|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Śro 14:06, 26 Maj 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Dobre Nawet bardzo.
Ależ brutal z naszego Jacoba w najmniej spodziewanych momentach wyłazi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Jacob Upper
|
Wysłany:
Czw 16:57, 27 Sty 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Jacob cisnął dziewczynę na biały od mąki stół, ignorując jej rozpaczliwe protesty i hiszpańskie przekleństwa, których nie rozumiał, ale których sens był dla niego aż nadto oczywisty.
- Zamknij jadaczkę – wycedził, łapiąc dziewczynę za łydkę, gdy próbowała go kopnąć. A potem za drugą, kiedy nieudolnie powtórzyła tę sztuczkę. - Leż grzecznie! - wrzasnął, przygniatając ją ciężarem własnego ciała.
Zaczął rozpinać pasek u spodni. Wysłużona klamra nie stawiała oporu. W przeciwieństwie do rozpaczliwie wyszarpującej mu się kobiety. Nawet płynąca z głośników jazgotliwa meksykańska muzyka nie była w stanie zagłuszyć jej krzyków.
Jacob widział przed sobą przerażone oblicze dziewczyny, jej oczy rozszerzone w przestrachu, policzki mokre od łez. Krótka spódniczka kelnerki zadarła się już na tyle, że mógł zobaczyć czarną koronkę jej majtek.
Ale nie patrzył.
Mocnym szarpnięciem zerwał ze spodni pasek i jeszcze w tej samej chwili zdzielił nim po plecach próbującego się podnieść z podłogi kucharza. Albo uderzenie było za słabe, albo jego przesłanie za mało czytelne - Jacob musiał poprawić, tłukąc mężczyznę po karku, ramionach i głowie, aż ten raczył spokornieć i znieruchomiał.
- Leż, kurwa!
Jacob odtrącił butem leżący obok kuchenny nóż, którym został zaatakowany, gdy wdarł się z kelnerką na zaplecze lokalu. Ostrze noża było mokre od krwi. Jego krwi.
Teraz, przyciskając dłoń do zranionego ramienia, Jacob stanął nad sparaliżowaną ze strachu kelnerką.
- Kim oni są? - zapytał krótko, a jego twarz ściągnęła się w bezlitosnym wyrazie, chociaż głos pozostawał spokojny. - Ci w samochodzie. Ci, którzy czekali aż wyjdę. Ci, których wezwałaś.
Dziewczyna wybełkotała coś niezrozumiale. Wciąż niezdarnie usiłowała poprawić na sobie sukienkę.
- Nie rozumiem. Będziesz łaskawa powtórzyć?
- Idź do diabła, ty pojebańcu.
Jacob przyglądał jej się przez chwilę.
- Cały czas zmierzam do niego - powiedział, zawijając pasek wokół prawej pięści, tak, aby przeistoczyć klamrę w prowizoryczny kastet. Dziewczyna, widząc co Jacob zamierza, krzyknęła rozdzierająco. I bezcelowo.
Jacob pochylił się nad kucharzem, lewą dłonią odchylił mu głowę. Prawą wymierzył potężny cios, pozbawiając mężczyznę przednich zębów.
- Mów, albo życie z twojego kochasia wytłukę! Kim oni są?!
I w tym właśnie momencie dostał odpowiedź na swoje pytanie. Dowiedział się, po kogo zadzwoniła kelnerka i kto czekał na niego w zaparkowanym po drugiej stronie ulicy zielonym fordzie kombi. Wyjaśnienie pojawiło się w kuchni w asyście wypadających z zawiasów drzwi i dwóch rosłych goryli w czarnych skórzanych kurtkach.
Jacob nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
*
- Pamiętasz mnie jeszcze, łysolu? Pamiętasz?!
Jacob rozpoznał mężczyznę jedynie po głosie - złym, przesiąkniętym wściekłością, ale wciąż dźwięcznym i melodyjnym. Bo Leonard Severs w niczym nie przypominał już tego samego człowieka, który kilka tygodni temu zaproponował Jacobowi posadę "ochroniarza". Twarz alfonsa była obecnie brzydką, opuchniętą mozaiką siniaków i szwów, wyglądała jak groteskowa, źle zszyta piłka do rugby wciśnięta w ortopedyczny kołnierz. Mężczyzna poruszał się sztywno - swobodę ruchów ograniczał mu kaftan z gipsu widoczny spod narzuconego luźno na ramiona płaszcza. Severs prawą rękę trzymał zgiętą na temblaku, lewą - wyprostowaną, uzbrojoną w rewolwer. Wylot lufy zawisł na wysokości czoła Jacoba.
- Boisz się śmierci, Jacob?
W pomieszczeniu zostało ich pięciu. Jacob, unieruchomiony na klęczkach przez dwóch trzymających go latynoskich osiłków, stojący przed nim w rozkroku Severs i leżący nieopodal, wciąż nieprzytomny kucharz. Kelnerka uciekła.
- Przyznaj się, Jacob... Jednak się boisz. Nie jesteś takim twardym skurwysynem, za jakiego się miałeś. Co? Boisz się śmierci?
Jacob patrzył w czarny wylot lufy. Jego spojrzenie było nieruchome. I puste.
- Trochę się boję - powiedział.
Severs zarechotał.
- No to masz, kurwa, pieprzony problem! Coś ty myślał? Że na mnie można podnosić bezkarnie rękę? Że można tak sobie paradować po mojej dzielnicy i wpieprzać moje pieprzone burrito? Jeżeli tak właśnie myślałeś, to znaczy, że jesteś skończonym głupcem. Ale to już nie ma znaczenia...
Szczęknął odbezpieczany zamek.
- Z czystej ciekawości zapytam: na co ci to było? Na co to wszystko? Te ciągłe burdy, rozwalanie łbów ludziom? Nie lubisz mnie? Nie lubisz gości mojego pokroju? No, powiedz mi coś, tak na zakończenie naszej krótkiej znajomości. Za chwilę rozsmaruję cię na tej brudnej podłodze. Naprawdę było warto?
- Zawsze jest warto - szepnął Jacob, a potem uśmiechnął się.
Myślami był już daleko, w doskonale znanym sobie motelowym pokoju, na łóżku pod wielką, rozpiętą na całą ścianę fototapetą przedstawiającą tandetny nadmorski krajobraz, tą samą FOTOTAPETĄ, od której się wszystko zaczęło. W miejscu, gdzie ani słowa Seversa, ani wystrzelone właśnie pociski nie mogły go dosięgnąć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 14:44, 06 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
400 XP za oba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|