Robiła kręgi niebieską słomką w szklance, nudząc się niemiłosiernie. Bolała ją głowa i była zmęczona po wczorajszym wieczorze, a dzisiaj zapowiadało się to samo. Ziewnęła na samą myśl o powtórce. Kiedy do jej stolika podeszły trzy osoby, podniosła wzrok znad szklanki i obrzuciła ich wzrokiem.
- Megan, ta? – rzucił ten w środku. Był najwyższy z całej trójki i wyciągnął w jej stronę dłoń. – Jestem Travis, umawialiśmy się. – uśmiechnął się lekko, choć był to bardziej fałszywy uśmiech, niż normalny. Megan się nie odzywała. Facet jej nie pasował, choć był przystojny. Podała mu swoją dłoń, ale cofnęła ją, jak najszybciej mogła. Takie cholerne względy bezpieczeństwa, zwłaszcza w tej dzielnicy.
- Perkusja… - Travis wskazał na mężczyznę w krótkich, czarnych włosach, który stał po jego lewej stronie. Ten uśmiechnął się lekko do niej, ale nie podał jej dłoni. Trzymał dystans i to jej się podobało. – Gitara basowa – skinął głową na tego z prawej. Ten z kolei miał jasne włosy do ramion i tatuaż na klatce piersiowej, który wystawał spod koszulki. – Szukamy kogoś na wokal – dodał poważnym tonem, zajmując miejsce naprzeciwko Megan. Zanim zauważyła, pozostałej dwójki już nie było. Zostali sami.
- Skąd wiesz, że potrafię? – spytała w końcu, nie poświęcając mu spojrzenia. Udała ponowne zainteresowanie niebieską słomką. Nie przypominała sobie, by upubliczniała swoje marne umiejętności wokalne. No, poza idiotycznymi wygłupami pod wpływem alkoholu, wśród znajomych.
- Gdybym nie wiedział, to by mnie tu nie było – poczuła irytację w jego głosie. – Więc, jak będzie?
Sama do końca nie wiedziała, co zrobić. Zaczęła intensywnie myśleć nad tym, co będzie, jak się zgodzi. Jeśli odmówi, pewnie będzie tego żałować. Była gotowa na „takie życie”. W odpowiedzi rzuciła tylko krótkie „zgoda”, na co mężczyzna wstał od stolika i znów podał jej dłoń, ale tym razem, by ją podnieść. Kiedy się wyprostowała, zaczął ciągnąć ją w stronę zaplecza, za barem. Po jaką cholerę? Mimo wszystko, szła za nim bez oporów. Hałas ucichł, kiedy zamknął za nią ciężkie, metalowe drzwi i zasunął zamek. Poczuła, że ogłuchła na chwilę. Odruchowo przysunęła dłoń do swojego ucha.
- Dlaczego tutaj? – rzuciła, śledząc go wzrokiem. Przybliżył się do niej podejrzanie.
- Bo w tym pieprzonym świecie nie wystarczy tylko talent… - poczuła jego dłoń na swoim biodrze. Przyciągnął ją do siebie. Miała ochotę go odepchnąć, ale w gruncie rzeczy, nie dała by nawet rady. A więc i ten okazał się pierdolonym skurwysynem, który tylko chciał ją przelecieć. Przez jej głowę zaczęło przepływać tysiące myśli i najgorsze scenariusze tego, jak to się skończy. Czy jeśli zacznie krzyczeć, ktoś ją usłyszy? W to wątpiła. – Poza tym, jestem cholernym, samotnym facetem po trzydziestce, więc należy mi się zrozumienie, nie? Będziemy kwita, Ty mi dasz tego, co chcę, a ja Ci załatwię miejsce w kapeli, to chyba w porządku układ? – kiedy zasypał jej szyje pocałunkami, poczuła jak robi jej się ciepło.
- W porządku – powtórzyła niepewnie, zamykając oczy.
***
14 Kwietnia, 2007 r. Centrum, Londyn.
Dym był okropny. Czuła ucisk w płucach, który skłaniał ją do ataku kaszlu, ale próbowała go w sobie stłumić. Musiała czymś się zająć, chociażby paleniem. Było zimno, cholernie. Noce w Londynie zazwyczaj miały niską temperaturę, ale najgorszy był wiatr pochodzący znad Tamizy. Siedziała na jednej z drewnianych ławek przed budynkiem o okrągłych kształtach. Widok był zadziwiająco piękny, mimo, iż były nimi biurowce z dzielnicy Bank i sam, oświetlony Tower Bridge. Mimo wszystko, nie robił na niej żadnego wrażenia. Było to dla niej rutyną. Podczas, kiedy turyści podniecali się Big Benem, ona tylko przechodziła obok niego, bez żadnego zafascynowania. Z czasem, każdy Londyńczyk przestaje się tym interesować. Odetchnęła głęboko i opadła na tylne oparcie ławki.
- To jest paskudne – stwierdziła, przyglądając się skrętowi umieszczonemu między jej chudymi palcami. – I wcale nie jest smaczne, jak to określiłeś – dodała, przenosząc wzrok na siedzącego mężczyznę obok niej. Pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy, to były jego ciemne sińce pod oczami. Były wręcz fioletowe. Długie, ciemne włosy opadały na ramiona i skórzaną kurtkę. Podobał jej się. Miała świra na punkcie facetów z długimi włosami. Nie wiedziała dlaczego, po prostu tak było.
- Nie powiedziałem, że będzie smakować, tylko, że da kopa – odparł, nie patrząc na nią. Miał odlot, znając życie, nawet nie był myślami z nią. Był wredny, gorszy od niej samej. Ale mimo wszystko, uwielbiała jego chłodne i obojętne podejście do życia. Był też producentem, co prawda podupadającym, ale liczyło się to, że nim był. – Spotkałem dzisiaj dobrego gitarzystę, wiesz? – Poderwał się z miejsca i spojrzał na nią. – W Camden, przyszedł do mnie.
- No i? – spytała krótko, próbując ostatni raz zaciągnąć się dymem. Wetknęła skręta między umalowane na czerwono usta i wciągnęła powietrze. Cholera, znowu ucisk! Tym razem nie udało jej się powstrzymać i zaczęła kaszleć. Mężczyzna zignorował to i poczuła, że zaczyna sie ekscytować.
- Będzie z nami grał, rozumiesz, Meg? Zgodził się współpracować – Cieszył się, bo zarobi. Ale gdzie w tym wszystkim jej wkład? Dlaczego ona nie poznała gitarzysty przed przyjęciem go do kapeli? Przecież była pieprzoną wokalistką! Liderką!
- Dlaczego podejmujesz decyzje beze mnie, co? – poczuła narastającą złość. – A co, jeśli mi się nie spodoba? – Podniosła się z ławki i zaczęła iść w stronę niewielkiego murku odgradzającego teren rzeki i deptak, którym można było dojść spod London Eye, aż do mostu. Jeśli nie miała wpływu na rekrutację członków zespołów, to po co, do pieprzonej cholery, w ogóle nazwał ją liderką?! Mógł sobie ten tytuł wepchnąć w tyłek.
- Nie odpierdalaj fochów, tylko chodź – poczuła, jak ciągnie ją za rękaw jej kurtki. Nie miała szans się wyrwać, więc posłusznie ruszyła za nim.
- Travis, dokąd tym razem? – jęknęła z niezadowoleniem, czując, jak plączą jej się nogi. W odpowiedzi usłyszała tylko krótkie „Do mnie”.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megan. dnia Nie 13:37, 21 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
|
Ryan Crower
|
Wysłany:
Nie 13:49, 21 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Ładne... ;]
Z resztą, Ty sama wiesz, że dobrze piszesz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Megan.
|
Wysłany:
Nie 14:12, 21 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 12 Mar 2010
Posty: 187 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Nie wiem! XDDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 14:23, 21 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Rzeczywiście, dobrze się czyta. Jestem ciekaw kontynuacji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Nie 17:06, 21 Mar 2010 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
No więc zmuszony na GG oceniam
Styl: Fajnie się to czyta, nie przynudzasz. Zręcznie napisane. 6/6
Język: Zastrzeżeń nie mam. 6/6
Klimat: Świetnie oddane realia, dbałość o szczegóły 6/6
Długość: w sam raz 6/6
Przyznaję wedle nowych zasad:
200 XP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Megan.
|
Wysłany:
Nie 19:35, 04 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 12 Mar 2010
Posty: 187 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
8 września, 2008 r. Camden Town, Londyn.
Światło raziło ją w oczy. Czuła, jakby miało wypalić każdy milimetr jej gałek ocznych. Piekły. Tak cholernie piekły, że najchętniej by je zamknęła. Ale wtedy, straciła by tak piękny widok, jakim byli jej fani, tańczący w ekstazie spowodowanej ich muzyką. To było coś pięknego. Było to tak cudowne, że mimo ostrego światła nie mogła oderwać oczu od tego widoku. Podkręcała ich emocje i czuła się, jakby była zdrowo naćpana. Chciała już skończyć jęczeć i zejść do nich, by pogrążyć się w tańcu. Śpiewali razem z nią, co powodowało o wiele lepszy orgazm, niż podczas ostatniego stosunku z Travisem w toalecie tego klubu „Apocalypse”. Była szaleńczo szczęśliwa, bo oni byli szczęśliwi. Jej-ich fani byli wszystkim, co posiadała. Kochała ich wszystkich razem wziętych i każdego z osobna. Z tej miłości, mogłaby ich wszystkich przelecieć. Fascynował ją perkusista. Siedział za tymi bębnami i ostro w nie napierdalał. To było seksowne. Ale widok tych wszystkich fanów jakoś bardziej przykuwał jej uwagę. Przez to, chyba nawet pogubiła się w tekście. Czy ktoś w ogóle to zauważył? Spojrzała na członków zespołów, ale nikt nie strzelał w jej stronę min, a fani też zdawali się tego nie dostrzec. Był tylko Travis. Stał przy barze z groźnym wyrazem twarz. Przeleciał ją strach, bo wiedziała, że jej się za to dostanie. Z przerażenia, zapomniała o wejściu w ostatni refren. Na szczęście gitarzysta w porę to zauważył i przedłużył solówkę. Kim właściwie był ten facet? Nie kojarzyła jego imienia. Był nowy… Travis przedstawił go jako „Alli”, ale to chyba nie było jego prawdziwe imię. Czuła pot spływający po jej czole. Zaczęła drżeć. Bała się Travisa, w dodatku spieprzyła ostatni utwór. Jeszcze te prochy zaczęły coś z nią robić… Tłum zaczął ją irytować. Wszystko kręciło się wokół niej zbyt szybko, a światła wypalały jej oczy. Spocone dłonie zaczęły ześlizgiwać się z mikrofonu. Nagle poczuła, jak upada. Ostatnie, co pamiętała, to piski i tłum rąk wyciągniętych w jej stronę gotowy złapać ją przed upadkiem. Wiedziała jedno: Kochała swoich fanów. A potem odpłynęła…
***
31 października, 2008 r. Upton Park, Londyn.
Już raz miała umrzeć. Kiedyś los zapisał jej przyszłość kończącą się w publicznej toalecie z igłą w żyle. Jego plan trafił szlag w chwili, gdy jakiś spragniony wylania się chłopak wywarzył drzwi i zobaczył ją w tragicznym stanie. Podobno leżała w kącie brudnego kibla i wyglądała jak po złotym strzale. Zabrali ją i uratowali, a ona teraz może cieszyć się życiem. Ciążyła nad nią jakaś cholerna klątwa, bo chyba znów los chciał się pozbyć jej z tego świata. Przed jej oczami toczył się pusty kubek Starbucks po wylanej już kawie. Padał deszcz, była totalnie przemoczona i obolała. Ledwo czuła swoje pieprzone plecy. Dobrze by było się podnieść z ziemi, ale jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Jeszcze mogłaby sięgnąć ręką po telefon i zadzwonić do kogokolwiek, ale jakoś nie do końca jej na tym zależało. Czekała aż ból sam minie i wstanie o własnych siłach. Przeanalizujmy sytuację od początku: Biegła przez dzielnicę Upton Park, bo w klubie The Ruskin Arms mieli dać jakiś mały, tani koncert. Było dość pusto na ulicy, bo do cholery, była dwudziestą trzecia w nocy, a to nie centrum, by paradowały tu wciąż tłumy. Dorwała ją jakaś zażarta banda fanów konkurencyjnej kapeli. Było ich czterech. Oczywiście, jak na złość, wszyscy pozakrywani, więc odwet w przyszłości był wykluczony. Jakoś nie przejmowała się lodowatymi kroplami deszczu, które w nią uderzały. Była noc Halloweenowa, choć tu nie do końca było to obchodzone tak hucznie, jak w Ameryce. Miała dobrze się bawić na koncercie, a tymczasem leżała na chodniku pobita. Zamknęła oczy i myślała nad tym, że jak spotka bandę z zespołu, to zginie śmiercią tragiczną. Który to już raz opuściła koncert? Drugi. Nie licząc kilku olanych przez nią ważnych prób w zeszłym miesiącu. Była okropna. Nie dbała o nic, nawet o zespół Travisa i rozwijającą się karierę. Tak bardzo chciała się kiedyś wybić, ale teraz jakoś już jej na tym nie zależało. Nic już nie było ważne. Była tylko biedna, tragicznie wyglądającą Megan, skopaną i leżącą na chodniku. Brzmi dramatycznie. Chciała umrzeć. Teraz. Niech ją potem znajdą zagryzioną przez szczury. Jej marzenia o byciu gwiazdą Rocka zmieniły się w alkoholowe, narkotykowe i Travisowe piekło. Nie sądziła, że tak to będzie wyglądać. Gdyby o tym wiedziała, to najwyżej zapisałaby się do chóru szkolnego. A gdyby odejść z zespołu? Nie, nie. Wtedy Travis by ją zabił, dosłownie. Bała się go. Odejście nie wchodziło w grę. Zaczynało jej się robić zimno. Była absolutnie przemoczona. Wystarczył jeden telefon i na pewno ktoś by po nią przyjechał. Ale, dalej jej nie zależało. Wolała wstać sama, niż okazywać słabość i po kogoś dzwonić. Gdyby tylko te plecy mniej bolały… Otworzyła oczy i szukała wzrokiem czegoś, czego na czym mogłaby się podciągnąć. Na jakim ona zadupiu wylądowała? Leżała w jakieś zasranej, wąskiej i ciemnej uliczce, a wzdłuż niej same magazyny. Jeśli ten cholerny los polował na nią już od jakiegoś czasu, to niech dobije ją właśnie dzisiaj. Chciała umrzeć. Sama.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megan. dnia Nie 19:35, 04 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Wto 20:57, 06 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Klimatyczne i cholernie realistyczne. Nie mogę się doczepi do prawie niczego. "Światło raziło ją w oczy. Czuła, jakby miało wypalić każdy milimetr jej gałek ocznych." To jakieś takie dziwne mi się wydaje to stwierdzenie, ale pewnie się czepiam
199 XP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|